stan na 21 grudnia
No więc jest i dopadł mnie,
ŚWIĄTECZNY NASTRÓJ.
Nawet się cieszę bo już pora najwyższa poczuć magię tych świąt, a zawsze ona jest (tylko nie każdy jej się poddaje). Czasami po prostu przychodzi za wcześnie i ucieka w kulminacyjnym momencie. Tak było ze mną. I pierwszy raz od ładnych kilku, a może lat kilkunastu, nie dałam się wkręcić po 1 listopada. A wrażliwa jestem i byle kawałek kolędy może we mnie uruchomić pokłady uczuć. Tym razem zatykałam uszy i odwracałam głowę, nie zwracałam na nic uwagi i jedynie w międzyczasie miałam przebłyski jak odbierałam to święto jako dziecko. Myślałam też o Jezusie i Maryi. O początku i końcu. O świetle i ciemności. O tym, że od Wigilii dni stają się coraz dłuższe i wychodzimy z mroku. Dla mnie to symbolicznie czas odnowy i żegnania się ze starym.
Teraz, z perspektywy matki chciałabym, żeby nasz synek miał jak najwięcej dobrych wspomnień, również świątecznych i dlatego postanowiłam spróbować przyczynić się do tego czynnie (rezygnując z własnego egoizmu i zadowolenia się minimum). Gdybym sama nie zaczęła wprowadzać się w świąteczny stan z pewnością w tym sezonie nie złapałabym go wcale. Dlatego jak umyłam na spontanie okna to zawiesiłam w nich bombki i w mieszkaniu, przy okazji wyciągania pudła, ozdób parę też się pojawiło. Wiedziałam, że
kapusta potrafi rozwiązać niejedną sprawę
i jej zapach w połączeniu z leśnymi grzybami ruszy każdego, nawet mnie. Jak zaczęłam gotować i produkować pierwsze pierogi to powoli zaskoczyłam. Owszem, przypomniała mi się ostatnia wigilia z moim ojcem, nie wiem sama dlaczego akurat to i czemu w ogóle o nim myślę. Są to jednak odczucia spokojne, pozbawione emocji, przypłynęły po prostu do mnie i już. Jak raz zmuszał mnie do jedzenia karpia, odstrzelony i wypachniony do kochanki, ja płakałam i łzy wielkie jak grochy z kapusty kapały mi do talerza, mama robiła co mogła żeby było dobrze ale dopiero teraz rozumiem jako kobieta, jaki przeżywać musiała dramat. I to mnie najbardziej wzrusza w tym wszystkim. Kiedyś w ogóle nie patrzyłam na sprawę z tej perspektywy. A tyle lat analizowałam sytuację i moją nienawiść do karpia. Trochę żartuję ale rzeczywiście gdyby się przyjrzeć temu bliżej to awersja do owej ryby towarzyszy mi od dziecka.
Życie.
Takie po prostu jest. Nie jesteśmy w stanie uniknąć błędów, musimy dokonywać wyborów, które wydają nam się słuszne, a może tylko lepsze od najgorszych i trzeba podejmować jakieś decyzje. Czasami są sytuacje, w których żadna nie jest dobra. A wiele razy postępujemy jak najlepiej umiemy w danym momencie. Dzieci też nie jesteśmy w stanie przed wszystkim uchronić. Możemy zadbać jedynie o chwilę obecną, tylko na nią mamy wpływ. I na niej najlepiej się skoncentrować. Jednak przy potomstwie uruchamia się wyobraźnia i wracają własne, dziecięce wspomnienia.
Wcale nie chce mi się AŻ TAK lepić, już pożarłam z 10 pierogów chociaż zarzekałam się, że glutenu nie ruszę. Ale suszone grzyby, które własnoręcznie zbierałam (żywe of korsik) wzbudziły we mnie falę cudownych emocji. Poczułam lato, przeniosłam się do mojego zaczarowanego lasu, dotknęłam soczystego mchu i odpłynęłam.
Niezpomniane chwile zamknięte w papierowej torebeczce.
Nie wiadomo czy i kiedy się powtórzą bo czasu na ich zbieranie brakuje zawsze…
I tak sobie skaczę od zimy do lata, od wspomnień płatków śniegu na twarzy kiedy byłam dzieckiem i czekałam na niego tak, jak mój synek teraz, do promieni słońca na rozebranym dekolcie i odpoczynku na polanie przy rowerze opalającej nogi…
Płynie sobie to życie i już. Nie ma co z nim walczyć, spinać się, zastanawiać, chować urazy, nienawidzić, mścić się, sączyć żale itp. Po prostu doświadczenia spotykają nas i tyle. Nie zawsze nam się podobają, czasem coś nas trafia z nienacka, coś na co nie jesteśmy gotowi, bo takiego scenariusza nie przewidzieliśmy. Bywa, że ziemskie zasady, nasze zasady, które są potrzebne, niezbędne wręcz do życia zostają zachwiane przez
Prawa Wszechświata,
którym niechybnie też podlegamy (tylko oddaleni od natury zapominamy o nich, za rzadko patrząc w gwiazdy i nie przytulając się do drzew). Rozum racjonalista miesza w głowie i koniecznie chce zniszczyć uczucia. A one są naturalne bo wiele rzeczy, które się wydarza takie właśnie są, tylko my nadajemy im (jakieś) znaczenie. A na pewne kwestie no nie mamy tego wpływu tak jak byśmy chcieli i po co z tym walczyć? Łatwiej to akceptować, godzić się i przyjmować. Na co dzień nie zastanawiamy się nad tym ale
niektóre spotkania z niektórymi ludźmi są karmiczne,
wracamy do relacji z przeszłych wcieleń, może pojawić się wizja albo pewność, że z kimś się po prostu dobrze znamy. Warto słuchać tego wewnętrznego głosu nawet jeżeli droga z nim nie jest łatwa, a nawet pod górkę. Tylko w ten sposób można osiągnąć poczucie szczęścia (choćby chwilowego). Bo nie zawsze dobre dla nas jest to, co chcemy wykreować na siłę sami podług własnych wyobrażeń i co wydaje nam się, że będzie dla nas najlepsze. Uczuć i tak nie da się stłumić. Wypłyną w takiej czy innej formie, pod postacią różnych emocji i zdarzeń, nie zawsze w konsekwencji pozytywnych.
Miłość jest ponad wszystko,
jest uniwersalna i można kochać każdego i wszystko bez wyrzutów sumienia. Trzeba tylko dać sobie do tego prawo bez racjonalizowania i argumentowania Jej. Nie kategoryzować. Panta rhei. Nie wciskać wszystkiego na siłę w jakieś szufladki i nie obwiniać się o nic, a na pewno nie o to, że czujemy. Przyciągamy do siebie to, jakim myślami i emocjami jesteśmy. Co prawda nie wiem (jeszcze) jak wcisnąć w to relacje karmiczne ale może one występują po prostu równolegle? Może coś czasami mamy przerobić i skonfrontować się? Zakończyć, dokończyć czy zacząć na nowo… Jest tyle wymiarów, również duchowych, które mają miejsce i funkcjonują obok siebie… Nie wiem czy każdy wyczuwa takiego człowieka, karmiczenego, ale co wrażliwsze jednostki z pewnością tak. Bratnie dusze spotykają się czasem w swej ziemskiej wędrówce bo widocznie muszą. Co jest bardzo fascynujące i czego nam wszystkim życzę…
I wyszły mi nie typowe życzenia, a raczej herbaciane przesłanie, może świąteczne nawet 😉 LOVE :**
stan na 24 grudnia
Jestem w lesie dosłownie i w przenośni, a wizja zbliżającej się wigilii jawi się dość horrorystycznie… Keks owszem, w piekarniku, ale marchewkowiec tylko w mojej wyobraźni i raptem bakalie przygotowane czekają. Zresztą też mi się keksa zachciało, nigdy nie robiłam więc to zupełnie świąteczny eksperyment. Kobiety są niemożliwe, doprawdy nie wiem jak to robimy, te 10 rzeczy na raz i skąd czerpiemy czasem siłę. Ja swoją na bank pobieram z Kosmosu, inaczej w życiu nie ogarnęłabym 2 chat i świąt w 3 dni 🙂 I to z prawdziwą chęcią i radością z tworzenia rodzinnego klimatu, w którym synek czuje się szczęśliwy…
Chcę też pamiętać, że Boże Narodzenie to czas wybaczania i odpuszczania… Sobie również.
SKORO NIE MOŻNA ZADOWOLIĆ WSZYSTKICH TO CZEMU NIE ZADOWOLIĆ SIEBIE 🙂 przynajmniej można praktykować z powodzeniem…
Świąteczny i bardzo mądry wpis, tylko kto wytłumaczy to wszystko ludziom biegającym w markecie?
dziękuję 🙂 właśnie 🙂 każdy musi sam sobie wytłumaczyć 🙂
Odkąd mam dzieci, podchodzę do Świąt bardzo rozsądnie (przynajmniej tak mi się wydaje). Wolę umyć jedno okno mniej, a zamiast tego pyknąć rundę ukochanej planszówki ze starszą córką 😀
dokładnie tak, przy dzieciach perspektywa zaczyna ulegać zmianie 🙂
Ja w swoim życiu nie mam “magicznych dat” takich jak święta. Uważam, że każdego dnia ludzie powinni sobie przebaczać i być mili dla siebie, nie tylko raz do roku. Idea świąt jest mi bardzo bliska, lecz nią również staram się żyć na codzień. 🙂
zgadzam się 🙂
Świąt nie obchodzę odkąd ich magia gdzieś znikła, jeśli w ogóle była.
Cieszę się jedynie czasem wolnym. Możliwością pooglądania filmów
i poczytania książek. Poza tym odwiedzam mamę, u której przypominam
sobie jak było kiedyś. Czekałam niecierpliwie na prezenty, a chwilę później
już mnie męczyły choinkowe ozdoby i bliscy przy stole rozgadani nie wiadomo
o czym. Pewnie dlatego, że jestem introwertykiem lubię ciszę i spokój. Imprez nie trawię.
Dobrze, że u Ciebie inaczej. Magia jest i jesteś szczęśliwa. To najważniejsze być szczęśliwym. Święta mało istotne, gdy nam z nimi źle.
Wiesz Aniu, my spędzamy święta w bardzo wąskim gronie i chodzimy całe dnie w piżamach 😀 Rodzina już dawno nierodzinna i jak nas ktoś odwiedza to bardzo nam bliski i też leży z nami na kanapie haha Nie spinamy się, nie stroimy, nie wystawiamy nie wiadomo czego i nie robimy sztucznych min przed ciocią, której się nie trawi 🙂 Najważniejsze żeby czuć się dobrze, a czy coś się obchodzi czy nie, to mniejsza z tym 🙂 poza tym każdy moment do odpoczynku jest dobry 🙂
No i gitara Siema😍😘 😁😁😂😂 święta bez spiny, niedziela bez krawata to są właśnie święta i odpoczynek a nie ta cała nudna komercja 😁😁😜
Siema! No i cieszę się bardzo bo u mnie też pełen luz, całe dnie piżama party i wynurzanie na ogród lub na spacer 🙂 Buziak :**
Ja w tym roku wpadłam w totalny obłęd sprzątania. Skończyłam godzine przed wigilijna kolacja. I co? I przez to straciłam cała magię świat… 🙁
No właśnie, skąd ja to znam… Owszem, porządki też robiłam jeszcze w sobotę ale to w drugim domu, do którego przyjechaliśmy na same Święta natomiast w tym sezonie pierwszy raz nie czułam, że za dużo na siebie wzięłam i nie szalałam. Uczę się odpuszczać i robić tyle, na ile mam szczerych chęci, żeby się nie udręczyć za bardzo 🙂
Odpuszczanie, to cecha która wbrew pozorom jest bardzo trudna do opanowania… ale ja powoli, rok po roku robię postępy! I tego Wam wszystkim życzę też na nowy rok 🙂
Jest trudna tylko nie każdy się do tego przyznaje i dziękuję za szczerość. Mam wrażenie, że wszyscy rżną takich świętych, a jad w duszy wielu sączy…
U mnie też byłam w lesie z przygotowaniami, ale nie było źle.
My też jakoś się wyrobiliśmy ale Wigilia była później o godzinę przez co moje chłopaki głodne już bardzo były i skore do zamieszek 😉
Wiem, że bardzo wielu dorosłych zgubiło, gdzieś tą całą “magię” Świąt. Mnie szczęśliwie póki co to nie dotknęło 🙂 Święta nadal są dla mnie wyjątkowym czasem w roku i okazją do zobaczenia się z tymi, z którymi normalnie nie ma czasu i okazji się spotkać. I do tego jedzenie, którego w inne dni się nie gotuje 🙂
Kiedy przestaje się być dzieckiem ulatuje entuzjazm. Zostają wspomnienia i żal, że teraz jest coś nie tak.
W tym roku doszłam do tego, że nie potrafię świątecznego nastroju czuć siedząc sama w domu. Najfajniej jest z rodziną choinką i zapachem potraw, wliczając w to kapustę 🙂
Na pewno z kimś robi się weselej, bardziej klimatycznie i świątecznie 🙂
W święta bądź nie lepszą wersją siebie, a bądź lepszy dla siebie. Po prostu 🙂
też bym tak uważała 🙂 zresztą, nie tylko w święta, a ZAWSZE 🙂
“Możemy zadbać jedynie o chwilę obecną, tylko na nią mamy wpływ.” Jak mi się to podoba. O ile łatwiej i przyjemniej bez nerwów, zaganiania by mi się żyło, gdyby zawsze pamiętała, że najważniejsze jest tu i teraz, tylko na to mam wpływ. Skłaniający do zadumy wpis.
Super, że przypadł Ci do gustu 🙂 Czasami też sobie o tym zapominam i zapędzam się w prozie życia…