herbatyzm psychologia herbaciana

brzydula beti

Dużo w życiu czyta się książek ale tylko kilka z nich potrafi tak na maksa wryć się w pamięć i wywrzeć na człowieku AŻ TAK piorunujące wrażenie. Na mnie właśnie w ten sposób zadziała książka pt. Biegnąca Z Wilkami Clarissa Pinkola Estés.

Pierwsze podejście do tej pozycji miałam około 10 lat temu i mimo, że nie doczytałam do końca już wtedy zaczęła coś tam układać w mojej niedojrzałej jeszcze głowie i bardzo się polubiłyśmy. Zawsze interesowała mnie psychika i dusza człowieka i to one stanowiły głównie temat mych rozważań. Z tego m.in. powodu porzuciłam studia dziennikarskie i przerzuciłam się do 2-letniego Studium Psychologii Alternatywnej i mówiono wtedy, że to szkoła czarownic 😉 Naraziłam się tym samym na oburzenie rodzinne, zwłaszcza ojca, który założył drugą familię po wieloletnich zdradach i w końcu, jak mama wniosła o rozwód, to się bardzo zdziwił bo był typem, który najbardziej chciał mieć inteligentną, wykształconą żonę i kochanki – większe lub mniejsze zdziry. Tak więc nie mieszkając, nie żyjąc z nami i średnio się interesując na co dzień to właśnie on największe oczywiście żywił do mnie pretensje i obraził się na wiele lat. Tym samym uznał, że więcej finansowo pomagać mi nie musi i swoją powinność ojcowską zakończył. Dowiedziałam się, że jestem niewdzięczna,

miałam studiować bo TAK TRZEBA,

sam przez to przechodził i uznał, że to jedyna droga do sukcesu i szczęścia. Nawet go rozumiem, ma prawo tak uważać, że tylko ludzie wykształceni są stworzeni do lepszego życia. Po wielu latach jeszcze bardziej zrozumiałam o co mu chodziło, ale będąc młodą dziewczyną wierzyłam w te głupie (?) i nic nie warte (?) ideały. Że

jest się wartościowym nie przez papier, a przez to KIM I JAKIM JEST SIĘ CZŁOWIEKIEM.

On tak nigdy świata nie odbierał, nie rozumiał, tak jak nie zrozumiał chyba nigdy, że pieprzę te jego pieniądze, zawsze pieprzyłam i chciałam tylko, żeby czasem ze mną był dłużej niż godzinę, a nie nie zostawiał tylko kasę. Nie powiem, pomagała mi żyć, ale przysparzała też bardzo dużo cierpienia. Niektórzy nie kumają tego, że pieniądze nie są najważniejsze. Zwłaszcza (w przeważającej większości) drugie żony nie biorą tego pod uwagę i tak wartościują poprzednie rodziny. Może mierzą ludzi swoją miarą? I ten kto jest pazerny spodziewa się pazerności po drugim człowieku?

Tak więc z biegiem lat uwierzyłam, że bez studiów jestem totalnie nikim i żyłam z tym jarzmem inności i piętnem czarnej owcy długi czas. Zanim na nowo zbudowałam sobie swoją wartość, a od ojca po wielu latach, usłyszałam w rozmowie telefonicznej, bo później już tylko na to było go stać, że to nie studia i pieniądze są najważniejsze tylko, o ironio, RODZINA ! O ludzie kochani RODZINA RODZINA RODZINA … Z jego ust zabrzmiało to co najmniej dziwacznie i śmiesznie nawet ale staram się nie oceniać i cieszę się, że może zmienił zdanie i podejście na stare lata (szkoda, że nie do mnie ale zawsze coś, może inni jego bliscy skorzystają).

Moja historia nie jest nadzwyczajna i wielu dzieci, dziewczynek zostało porzuconych przez swoich ojców. Być może zdarzają się te całe patchworkowe rodziny i naprawdę szczerze im zazdroszczę takiego podejścia. W większości przypadków jednak

rozwód odbija się na życiu dziecka taką jazdą i traumą, że wiele lat trzeba się terapeutyzować

i dochodzić do siebie. Niestety dorośli (teraz to wiem z perspektywy matki) nie potrafią/nie chcą czasem zapanować nad swoimi słabościami czy emocjami i dzieci padają ich ofiarą. Wierzę im, że chcieli dobrze, wierzę nawet temu mojemu ojcu, że próbował ale po prostu nie podołał. Brak akceptacji ze strony drugiej żony i zakaz przekraczania przeze mnie progu ICH domu (haha przez 10 LATKĘ !) który budował dla mojej mamy i w którym miałam ustalony pokój nie pomogły w utrzymywaniu jakiejkolwiek relacji. Nawet mu współczuję, że był tak słaby (wielki inżynier budowlaniec, her kierownik), że musiał się ze mną spotykać w ukryciu i po kryjomu dawać pieniądze (teraz tak sobie myślę, choć to bardzo ostre porównanie, że jak jakiejś dziwce…). Wszystko było zawsze na mnie i słusznie zresztą, bo robiłam rzeczy nieciekawe ale za to takie, które Z PEWNOŚCIĄ zwracały jego-taty (bo tylko o niego przecież mi chodziło) uwagę. Dlatego też nigdy nie chciałam mieć dzieci zbyt pochopnie i żadne wpadki w grę nie wchodziły.

Wiem co to znaczy rozwalona rodzina i nikomu tego nie życzę.

Tak więc gdy trafiłam po raz pierwszy na Biegnącą przechodziłam kolejne akcje z moim starym, wysłuchiwałam z kolei pretensji, że mama sprzedaje mieszkanie, które to niby ja miałam po nim dostać i tu znowu wielkie HA HA HA bo mama sama sobie po rozwodzie musiała pieniądze na wykup mieszkania uzbierać i … wykupić… I JUŻ było jej. Hulaj dusza ! Dobrze, że miałam wtedy męża i podporę w jego postaci bo inaczej nie wiem co by się działo. Gdyby nie komuna i to, że jako matka z dzieckiem musiała mieć lokum z pewnością nie miałaby skrupułów nas wysiudać tak, jak nie miał co do reszty niesprawiedliwie podzielonego majątku i przekupywania mamy adwokata żeby rozwód był bez orzeczenia o winie. Miłość jednak jest ślepa i naiwna kobieta wierzy i kocha do końca, a nawet jeszcze dalej, gdy końca już dawno nie ma… Tym bardziej kobieta sama, zraniona i totalnie pogubiona.

Archetypy polizałam więc już w szkole i bardzo się w literaturę takową szybko wkręcałam. Ale książka pożyczoną była i do końca nie doczytałam. Aż do niedawna. I tu ziarno padło na grunt niezwykle podatny gdyż od pierwszego zdania miałam wrażenie, że to o mnie i dla mnie na nowo napisane. Nie wszystko oczywiście ale zdecydowana większość tak.

Każda kobieta powinna* tę książkę posiadać na wyposażeniu swojego umysłu i pamięci. Albo domowej biblioteczki.

*i jak nie lubię tego słowa to tym razem je użyję …

Nasz drugi kontakt przypadł na moment 3-ech lat po urodzeniu dziecka, kiedy zagubiona w obowiązkach domowo rodzicielskich zapomniałam o sobie i swojej naturze, która pragnęła jakiegoś ujścia energii i zmiany postrzegania świata. Ponieważ przez lata całe robiłam portrety numerologiczne i było to moją prawdziwą pasją – siedziałam godzinami, sama wyliczałam, czułam to na maksa i jak postanowiłam zakończyć działalność pojawiła się pustka. Hobby od 14 roku życia posiadane przestało istnieć … A wiedziałam i wiem, że nie chcę do tego wracać, poza tym nie nadaję się do wchodzenia dwa razy do tej samej rzeki.

Nie czułam się (jeszcze) zupełnie martwa ale było blisko. Duchowa śmierć jest bardzo bolesna i przykra.

Chwila zawieszenia co ze sobą robić nie należy do najprzyjemniejszych, tym bardziej jak trwa dość długo. Dobrze, że w kulminacyjnym momencie nowych duchowych narodzin byłam w lesie, w naturze, która zawsze daje mi swego rodzaju ukojenie i mogę się w sobie zebrać do dalszego działania i życia w ogóle. Przepoczwarzyć albo zdechnąć. Zrozumiałam, że nie tylko ja przeżywam świat w taki sposób i poczułam jedność z istotą żeńską Wszechświata. I leżąc tak pewnej niedzieli, w połowie książki będąc, sama w domu, zamiast odpoczywać od dziecia i zgiełku coś mnie tknęło i

poczułam wewnętrzny przekaz,

że mam wstać i zrobić lalkę. Nigdy wcześniej takich rzeczy nie praktykowałam (chociaż szyć troszkę potrafię) ale w głowie od razu pojawił się plan, wykrój i jakie ciuchy poświęcić na budulec. Zaczęłam więc szyć. Szyłam szyłam szyłam kilka tygodni… Lalkę za laką… Każda inna ale był podział na Kiki i Juty. Takie imiona do nich przyszły same. Do tego uszyłam jeszcze psa Gałganka i kota Bilbao, a także Ikara lalkę dla syna i parę lalek Kokosów wyjętą spod jakichkolwiek reguł i przywłaszczone przez męża (w pierwszej wersji jedną z nich moja mama chciała komuś podarować w prezencie i z takim zamierzeniem była tworzona. Jednak okazało się, że pasuje do ekipy i została – na żądanie ukochanego właśnie. Ku oburzeniu teściowej haha, więc ryzykował bardzo).

Pies i kot – do dziś ukochane maskotki synka – wygryzły wszystkie inne, a reszta lalek występuje w naszym domowym teatrzyku. Palce miałam pokrwawione, nie jadłam za wiele, minimalnie się w życiu domowym udzielałam, tylko szyłam. Co skończyłam jedną to już inna mi się w głowie pokazywała. Ale to było cudowne uczucie … jak z pisaniem, którego kiedyś przez inne życiowe wydarzenia zaprzestałam, a zawsze lubiłam i nie bez przyczyny na dziennikarstwo poszłam.

Nie chodzi nawet o żadne konkretne zajęcie ale o to, żeby coś z siebie wyzwolić i każdy przejaw twórczości jest dobry.

Pasja i żar zbliżyły mnie do siebie samej i zapoczątkowały uzdrawianie (duchowe of course). Otworzyły na mnie samą, uruchomiły wrażliwość, którą sądziłam, że bezpowrotnie utraciłam. I choć daleko lalkom jest to ideałów jakie co poniektórzy robią to jak teraz na nie patrzę – sama czasem nie dowierzam, że spod moich rąk wyszły… I jestem z siebie nawet dumna. Dały mi i rodzinie wiele radości bo taki był ich cel. Przypomnieć sobie jak to jest być dzieckiem i pozwolić na posiadanie własnej lalki, która kryje w sobie niespodzianki różne 🙂

Wierzę, że każda z nas, która oddali się od siebie, sponiewiera, pogryzie i padnie może powstać z jeszcze większą siłą i wiarą w swoje moce.

Naprawdę co nas nie zabije to wzmocni ale często sami siebie zabijamy właśnie. Oddalając się od swoich uczuć i tego, co naprawdę chcemy robić. Niszczy nas też środowisko i rodzina, która koniecznie chce narzucić swój sposób na życie i wierzy, że tylko ich przekonania są dobre.

Wybaczam wszystkim, którzy mnie skrzywdzili, a nawet dziękuję im za to – WSZYSTKIM, BEZ WYJĄTKU – bo dali mi SIŁĘ. Dlatego warto warto po tę książkę chwycić 😉 Również faceci gdyby chociaż troszkę ją przeczytali i nawet pobieżnie przelecieli (haha) uzyskali by parę cennych informacji o kobiecie i zrozumieli może tym samym trochę bardziej jej duszę i przy okazji swoją.

er
lalki gałganki, ulubieńcy dziecka, mają swoje role w domowym teatrzyku 😉

Rzeczywiście zajęcia w mojej szkole były niesamowicie ciekawe i nietuzinkowe, zahaczające o metafizykę i zajęcia z chioromancji. Ale nie o wróżenie tutaj chodziło, to był jeden z elementów pozwalających poznać bardziej naturę człowieka i rozbudzić intuicję. Ktoś skoncentrowany na materialnej stronie życia nie pojmie tego tak łatwo, o ile w ogóle i pewnie kiedyś skończyłabym na stosie 😉  Ale gdyby nie ta decyzja, którą podjęłam mimo młodego wieku na maksa świadomie, a wiedziałam, że konsekwencje będą ogromne i zdawałam sobie z tego w jakimś sensie sprawę, nie wydarzyłoby się później tyle cudownych rzeczy.

I miałabym ten papier i poukładane pewnie życie, finansowo i pod każdym względem, ale nie miałabym być może SIEBIE

(stopniowo unicestwianą prze ramki w jakie sama się próbowałabym wcisnąć udając szczęśliwą lub nie czując nawet co to w ogóle znaczy). A to jest cenniejsze od wszystkiego i teraz to widzę i wiem, że

życie na siłę i dla kogoś nie ma sensu

(tym bardziej dla korzystania z pieniędzy ojca – udając super studentkę). I mój bunt i przekora, ale też intuicja, która prosiła o coś innego uchroniły mnie przed tym. Na przekór wszystkim i wszystkiemu. Jak to Koń 😉

Szkoła Psychotroniczna przestała jakiś czas temu istnieć i rzucano jej wiele kłód pod nogi. Wynajmujący lokale jak słyszeli, że są zajęcia z energii kładli wypowiedzenia i kończyli współpracę (z “wróżkami”). Głównym założycielem był Pan Józef Onoszko, prekursor tego zagadnienia w Polsce. Cudowni wykładowcy, wspaniali ludzie i prowadząca filię w Poznaniu, niezwykle oryginalna Halina Chmielewska nie mieli w takiej formie, w naszym zajebistym kraju, racji bytu. Najpierw musieli się przekształcić na studium zwykłej zwyczajnej pomocy uzależnionym  żeby walczyć o uprawnienia szkoły publicznej. I tak się nie udało. Szkoda wielka, bo do dziś korzystam z ogromnych zasobów wiedzy jaką przez te 2 lata tam dostałam…  Dużo uzdrowienia duchowego do nas, różnych ludzi z całej Polski przyszło i pozwoliło zacząć żyć w swoim tempie i w zgodzie z samym sobą… A także uwierzyć w “niemożliwe” po przez doświadczenia mocy ENERGII –  na sobie samych i innych, np. zajęciami z hipnozy czy huny.

BeaHerba

Bea Herba to ziołowa beata herbata słuchająca siebie, swoich odczuć i snów, czasem słaba, czasem czarna i mocna, bywa też kompletnie zielona i delikatna biała, niekiedy słodka i aromatyczna. Jak życie...

Możesz również polubić…

1 komentarz

  1. Evela says:

    trzeba przyznać, że lalki są świetne 🙂 ja nie umiem przyszyć nawet guzika 😉 dzięki za ten tekst Beato 🙂 pozdrawiam serdecznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *