psychologia herbaciana

lustro

Dzisiaj chciałam się z Wami podzielić moim sposobem na niesforne dziecko. I zanim udacie się po fachową pomoc lub rozłożycie bezradnie ręce może akurat uda się tak opanować sytuację.
Otóż

zawsze i w każdej sprawie nie radzenia sobie z emocjami przez pociechę każdy psycholog czy terapeuta zacznie od grzebania w naszym życiu i w nas

gdyż zachowanie dziecka nie bierze się z powietrza, a one nie są takie same z siebie. Osobiście można więc pobawić się w swojego własnego psychoanalityka i poszukania przyczyny. Bez ściemy.
Dzieci bowiem są naszym odbiciem, co powtarzam wiele razy (również sobie) ale warto o tym pamiętać (a pamięć-wiadomo-lubi figle płatać). Zanim się zbuntujesz, że to nie prawda i tak nie jest – usiądź spokojnie i złap oddech.

Krzyczy, tupie, szczypie, gryzie? Wrzeszczy i cuda wyprawia niestworzone?
Na takie zachowanie składa się wiele czynników. Od naturalnych etapów rozwoju po przez skoki rozwojowe i nasze rodziców zachowanie (a także pewnie parę innych). Czasem z pozoru niewinne i nieszkodliwe kłótnie z partnerem, irytacja, podniesiony ton głosu bardzo zaburzają rytm życia naszych dzieci.

zabawa z dzieckiem to poświęcanie mu czasu i uwagi, o którą zabiega 🙂

Na przykład: czy poświęcamy dziecku wystarczająco dużo czasu?

Jakim tonem się do niego zwracamy? Czy patrzymy mu prosto w oczy prowadząc konwersację? Czy odpowiadamy na różne, nawet w naszym odczuciu głupie i milionowe pytania? Czy siadamy na podłodze z uśmiechem i radością gotowi do zabawy?

A jak traktujemy siebie? Jakie zwroty wypowiadamy w swoim kierunku? I chyba najważniejsze,

jaki dajemy przykład, bo ten wiadomo idzie z góry.

A dziecko słucha nas i przygląda się ile wlezie. Nawet jak sądzimy, że nie widzi i nie słyszy to chyba tylko jak śpi albo nie ma go w domu możemy mieć taką pewność 🙂

Nie stawiajmy też dziecku absurdalnych żądań typu: uspokój się samemu będąc zdenerwowanym. Czy pozwalamy dziecku na złość, płacz, krzyk? Czy przypadkiem nie tępimy go za te niebyt przyjemne ale jakże bardzo potrzebne odczucia? Czy dajemy im do nich PRAWO? Bo sobie tak więc dlaczego dziecko ma się zachowywać wielce świadomie i być opanowanym (jak niby dorosły), a my nie musimy? Bo co? Bo jesteśmy starsi? To raczej mądrzejsi i bardziej doświadczeni. A dziecko nie. Ono dopiero poznaje siebie i świat. I jeszcze długo tak będzie. A czym starsze tym trudniejsze do okiełznania i dużo zależy od nas jaką relację z nim nawiążemy

TERAZ,

nie za 5 czy 10 lat jak będzie duże i więcej zrozumie. Nie, wtedy będziemy MY ponosić konsekwencje naszego zachowania, lenistwa i często niechciejstwa oraz zaraza (o zaraz-ie będzie w następnym artykule).

Chcesz zmienić dziecko, świat zacznij od siebie.

Choćby z pozoru wydawało się, że tak nie jest, że jesteśmy ok to jednak tak naprawdę zachowanie dziecka może świadczyć o czymś zupełnie odwrotnym.

Mnie czasami to bardzo złości, ta zasada, która okazuje się być zawsze skuteczna. I jak dokazuje ponad normę (hmm chyba indywidualną jakąś ustaloną rodzinnie) wtedy wiem, że to ze mną jest coś nie halo. Co prawda nie jest łatwo nie kłócić się na przykład z partnerem albo nie docinać sobie zwłaszcza jak ktoś ma bardziej ożywiony temperament i wiele lat związku za sobą. Ale zauważyłam, że to wszystko przekłada się na dzieci i

jeżeli ja jako matka jestem w miarę wewnętrznie opanowana, nie reaguję na pierdoły

typu zachlapana łazienka, porysowane kredką okno, statki w mojej porannej kawie, pocięty rachunek, który miałam właśnie iść zapłacić, piszczenie, buczenie itp. to sytuacja normuje się sama. Dzieciaki mają bardzo bujną wyobraźnię i trudno je za to winić. O winie jakiejkolwiek najlepiej w ogóle zapomnieć i wykreślić z naszej listy słów i zwrotów używanych (względem każdego, siebie, dzieci i partnera, a także świata, losu i innych). Nie ma winnych, jesteśmy tylko my i nasze postępowanie.

Jedynie w chwilach stresu, cięższych sytuacjach życiowych, człowiek daje się czasem sprowokować takiej prozaicznej sytuacji i później żałuje. Rzeczywiście skutecznym sposobem na szybsze opanowanie się i przemówienie sobie do rozsądku jest chwilowa separacja, wyjście do drugiego pokoju i powiedzenie o tym dziecku: hej, zdenerwowałam się, jestem nawet wściekła, muszę na chwilę być sama. I jak już do tego dojdzie i policzymy choćby do 5-iu(set) i spojrzymy na sytuację z innej perspektywy to sami złapiemy się za głowę. Byle tylko w porę wyjść i się opamiętać. Nie przekroczyć magicznej linii.

Krzyk na dziecko jest oznaką słabości rodzica.

Może nas to wkurzać ale to nie jest demonstracja siły tylko brak logicznych i spokojnych argumentów. Najłatwiej dziecko przestraszyć. Co prawda niewiele z tego zrozumie ale na chwilkę nasza przewaga wzrośnie. Albo nie, albo będzie próbowało dalej testować nasze nerwy i gdzie ich koniec jest. Nieświadomie, bo przecież nie ma pojęcia o tym z czym igra. A niejeden rodzic daje się wciągnąć w takie gierki i sam zaczyna przypominać rozhisteryzowane dziecko. Bo

emocje toczą się jak kula śniegowa.

Jeżeli w porę ich nie powstrzymamy będą przybierać coraz większe i większe rozmiary. I od razu nadmieniam, choć to temat na inny tekst, że system nagród i kar jest już przestarzały i również niczego dobrego nie wniesie (testowany osobiście). Są tylko wyjątkowe sytuacje kiedy można je sporadycznie zastosować.

Musimy więc ruszyć wyobraźnią, wyjść poza własne ograniczenia i próbować ile sił nam starczy żeby nie podnosić poziomu kortyzolu u dziecka i nie niszczyć jego układu nerwowego (swojego przy okazji też).

dbając o swój spokój dbasz o spokój swojego dziecka 🙂

Tym bardziej

nie jest dobrze, jeżeli sądzimy, że z nami jest wszystko w porządeczku, a to dziecko źle się zachowuje.

Nigdy tak nie jest, jesteśmy ze sobą połączeni jak w łańcuszku, odbieramy się już na poziomie energetycznym, a co dopiero werbalnym. I posiadanie dziecka to nieustanna praca – nad sobą głównie. Nie jest sztuką prowadzać dziecko po psychologach ale nie chcieć spojrzeć na własne postępowanie. Często tak jest, że ludzie wymagają zmiany u innych samemu nie robiąc ani jednego kroku do zmiany siebie. Np. rodzina alkoholika chce żeby przestał pić ale z nim na terapię nie idzie sądząc: to nie mój problem tylko jego. Nie tędy droga. Zakładam, że to lęk podświadomy lub zupełnie świadomy (nawet) wywołuje takie reakcje. Niechęć do rycia w sobie bo w przypadku konieczności podjęcia psychoterapii przez osoby najbliższe w rodzinie, typu partner czy potomstwo, sami też mamy w niej wziąć udział. Nie ma, że boli… Trzeba stanąć twarzą w twarz ze soją paskudniejszą częścią siebie, lękami, traumami i… dzieciństwem (w którym to wszystko się zaczyna).

Lęk przed zmianą siebie.

Łatwiej obarczać winą innych. A takie odkładanie działania w czasie może doprowadzić do jeszcze poważniejszych historii bo jak zaczyna cierpieć dusza to i choruje ciało. I dzieci też reagują psychosomatycznie – bardzo silnie nawet, tylko często dorosłym nie chce się wybiegać myślami tak daleko. Łatwiej podać leki i iść do lekarza niż zobaczyć minus w sobie. Np. chore ucho u dziecka. Jeżeli często się powtarza to może czegoś nie chce słuchać i przyjmować.  A taki eksperyment nic nie kosztuje, mamy go w zasięgu ręki. Sami możemy pobawić się w detektywów i jest to nawet bardzo ciekawa “zabawa” pozwalająca ułożyć brakujące części układanki. Pozwalająca wiedzieć co dzieje się w organizmie żywym zwanym RODZINA.

Oczywiście sprawa jest bardziej złożona jak np. są problemy w małżeństwie i do tanga trzeba dwojga, a po parkiecie śmiga jedno świadome w miarę stworzenie. Ale

warto spróbować zacząć od siebie, nie oglądać się na nikogo i postawić na SWOJE relacje z dzieckiem, opanować SWOJE emocje,

a w dalszej części pracować nad związkiem i dogadaniem się z partnerem, a nie mieć pretensje do dziecka o (zbyt) silne stany emocjonalne. Czasami po prostu potrzebują więcej zainteresowania, tracą poczucie bezpieczeństwa w tym cyber świcie, bo matka z telefonem albo laptopem mówi: zaraz zaraz, tata ciągle w pracy albo zmęczony bo pieniądze też do życia potrzebne albo pojawiają się inne zmienne okoliczności, z którymi najmłodsi nie potrafią sobie poradzić. Często też nie umieją jeszcze powiedzieć wprost dlaczego jest w nich złość czy źle się zachowują i to my, opiekunowie mamy do tego dojść po przez analizę sytuacji . Do tego irytacja na prozę życia, zmęczenie materiału czy inne wyprowadzające nas z równowago okoliczności w pakiecie. A dla dziecka nie istnieje czas jako taki i ono chce TERAZ. Zaraz jest odległy, niewiadomy i kompletnie nie potrafią go te małe istotki osadzić w czasie.

Jak ja jestem spokojna to moje dziecko też jest. Nie ma innej możliwości. To zawsze działa. Jak Ty będziesz, to Twoje dziecko też. Proste? 

Załapie. Daj jemu i sobie szansę. Opanuj emocje. Dzieciaki są naszym lustrem czy nam się to podoba czy nie. I jeżeli krzyczą to może zwróćmy uwagę jakim tonem głosu sami się posługujemy, a jak Cię szczypie czy gryzie to być może tak wyraża swoją złość i paradoksalnie miłość bo walczy o Twoją uwagę. I nie umie tego nazwać po imieniu bo jest małe, nie do końca to wszystko ogarnia i potrafi tylko przekazać uczucia, które nim targają. I to z Tobą jest coś nie tak, a nie z nim (przepraszam). Trzeba pytać, rozmawiać, tłumaczyć, dać prawo do tej agresji. Ona nie przyszła znikąd. Powiedz mu, że może walić w poduszkę albo, że zabierzesz go do lasu i niech krzyczy do woli 🙂 Dzieci bowiem z natury są dobre, niewinne i to my, dorośli kształtujemy ich zachowanie (mniejszy procent to cechy charakteru).

A zachowania wynoszą z domu, nie przedszkola czy szkoły. Tam ich nie nauczą radzenia sobie z emocjami o ile nie rozpieprzą jeszcze bardziej.

Dlatego oparcie musi mieć w najbliższej rodzinie, poczucie akceptacji i bezwarunkową miłość. Darujmy sobie stwierdzenia, że robi coś złośliwie, specjalnie itp. postępuje jak umie, nie inaczej. To nie jest wyrachowane. To się nazywa naśladowanie 🙂 I długo działają pod wpływem emocji właśnie zanim zaczną rozumieć swoje postępowanie tak jak byśmy tego oczekiwali (a oczekiwania czasem mamy chyba trochę za wysokie) i nauczą mówić wprost o co chodzi.

Osobiście zachęcam swojego synka do nazywaniu uczuć po imieniu: jestem teraz zły/wściekły itp. Pytanie dlaczego jesteś zły? potrafi zdziałać cuda. Ostatnio powiedział tak: bo za mało się ze mną bawicie. Zabawa, dla nas upiorna codzienność, zmęczeni, z głową pełną podrzędnych problemów, dylematów, mamy problem z wchodzeniem w świat dziecka i zapominamy CO tak naprawdę jest w życiu ważne. I o ile jest niemowlakiem i znacznie prościej na fali nowości, pierwszych fascynacji nawijać, kukiełkować itp. o tyle z coraz starszym zabawy stają się bardziej wymagające i angażujące nas w całości. Bo

dzieci wyczuwają fałsz i odrealnienie, widzą doskonale czy z nimi jesteśmy czy obok nich i udajemy tylko, że się bawimy. To wszystko musi być cholernie serio

i nie ma miejsca na półśrodki. Lepiej poświęcić choćby 15 minut na rzetelne bycie razem w jego świcie niż udawane 3 godziny. Mam też wrażenie, że szczerość niesamowicie popłaca i próby kompromisów zawsze są skuteczne.

zapatrują się na nas, podglądają i uczą emocji od nas, przewodników…

Ale nie odmawiajmy im naszego czasu, bo później to one nie będą go miały dla nas. A że są odbiciem nas samych mówią i będą mówiły dokładnie to co my. Robią i będą robiły to, co widzą, że rodzice robią (i przestańmy się oszukiwać, że tak nie jest). Jak powiesz do kogoś “zamknij się” to nie miej pretensji, że Twoje dziecko mówi tak samo. Obserwujmy też siebie i łapmy na tym co przekazujemy. Jeżeli jesteś zły na swoje dziecko to jesteś tym samym zły na siebie. Bo ono jest Twoją kopią.

Nie można od nikogo wymagać tego, czego nie wymagamy od siebie.

Nie kryj się za tabliczką usprawiedliwienie i spójrz prawdzie w te ślepia. To nie jest takie trudne jak się na początku wydaje. Tylko my przez naszą dorosłą zarozumiałość, czasem pychę, niekiedy (a może najczęściej) niechęć do zmiany swojego zachowania nie chcemy/nie umiemy tego dostrzec. Dlatego próbujmy sami być lepsi i dajmy spokój dzieciom dając większy spokój samemu sobie. PEACE

BeaHerba

Bea Herba to ziołowa beata herbata słuchająca siebie, swoich odczuć i snów, czasem słaba, czasem czarna i mocna, bywa też kompletnie zielona i delikatna biała, niekiedy słodka i aromatyczna. Jak życie...

Możesz również polubić…

3 komentarze

  1. Piękny wpis! To prawda -chcesz zmiany, zacznij od siebie. Zbyt często tracimy energię i czas na to, żeby zmieniać innych, a tymczasem oni są naszym lustrem. Pokazują nam swoim zachowaniem dokładnie to, co musimy zmienić w sobie. Zwłaszcza nasze dzieci 🙂 Trudna lekcja, ale bardzo rozwojowa. Jak dzieci były młodsze w chwilach tzw. “ostatecznych” wychodziłam posiedzieć chwilę za drzwiami, żeby ochłonąć i nie wybuchać przy dzieciach. Świetne działało. Wracałam lepsza 🙂
    Miło tu – zajrzę znowu…..

  2. Bycie rodzicem to wyzwanie. Kontrolowanie negatywnych emocji jest szalenie trudne a jeszcze gorzej jak wyładowujemy stres na dziecku… Mój syn ostatnio wciągnął nowo kupionym odkurzaczem wodę wylaną z wiaderka… oj ciężko było mi opanować emocje, ale pomyślałam, że to przecież ja nie patrzyłam co robi i że chciał po prostu posprzątać… Stało się, no trudno, ale nie nakrzyczałam, wytłumaczyłam a odkurzacz schnął 3 dni, zamówiliśmy filtry i na szczęście działa!

  3. Bycie rodzicem jest trudne, jednak jak już się na to decydujemy powinniśmy poświęcać dziecku odpowiednią ilośc uwagi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *