facet

natrętna pigwa i facet

Jesień nasza kolorowa, cudna i złocista obdarowała nas w dodatkowej promocji – dłońmi znajomego – ponad dwoma pełnymi siatkami pięknej i dojrzałej pigwy. Niby nic w tym nadzwyczajnego nie ma, ot zwykła pigwa przyszła sobie, siadła cichutko w kuchennym kąciku zapachniała przyjemnie i czeka. Czeka i czeeeka … i doczekać się nie może 🙂

Już na wyjeździe dowiedziałam się więc o nowej lokatorce, która to wyczekuje właśnie na MÓJ powrót i przetworzenie i beze mnie obejść się ABSOLUTNIE nie może. Troszkę się strwożyłam gdyż akurat pigwy NIGDY nie robiłam i do czynienia za bardzo z nią nie miałam (tylko na krzaczkach na ogrodzie mamy zachęcały dziecię do zrywania i rzucania, twardych jabłuszek, jak mój synek mówi na nie – lecz ta była całkiem inna). Już się kiedyś do niej przymierzałam ale wydawała mi się jakaś taka wymagająca, bo to po pierwszych przymrozkach zbierać trzeba, no a smak też dziwny jakiś, ni to gruszka, ni  ananas, trochę jabłko, mix totalny. Nawet coś z cytrusem jakby wspólnego miała. Kto by pomyślał, że to różowate głogowate 😉  Fakt faktem, że nie próbowałam do tej pory żadnej konkretnej sztuki, raz od kogoś dostaliśmy słoiczek z niby konfiturą do herbaty i jeżeli o mnie chodzi to smak nie powalił na kolana. I wcale nie odbieram jej właściwości zdrowotnych, wręcz przeciwnie – zachwycający to po prostu owoc jest … Smaczny zresztą nawet też – choć dziwoląg nie byle jaki 🙂 ale do smaku przemówiła pigwa owa dopiero jak ją sami po swojemu przyrządziliśmy (chociaż mimo wszystko oryginalna).

Wróciwszy więc do domu stałam się niemal odpowiedzialna za jej żywot i prawie 2 tygodnie na sumieniu mi siedziała. Nie tylko zresztą mi, mąż wspaniały zachęcony pozytywnymi opiniami o owocku doniósł jeszcze jedną siatkę – dumny bo sam zrywał i zbierał. Więc razem tak sobie na nią od czasu do czasu patrzyliśmy, a ona natrętnie zerkała na nas. Owszem, popędzana ciutkę byłam, ale tyle przetworów latem natrzaskałam od ogórków kiszonych, szwedzkich, sałatek do powideł, dżemów, konfitur wszelakich włącznie z jagodami własnymi rękoma zbieranymi …  więc na słowo ZAPRAWY szału prawie dostałam i cichutko odstręczona wyparzaniem (ZNOWUUU) słoików – zbywałam troszkę nowe lokatorki  (przyznaję, że w ukryciu wyrzucałam na bieżąco te nadgniłe).

Aż razu pewnego będąc na zakupach w Kauflandzie mąż (wąż) wypatrzył owe pigwy po 5 zł za sztukę. No i okazało się, że to owoc drogi nawet dość i zawrotne ceny niemal osiąga przybierając postać marmoladki (do 27 zł za słoiczek). Trzeba przyznać – podziałało, zaraz motywacja się zwiększyła (nie za dużo ale cukier zakupiony został). A że dzień ostateczny ważący losy pigwy zadomowionej nadszedł w moje urodziny i objęta ochroną wszelaką byłam – na małżonka obowiązki owe spadły. Zrozumieniem i uczuciem się wykazał względem szykowania słoików i sam wszystko przygotował (zdolny, naprawdę umie TAKIE rzeczy robić 😉 ). Tylko do obierania zagoniona zostałam, no ale tyle zrobić /ewentualnie/ mogłam. Harda sztuka co prawda z tej całej pigwy – niby dojrzała i delikatna, a w sumie twarda i kroić dać się nie chce – dość oporny więc owocek i najlepiej wrzucić do jakiejś szatkownicy krajalnicy może? Bo ze zwykłym nożem jak się na drobno che pociachać nie ma lepiej co startować …
Stał więc ukochany godzin kilka przy garnku konfiturkę mieszając, w między czasie parę innych rzeczy z zakresu gospodarstwa domowego poczynił, dziecięciem się pozajmował, herbatki zalewał skoro już w kuchni urzędował, pranie sobie sam nastawił (ooo), a na koniec dnia … haha orzekł słodko : bożhee, jakie to bycie gospodynią domową jest wyczerpujące -niee chcę juuż… (taaak? NA prawdę?) ooo jak mnie ręce bolą (to od obierania pigwuni zapewne) – masuj, masuj proszę kochana żono,  zmęczony jestem TAKI – nie usiadłem prawie wcale i naprawdę ta niedziela nieźle w kość mi dała…

pigwa1

Tak tak, to się tylko tak WYDAJE, że w domu wszystko samo się robi, a zaprawy to zwykła pestka (słyszę czasami: “tylko wrzucisz do garnka i cukrem zasypiesz”) noo przyyyjemność sama samiuteńka normalnie (na początku sezonu jak człowiek po zimie wytęskniony owoców i jarzyn wszelakich to owszem, no ale późną jesienią i zimą? to już cały rok na okrągło? o nie !). W takim razie może dobrze czasem zamienić się rolami i wykorzystać sytuację bo o ile facet z pracy wróci i ma wolne, o tyle kobieta-matka nigdy prawie 😉

Pigwa została więc uratowana i zasiliła domową spiżarnię 🙂 Rzeczywiście gdyby się zmarnowała trochę przykro by nam było – tyle kasy (jakby kupić) i witamin 😉

BeaHerba

Bea Herba to ziołowa beata herbata słuchająca siebie, swoich odczuć i snów, czasem słaba, czasem czarna i mocna, bywa też kompletnie zielona i delikatna biała, niekiedy słodka i aromatyczna. Jak życie...

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *