herbatyzm

lanie wody

Tak się czasami zastanawiam nad absurdami codzienności. Będąc sporadyczną bywalczynią urzędów wszelakich zauważyłam delikatną poprawę sytuacji w sprawie tworzenia kącików zabaw dla dzieci. Jako osoba wolna tudzież matka z bardzo małym dzieckiem kompletnie oczywiście nie zwracałam na to uwagi noo ale do czasu.

I tak we Wrocławskim MOPS-ie jest nawet parawan za którym można karmić piersią malucha co ogólnie uważam za duży sukces, a do tego jest wydzielony ogrodzony płotkiem kąt z wykładziną i dużą ilością zabawek. Tak 🙂 Czekanie stało się nieco mniej uciążliwe dla ludu i w końcu ktoś o tych matkach (głównie) i dzieciach pomyślał. Kolejne miłe zaskoczenie to wrocławski Urząd Pracy. Pojawił się kącik dla dzieci ale tu uwaga, obok okienek petentów postawili stolik z krzesełkami, a do tego dołożyli całe ogromne pudło klocków. Moje dziecię ruszyło od razu jak szalone do budowania wysypując zawartość na podłogę. Nie żeby zrobił to bezgłośnie i na gołej posadzce z hukiem raczej wyszło. I nagle pojawił się ochroniarz, starszy pan, kucnął z tekstem: chłopczyku, proszę cichutko wysypywać klocki bo tu panie pracują… I nie wszystkie na raz! Uśmiałam się w duchu i powiedziałam panu, że jak się daje dzieciom TAKIE zabawki i robi TAKI kącik to trzeba (chyba?) liczyć się z konsekwencjami czyli delikatnym jednak hałasem. Rozumiem desperację ochrony, dbał też o koleżankę sprzątaczkę, starszą panią bo zapewne ona sprząta bałagan po dzieciach. Rzeczywiście nagle zawezwano mój numerek i nie zdążyliśmy wszystkiego wrzucić z powrotem do pudła, a jak wyszliśmy to właśnie leciwa pani na kolanach kończyła zbierać. Żal mi się nawet jej zrobiło … Jak to w naszym kraju, pierdoła niby zwykła ale trafiająca w najniższych w hierarchii. Rzucili całe pudło klocków prawie na środku urzędu i najlepiej żeby dzieci się nimi NIE bawiły bo przeszkadza to wszystkim pracownikom dookoła. Raz, że hałas, dwa że sprzątać trzeba bo rodzice nie zawsze zdążą (dzieciaki mniejsze wcale).

Czytałam gdzieś ostatnio, że zwrócono matce w sklepie uwagę, że dziecko siedzi w wózku na miejscu produktów. Kurcze, to o mnie. Czasami ten właśnie sklepowy wózek okazuje się zbawieniem i jedynym słusznym rozwiązaniem żeby okiełznać na zakupach pociechę. Książeczka, soczek i jedziemy 🙂 Mam szansę skupić się i zdobyć to, co potrzebuję bez ciągłego stanu czujności 🙂 Nie sądziłam też, że owo zjawisko AŻ tak bulwersuje innych kupujących, wszak te wózki czasem lepią się wręcz od brudu używane przez różnych np. żuli (przepraszam ale niestety tak) i innych osobników różnych płci niezbyt grzeszących higieną. Jechaliśmy więc sobie beztrosko i nagle wyskakuje zza mąki i cukru starszy facet z gębą: a paaani to gdzie tego dzieciaka posadziła? Ohyda, obrzydlistwo, może w kupach buty miał, a teraz siedzi w wózku itp. Trochę racji ma pomyślałam sobie ale nie na tyle żeby ją głośno przyznać. Zwyciężyło poczucie chwilowego komfortu uwięzienia młodego i odrzekłam: trochę empatii proszę pana, jestem zmachaną matką na zakupach, a żule panu nie przeszkadzają jak po parkingu z wózkami śmigają? Naprawdę się opanowałam bo już wcześniej postanowiłam, że nikomu nie dam się sprowokować do żadnych nerwów z mojej strony. Będę rzeczowa, stanowcza i pewna siebie … to wszystko. Bez emocji. Ale typ drążył dalej aż wtrąciła się jakaś kobieta: panie, weź pan się odczep, co pan, goły chleb wozisz w tym brudnym wózku, że atakujesz matkę? niech dziecko sobie siedzi, co za ludzie, zero zrozumienia, pani się nie przejmuje baranami … Dosłownie haha. I to było nawet miłe. Matczyna zapewne solidarność bo o ile pan zapomniał już jak to jest z małym dzieckiem na zakupach, o tyle kobieta mimo, że starsza pamiętała 😉

A w ogóle ja mam szczęście do różnych takich akcji i gaf. Największą jaką ostatnio popełniłam to latem nad jeziorem. Zjechało się na wieś towarzystwo letniskowe i pojawili ci sami co zawsze ludzie z o rok podrośniętymi dziećmi. I spotkałam taką zaznajomioną ekipkę: babcia, córka i wnuczka. Babcia laska (jak na swój wiek figurka super, zadbana i wesoła), wnuczka sympatyczna, komunikatywna i miła, a mama… Od razu jak zbliżyłam się do jeziora zmierzyła mnie od stóp do głów i jakoś tak niezbyt chętnie odezwała, a że kucała robiąc akurat piaskowe babki to wstała … Ubrana była w jakąś kieckę do ziemi, odcinaną pod biustem, a do tego jeszcze zamotała się w pareo i wypięła  brzuchem w przód. Boszhe, zrobiłam to, samo mi się wyrwało, doprawdy nie wiem kiedy i jak: a Agusia będzie miała chyba rodzeństwo ? OMG obie zaniemówiły, popatrzyły zadziwione, matka trochę się zaśmiała, a córcia powiedział tylko: nieee, odwróciła się i więcej już do mnie nie przemówiła… (NIGDY). O jaaa, co ja zrobiłam…? Ponoć to największe “przestępstwo” – zapytać grubszą laskę czy jest w ciąży … Spaliłam się żywcem i zawinęłam truchtem z plaży ale później tak sobie pomyślałam, że było się nie wypinać i nie ubierać ciążowo bez ciąży ! Ostatecznie chciałam być po prostu miła… A to jedna z tych, co prawiła już rok wcześniej, jak to nie można schudnąć w pewnym wieku po ciąży i żadna dieta NIC nie da (dlatego jeszcze się powiększyła). Dobre wytłumaczenie żeby żreć. Kobiety są w tym mistrzyniami. Nawet genetykę wmieszają w to całe odchudzanie, że nie można, że hormony, że po 30-stce to już tylko fałdy i kapcie. A po ciąży to już zupełnie NIEMOŻLIWE. Tylko jakby tak miały napisać na kartce co zjadły danego dnia to się okazuje, że te szczuplejsze przez cały tydzień takie ilości konsumują. Ja nawet to rozumiem i sama też chętnie bym się oszukała żeby nic ze sobą nie robić ale po co? Nie lepiej spróbować coś zmienić, a nie później z żyletami zazdrości w oczach na chudsze patrzeć? Tak, jest możliwe schudnięcie po ciąży, coś o tym wiem i gdyby taka otwarcie powiedziała, że ma problem to opowiedziałabym jej o swoim konkretnie przypadku. Może i wagę startową niską miałam jak w ciążę zachodziłam, ale za to 23 kilosy przytyłam i nawet swojego lekarza prowadzącego oszukiwałam z tego tytułu odejmując sobie przy koniecznych pomiarach i wizytach. I mimo, że długo karmiłam własną piersią to wcale nie chudłam jak co poniektóre szczęściary. Wręcz przeciwnie, głodna wilczo stale chodziłam. Ale w końcu jak się zmobilizowałam i zawzięłam, że nie chcę narzekać, zadręczać siebie i innych swoją frustracją tylko trzeba coś z tym zrobić – zrobiłam to po prostu. A jestem już duużo po 30-stce 🙂 I można … lol

20160328_150214

Odwracam uwagę od smętnych myśli, które mają ochotę jak jakiś stary film przewijać się w mojej głowie. Lubię poniedziałki lubię poniedziałki lubię poniedziałki LUBIĘ PONIEDZIAŁKI ... ehh … ale czy poniedziałki lubią mnie ?

trochę wody lanie, a może nawet i herbaty … czarnej 😉

BeaHerba

Bea Herba to ziołowa beata herbata słuchająca siebie, swoich odczuć i snów, czasem słaba, czasem czarna i mocna, bywa też kompletnie zielona i delikatna biała, niekiedy słodka i aromatyczna. Jak życie...

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *