Nieumiejętność przyjmowania komplementów jest mimo wszystko znakiem z nie dość dobrze hulającym poczuciem własnej wartości. Jeżeli wydaje nam się, że mamy je na miejscu, to test przychodzi kiedy np. ktoś powie nam komplement.
Co wtedy pojawia się w naszej głowie? Czy słyszymy zwykłe “dziękuję”, przyznanie nawet racji, czy od razu mamy gotowy scenariusz i odpowiedzi typu: eee ta sukienka wcale nie jest taka nowa albo przecież aż tak nie schudłam, lub inne tego typu sformułowania?
Bo już czasami człowiekowi kobiecie wydaje się, że jest na prostej, a tu zwykłe, rzucone od kogoś z zachwytem: ale Ty piękna jesteś, jak Ty cudnie wyglądasz! wywołuje mętlik w głowie i na języku, i zamiast powiedzieć to cholerne DZIĘKUJĘ tworzą się historie z piekła rodem.
Najważniejsze to w porę ugryźć się w ten język (ten to dopiero poraniony czasem chodzi) i wyłapać osobiście na owym występku. Bo nikt nie zapanuje nad nami samymi jak tylko … my sami 🙂
Nikt nam nie doda wartości ani nie jest odpowiedzialny za nasze poczucie bezpieczeństwa. Odebrać też nam nikt tego nie może.
Bo w takich komplementowaniach i odpowiedziach dużo wychodzi na jaw.
Po latach doszłam też do wniosku (ha, lepiej późno niż wcale), że nie mnożna opierać się na nikim, opierać w sensie psychicznym i wartościować siebie po przez kogoś. No naprawdę nikt nie jest i nie może być dawcą czy wspomagaczem naszej wartości. NIKT. Mylnie też zakładamy, że wychodząc za mąż czy wiążąc się z kimś zyskujemy spokój i bezpieczeństwo duszy na zawsze i zostaniemy uleczeni ze zmór przeszłości. Otóż NIE. Jeżeli takowego nie posiadamy na stanie i nie pracujemy nad nim możemy się bardzo rozczarować. Bo życie plecie różne scenariusze i nigdy nie wiemy w która stronę droga nasza skręci.
Podobają mi się romantyczne założenia niektórych, młodych zwłaszcza, kobiet (często blogerek) – jakoby życie z ukochanym miało trwać wiecznie i w takiej formie jaka jest przez pierwszych lat kilka. Podziwiam szczerze odwagę, chociaż sama też kiedyś taka byłam i nadal zresztą wierzę w tę (nie)idelną miłość, która przetrwa wszystko. Jednak proza życia z czasem pokazuje swoje pazurki i obnaża prawdę o nas samych. O naszym wnętrzu i sile (lub jej braku).
I będąc bliżej tej 40-chy zaczęłam
W KOŃCU
wierzyć w siebie i miłość własną. Stawiam na SIEBIE. Bo mylnie sądziłam, że tylko rodzina, dom i partner są tym wszystkim dzięki czemu mogę spać spokojnie i być szczęśliwa. Mylnie sądziłam, że to wystarczy, ta moja miłość, do tego żeby czuć się kobietą spełnioną i wartościową. Przepraszam za słownictwo ale zaczęłam od dupy strony. Bo żeby tak się czuć to przede wszystkim trzeba (po)kochać ale… SIEBIE.
Uff, jakie to cudowne uczucie! Żałuję, że wcześniej na to nie wpadłam (to znaczy wpadłam i to nie raz ale nie poczułam). Ileż rozczarowań by mnie ominęło. Pewnie, że fajnie mieć kogoś na kim można zawsze polegać ale czy nie lepiej polegać też na sobie? Bo nigdy nie wiemy CO nas czeka, nikt nie da nam gwarancji, że związek przetrwa, a wtedy zostaniemy same z poczuciem totalnej pustki. Same bez siebie. Bo siebie oddałyśmy komuś bez reszty. Całą. I jeżeli nie zaczniemy nad sobą pracować to zrobimy to ponownie. A nowy związek znowu tylko przykryje prawdziwe problemy jakie ze sobą mamy i uleczy nas ale na chwilę. Do minięcia euforii, która w zależności od okoliczności może trwać różnie. Jednak przed sobą i tak nie uciekniemy…
Nie tędy droga, nie nie nie. Ja wiem, że teraz niektórzy podniosą sprzeciw, że to egoizm, że miłość jest ponad wszystko, tylko dlaczego do siebie nie odnosimy tych maksym życiowych i czujemy się źle, kiedy siebie stawiamy pierwszym miejscu?
Kto i kiedy nam to zrobił?
Kto i kiedy wmówił nam i zakodował, że miłość własna jest zła? A bez niej nie jesteśmy w stanie kochać prawdziwie innych ludzi. Kochać dając im wolność i przestrzeń, do której też mamy prawo. Dając im i sobie oddychać. Bez zbędnych oczekiwań i górnolotnych założeń. Stworzyć zdrową relację opartą na uczuciu ale przede wszystkim też szacunku do siebie i SWOICH potrzeb. Nie bójmy się być zdrowymi egoistami i wspierać siebie.
Odnoszę też wrażenie, że taka patetyczna wiara w miłość faceta, w to, że będzie z nami już do końca życia jest maskowaniem lęku przed samotnością. Tak bardzo nie chcemy zostać same, że dorabiamy sobie te wszystkie ideologie zaczytane z literatury i nie wiadomo gdzie jeszcze zasłyszane. Koncentrujemy uwagę na związku, na nim, a zapominamy totalnie o sobie. A właśnie gdyby człowiek pilnował miłości do siebie wtedy łatwiej by mu się żyło. Bez zbędnych oczekiwań, bo nie oszukujmy się ale te pojawiają się stale i wciąż (w takiej czy innej formie). Tym bardziej kiedy próbujemy coś sobie udowadniać. I to te wyimaginowane często oczekiwania wprowadzają do naszego życia niezły chaos. Bo w pierwszych latach miłosnego uniesienia funkcjonujemy w zupełnie inny sposób niż po latach parunastu.
A poczucie bezpieczeństwa to coś, co zaczyna się w dzieciństwie. Jeżeli tam go zabrakło to
nikt prócz nas samych nam go nie zrekompensuje.
Może pomóc psychoterapia.
Same stwarzamy sobie bowiem pozory spokoju opierając się ślepo na mężczyźnie, chcemy być kochane (często za wszelką cenę) ale czy tak naprawdę kochamy same siebie? Czy ktoś, kto kocha siebie oddaje się bez reszty drugiej osobie? Nie, to nie jest zdrowe i normalne. Żeby naprawdę kogoś pokochać i stworzyć zdrową relację trzeba zacząć od siebie. Ale tak prawdziwie. Bez ściemy.
Jeżeli będąc z kimś czujemy się zajebiście, bezpiecznie i dowartościowani, a gdy ten ktoś znika dopada nas wewnętrzne dno, to niestety. Prawda jest brutalna. Człowiek, który naprawdę wierzy w siebie nie potrzebuje bodźców z zewnątrz. Tak naprawdę do poczucia własnej wartości jesteśmy potrzebni tylko my sami. Nie lajki, dziewczyna, chłopak, dziecko, praca, kasa, ciuchy, mąż itp. To wszystko jest sztucznie pompowane i tylko zaślepia nas na czas jakiś. To są bodźce zewnętrzne, iluzje, które sobie stwarzamy żeby poczuć się lepiej i nie szukać głębiej w sobie. Czasem ciało manifestuje różne takie dylematy ale też je bagatelizujemy.
I nie chodzi o to, żeby nie czuć się z kimś dobrze, cudownie czy bezpiecznie ale chodzi o to, żeby to samo czuć samemu. Wierzyć w siebie zawsze i w każdych okolicznościach przyrody.
Bo poczucia bezpieczeństwa utraconego w dzieciństwie nie odda żaden mąż czy partner. Nie ma to szans! Sami siebie okłamujemy po mistrzowsku. Podleczamy tylko to wszystko bagatelizując przyczyny i stwarzając sobie iluzje zdrowia psychicznego i siły (siły bo czujemy się silni tylko będąc w związku). To pozory, w które chcemy tak bardzo wierzyć, że już będzie dobrze, że już nigdy nie spotka nas rozczarowanie, że miłość nas uleczyła, że ten związek to nagroda za złego ojca, nieczułą matkę, cierpienie itp itd.
A jak taki partner się rozmyśli, bo miłość przejść może każdemu, to zostajemy na swoim duchowym lodzie. Wypatroszone. Tyle dałam, kochałam, wierzyłam, zawsze byłam, biegłam do tego domu jak na skrzydłach, postawiłam miłość do mężczyzny przed dzieckiem (tak, to popularne ostatnio, porównywać miłość do partnera i dziecka, i stawiać na tego pierwszego… hmmm odważne posunięcie) i nic mi nie zostało.
Ano co zostać miało skoro tyle naszej energii oddajemy same, na własne życzenie.
Oddajemy siebie W NADMIARZE!
Przeraża mnie trochę nawet ta bezwzględna wiara kobiet w to, że nigdy w ich życiu nic się nie zmieni i opieranie się wyłącznie na mężczyźnie. Gdzieś nawet czytałam, że jakaś blogerka szybko po pracy biegnie do domu bo tylko przy mężu czuje się bezpiecznie, że ochroni ją przed złem tego świata i była z tego bardzo dumna. OMG.
Otóż ochroni ale chwilowo. I oby ta chwila i wyobrażenia trwały wiecznie ale życie jest długie i jednak nieprzewidywalne. Krótkie staże pełne są ideałów. Oczywiście ktoś uzna, że to bzdury, że większość jest mega szczęśliwa itp. I prawda to, zgadzam się i winszuję. Tym bardziej, że żyjemy w dobie przekoloryzowanych mediów społecznościowych, w których wszystko musi być idealne i wylizane, związek też.
Ale jest ta druga strona. Tych kobiet, które zamiast pielęgnować swoją duchowość, moc i siłę czy pójść na tę psychoterapię, oddają swoje bezpieczeństwo komuś innemu. Szukają i doszukują się, nawet w stałym i dobrze znanym partnerze, tego księcia z bajki, który przecież nie istnieje (ale kiedyś, przez chwilę był). A później płaczą po nocach kiedy nikt nie widzi i rano udają szczęśliwe. Walczą, szarpią się, mają znowu nadzieję. Oczekiwania nie zostały spełnione, a jak nie zostały spełnione pojawia się frustracja, żal i jeszcze większe… oczekiwania.
Jak możemy być aż tak brawurowe (żeby nie napisać przepraszam ale głupie) licząc, że to nie my same uchronimy się przed wszystkim tylko zrobi to za nas facet? Mężczyzna może to robić ale nie cały czas i zawsze. Ważne są nasze przekonania hodowane w głowie i spychanie lęku do podświadomości przed wzięciem odpowiedzialności za siebie.
Ale tak sobie myślę, że przyczyny tegoż zjawiska mogą być głęboko społecznie zakorzenione, niemal kulturowo, ograbiając dziewczynki już od urodzenia z ich siły.
Bo wyobraźnia dziewczynek, mam wrażenie, napychana jest od dziecka m.in. takimi pierdołami:
Kopciuszkiem, ratowaną przez królewicza Śnieżką, nieporadną Calineczką zależną od innych itp. Bajki są piękne tylko nikt w porę nie przedstawia nam ich prawdziwego sensu. I taki pieprzony Kopciuszek czytany przez lata do poduszki może narobić bardzo dużo szkody, jak się okazuje. Bo zapada w podświadomość, tworzy kody. Niestety niekorzystne do życia w realu. A jak do tego dojdzie ustawianie nas przez inne kobiety z rodu typu: nie mów facetowi ile to naprawdę kosztowało, po co facet ma to wiedzieć, powiedz tak, żeby myślał, że to jego pomysł itp. noo to już naprawdę robi się wesoło. Spychamy się, spychamy i spychamy na sam koniec, bo facet jest przecież najważniejszy. Jajko, z którym trzeba się delikatnie obchodzić. Zresztą cały świat próbuje nam to udowodnić, że kobiety nadają się głównie do rodzenia i gotowania.
Czyli kodowane jesteśmy by
utożsamiać się z partnerem, który jest silny, a my takie słabiutkie, wiotkie, potrzebujemy ochrony, wsparcia, ramienia bo inaczej same przez ten świat nie przejdziemy. Padniemy w tej szklanej trumnie swoich uczuć, z której przez szybkę będziemy oglądać jak toczy się wokół nas prawdziwe, soczyste życie. Zresztą czy wiele z nas nie leży w takiej właśnie szklanej trumnie przez lata nie korzystając z dobrodziejstw własnych zasobów? Czyż wiele kobiet nie uzależnia swojego szczęścia od posiadania partnera? Niejednokrotnie na siłę. Smutne to. Stereotypy siedzą w naszych głowach mocniej niż sądzimy. Czasami udaje nam się je przełamać, spontanicznie lub własną pracą i wtedy odzyskujemy siłę. Swoją wewnętrzną. Niezależną od nikogo i niczego. Taką z głębi nas. Na którą nigdy nie jest za późno.
Zachęcam więc kobiety żeby bardziej zaczęły wierzyć w siebie, a nie w faceta i że tylko TA jego miłość nas zbawi. Żeby zaczęły koncentrować się naprawdę na swoim wnętrzu i duchowym rozwoju, a nie utożsamiały się aż tak bardzo z partnerem. Takie scalanie nic dobrego na dłuższą metę nie wróży. Oczywiście wiem, że najlepiej uczyć się na swoich błędach. Ale przemyśleć można. Bo czasem życiowe tąpnięcia szybko stawiają nas do pionu i otrzeźwiają. Tylko po co to sobie fundować. Rozczarowania są częścią nas ale nie muszą być aż tak dokuczliwe i dramatycznie bolesne. Bo wszystko jest odbiciem naszego wnętrza. I dobrze jest stać się dorosłą kobietą, nieważne w jakim wieku, ten zawsze jest dobry by wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje emocje.
Fajnie jest mieć do kogo wracać, dzielić się swoimi przeżyciami itp ale fajne jest też kochać SIEBIE i polegać na sobie. Mieć pewność, POCZUCIE że poradzimy sobie ZAWSZE i w każdych okolicznościach bo mamy siłę. Myślę, że tylko wtedy można stworzyć zdrową relację z partnerem, opartą na wzajemnym szacunku i miłości. Chociaż otoczenie może być zdziwione nagłą metamorfozą kiedy nagle kobieta staje się dla siebie ważna i zaczyna stawiać swoje potrzeby przynajmniej na równi z innymi. Ale o tym może będzie inny tekst 😉
Wasza Bea
Jedno zdanie mi się tylko nasuwa… Żeby inni Cię pokochali, pokochaj najpierw samego siebie 🙂
bardzo słuszne zdanie 🙂
To właśnie przeraża mnie w macierzyństwie – że nie zapanuję nad tworzeniem u moich dzieci skrótów myślowych, stereotypowych schematów czy niczym nie uzasadnionych pseudo wartości.
Mądre rzeczy piszesz kobieto, bardzo mądre. Ja na to wszystko wpadłam dopiero po trzydziestce, wcześniej oczywiście podejrzewałam, że prawdziwa moc kryje się we mnie samej, ale długo nie mogłam się o tym przekonać. 🙂
Gdy ktoś mówi mi coś miłego, często na usta wyrywa mi się słowo wiem, ale powstrzymuję się i mówię dziękuję 🙂
o, to fantastycznie ! :**
Dodam, że też koło 40 zaczęłam stawiać na siebie 🙂
ja w końcu też przejrzałam na oczy haha uściski :**
Kobiety mogłyby się nauczyć przyjmować komplementy. Nie raz mówię o jaką ładną masz bluzkę. Zaraz słyszę odpowiedz e stara jest…
Prawda, że kobiety w tym przodują? A co szkodzi powiedzieć “dziękuję” i przyjąć do wiadomości, że ładnie wyglądamy 😉
Trafione w punk! Stawiamy na siebie
Kiedyś bardzo uzależniałam poczucie swojej wartości od innych i na komplement reagowałam z całą masą myśli. Zupełnie w siebie nie wierzyłam. Latami walczyłam o zmianę nastawienia. Postawiłam na siebie po wielkim rozczarowaniu i zrozumieniu, że nie mogę uzależniać się od opinii kogoś innego. Teraz na komplement odpowiem Dziękuję, nie mam już tych głupich myśli, że to nieszczere i takie tam. Pokochałam siebie i nigdy nie czułam się talk szczęśliwa. Ludzie ranią, ale teraz łatwiej mi się z tym pogodzić, ponieważ pojęłam swoją wartość. 🙂 Wspaniały post. Pozdrawiam. <3
Oj wpis zupełnie nie dla mnie, po proszę coś o tych, którym ciągle wydaje się, że są super, cool i najlepsi. Bujamy pod sufitem jak balonik spuszczony z uwięzi, nic nas nie może zatrzymać i czasem przez to ranimy nieświadomie innych. Ale prawdę powiedziawszy, za żadne skarby świata nie wymieniłbym się na pozycję po drugiej stronie. Lubię być najlepszy….hiiii, a nie mówiłem.
Długo trwało aż nauczyłam się doceniać siebie i zanim nauczyłam się przyjmować komplementy
Mi też to zajęło trochę czasu ale najważniejsze, że się udało 🙂
Bajki trzeba napisać na nowo! 😉 To wszystko prawda, jesteśmy tresowane przez społeczeństwo i zanim odkryjemy prawdziwe siebie, mijają lata. Ale warto odkryć to, kim tak naprawdę jesteśmy, co w sobie mamy. I że np. niekoniecznie mamy instynkt macierzyński czy też nie potrzebujemy ślubu. Albo kochamy inaczej. Dzięki za ten wpis.
A ja dziękuję za odwiedziny i podobne odczucie świata, ślę uściski 🙂
No fakt – z tymi komplementami miałam przez długi czas podobnie (zresztą do tej pory mi się zdarza). Ake i tak poczyniłam duże postępy w docenianiu samej siebie w stosunku do sytuacji sprzed kilku lat – wìęc nam nadzieję, że jestem na dobrej drodze 🙂
Świetnie! Ja mam podobnie, jestem na dobrej drodze żeby wyzwolić się całkowicie bo czasem niestety jeszcze się gdzieś na tym łapię 🙂
Wow! Wreszcie ktoś mówi to głośno! Tak! Jak my nie kochamy siebie to nkt tego nie zrobi!
Ktoś musi czasem mówić głośno 😉 dziękuję i pozdrawiam ciepło 🙂
Ale przyjemnie sie tego czytalo 😉 super wpis 🙂 nastepnym razem bedzie inna moja reakcja na komplement 😉
Zgadzam się, wyobraźnia dziewczynek jest napychana takimi pierdołami. Jednak większy kłopot stanowi otoczenie, nie potrafiące prawić komplementy. To jest nasza polska bolączka.
Poczucie bezpieczeństwa jest dla mnie kwestią niezwykle ważną w życiu. Wpływa na nie wiele czynników – bliscy, własne finanse, własna pozycja społeczna czy towarzyska. Buduję nieustannie to poczucie.
Hah, mam podbnie!
Pełna zgoda! Czytając Twój tekst przyszedł mi do głowy właśnie Kopciuszek, a po chwili widzę, że też się na niego powołujesz 😁 Romantyczne komedie też bywają odrobinę toksyczne 😁😁
Budowanie dobrej relacji z samym sobą to wg mnie przejaw mądrości. Co oczywiście nie wyklucza dobrego, wartościowego związku z mężczyzną, który nas wspiera, a my jego 💚
dokładnie też tak uważam 🙂 a ten Kopciuszek to ale namieszał haha
Znam i cały czas poznaję świetne, niezależne kobiety. Znają swoją wartość i świetnie dzielą się swoją energią ze wszystkimi dookoła.
Fajnie mieć ukochaną osobę która kocha i wspiera ale nie opierać się tylko na jej zdaniu i ocenie.
bardzo dużo jest mądrych i wartościowych kobiet, co nie znaczy, że ni popełniają błędów w związkach z mężczyznami 😉
Fajny tekst miło się czyta.
Absolutnie sie zgadzam , tez zaczęłam kochać siebie koło
Czterdziestki , ale lepiej późno niż wcale. Wtedy czujesz sue silna, piękna i niezależna ;
Prawda to i do tego nie przejmujesz się już pierdołami i siebie tak nie czepiasz 🙂
Zdrowy egoizm jak najbardziej wskazany 🙂
niezbędny wręcz nawet 😉
Ja długo miałam problem z przyjmowaniem komplementów, zawsze zamiast podziękować wymyślałam dziwne odpowiedzi 😉 Teraz idzie mi trochę lepiej 😉
To fajnie, warto mieć tego świadomość i próbować odwrócić, powodzenia !!! :**
Zamiast dziękuję panuje głównie wśród dzieci od czasów podstawówki ,,wiem”, wyróżniałam się więc mówiąc to inne słowo.
Pokochać siebie nie zawsze jest łatwo, a niekiedy trzeba z tym walczyć latami.
Pokochać siebie to czasami może nawet być misja życia i wcale dla niektórych ludzi nie jest to łatwe…
Swoją drogą, jak dotąd spotkałam zaledwie kilka kobiet, które fantastycznie potrafią przyjmować komplementy, to chyba jednak sztuka, którą każda z nas musi się nauczyć. 🙂
Widocznie te kilka kobiet jest zdrowych emocjonalnie i nie deprecjonuje w głowie siebie… To prawda, że to nieczęsto spotykane choć ja od jakiegoś czasu mówię to dziękuję i tyle 🙂
Lubię czytać Twoje teksty, bo zawsze sobie robię autoanalizę. Akurat druga część artykułu to postawa, której zupełnie nie rozumiem. Natomiast jeśli chodzi o komplementy, to temat jest bardziej rozbudowany. Jest pewien typ ludzi, który na dzień dobry w każdego rzuca lukrem, a w zamian domaga się różnych rzeczy za te pochwały, czyli komplement może być również rodzajem manipulacji. To jest dopiero ciekawy temat! Może ciąg dalszy napiszesz? 🙂
Piękne ilustracje!
Dużo tematów, które poruszam to rzeka haha. W tym kontekście chodziło mi o kobiety i nieumiejętność powiedzenia zwykłego “dziękuję”. Oczywiście, że wielu manipuluje komplementami, zresztą wielu ludzi wyłącznie patrzy jak kogoś zmanipulować i coś osiągnąć.
A druga część… może dobrze, że nie jest dla Ciebie zrozumiała, widocznie nie masz takich problemów i nie deprecjonujesz siebie na korzyść partnera, dzieci czy ogólnie rodziny, jak to robi wiele kobiet przez lata. Pozdrawiam!
Bardzo refleksyjny wpis!
Zawsze powtarzam dziewczynkom, że nie wiadomo czy rzeczywiście bajkowe postaci żyły długo i szczęśliwie.
o, dokładnie 🙂
Cudny jak zawsze post i to prawda. Jeśli samych siebie nie pokochamy. Zawsze trzeba zacząć od siebie, jak tu mowa o kochaniu tak i o ‘cudnym naprawianiu świata’. Bo każdy zawsze mówi że by wszystko zrobił tak a siak a swoje ja. Egoizm też jest ważny potrzebny, byle był on zdrowy. Bo któż zadba o nas lepiej – jak nie my sami ?
Miłość własna jest bardzo ważna żeby m.in. czuć się ze sobą dobrze i móc budować zdrowe relacje np. z mężczyzną. I dokładnie, najlepiej zacząć od siebie, przestać gadać i zacząć działać 🙂 Pozdrawiam ciepło !
Ja mam w sumie od zawsze gdzieś cudze komplementy, bo jeśli sama ze sobą z jakiś powodów nie czuję się najlepiej, to nic tego nie zmieni oprócz mnie samej. Samorealizacja i doskonalenie siebie jest dla mnie bardzo ważne, ale “nie smakowałyby” aż tak dobrze bez tej drugiej połówki która mnie w tym wszystkim wspiera.
No i świetnie 🙂 Ja lubię komplementy choć jeszcze czasem mnie one nieco krępują. Ale o wiele mniej niż jak byłam młodsza 🙂
Komplementy jakiś czas temu uczyłam się przyjmować, teraz poszłam krok dalej i staram się mówić je innym jak najczęściej. A co do poczucia własnej wartości – od bardzo dawna wychodzę z założenia, że niczego fajnego się nie zbuduje, jeśli nie czerpie się najpierw przyjemności z życia w pojedynkę. Potem reszta sama mimochodem przychodzi 🙂
Tak, ja też je mówię bo czemu nie powiedzieć komuś czegoś miłego zwłaszcza, jak to się naprawdę myśli 🙂 I uważam podobnie, dopóki człowiek nie czuje się dobrze sam ze sobą to nic i nikt mu nie pomoże (no może psychoterapia) :**
Hanna, dokładnie tak to postrzegam, zacznijmy od siebie, a blask będzie obejmował i innych. 🙂
Zdrowy egoizm jest spoko, z poczuciem własnej wartości to sztuka utrzymać ją na odpowiednim poziomie. Miłego weekendu
dziękuję i również pięknych dni życzę :**
odpowiedzi w stylu “ta sukienka wcale nie jest taka nowa albo przecież aż tak nie schudłam” to najczesciej zwyczajna kokieteria, której ja w takiej formie bardzo nie lubię.
Sama uwielbiam ludziom mówić komplementy, również neiznajomym 🙂 Mnie komplementy też sprawiają wielką radosć, często potrafia mi poprawić humor podczas nudnego dnia w pracy czy przygorszym nastroju.
Kokieteria też ale ona sądzę, że wypływa jednak z niedostatecznej wiary w siebie. Takie osoby ciągle szukają potwierdzenia, że jest ok.
zacznijmy od siebie, reszta jakoś pójdzie 😀
Jak spojrzałam na ilośc treści to miałam wrażenie, że będzie lanie wody, ale widzę, że muszę tu bywać częściej i sobie dzielić tekst <3
staram się lać tylko potrzebną wodę ale czasem nie idzie skrócić tekstu i trzeba napisać dość wyczerpująco 🙂 poza tym krótkie teksty mają u mnie mniej odbiorców 🙂 będzie mi miło Ciebie gościć częściej 😉
najpierw warto zacząć od siebie! 🙂 Pokochać siebie prawdziwą miłością!
tak, warto to zrobić, pozdrawiam 🙂
Te wszystkie piękne bajki powstały w czasach kiedy kobiety spychało się na drugi plan. Fakt mają w sobie jakąś magię i urok ale może warto dzieci zapoznać z innymi nowymi bajeczkami. O dzielnych dziewczynkach teraz jest pełno. Trochę za bardzo trzymamy się klasyki. Nie ma nic złego w tym, żeby ją znać ale po co od małego. Małym dzieciom od lat czytamy baśnie braci Grimm (nie wiedząc nawet, jak drastyczne są w oryginale) a w szkole ciągle te same lektury. W starszych klasach ok ale najmłodszych to nie dość, że zniechęca do czytania bo trudny język to jeszcze wartości nie na czasie i życie różniące się od ich życia. Jest tyle pięknych książek napisanych współcześnie, a nie docenionych…
dokładnie uważam podobnie 🙂 pozdrawiam !
Zauważyłam, że dziewczyny w Polsce mają większy problem do powiedzenia dziękuję na jakiś komplement, niż np Hiszpanki. Sama miałam z tym kiedyś problem (i dalej czasem mam, choć znacznie mniejszy, niż kiedyś).
ja kiedyś miałam z tym naprawdę duży problem ale na szczęście to przeszłość 🙂 może tam, w tych południowych krajach, bardziej wielbi się kobiece piękno … ?
Dlatego jedną z ulubionych bajek z dzieciństwa jest Pocahontas i Mulan. Bo mimo nieodpartego uroku – Kopciuszek czy Śnieżka – jakoś nigdy nie istniały w moimsercu jako wzory do naśladowania. Z jednak strony rozumiem zagadnienie i jego problem, z drugiej – nie ma nic złego w tym, żeby czasem być tą delikatną i pozwolić sobie na bycie “damą w opałach” dla naszego jedynego 🙂
Chodzi o to, że my je podświadomie bierzemy do serca. Świadomie możemy nawet niektórych nie lubić. Niestety za moich czasów nie było takiego wyboru haha :*
Jak zawsze cudowny post, świetny do czytania, daje wiele do myślenia.
dziękuję bardzo 🙂
Wierzę, że zdrowy egoizm to podstawa zdrowego podejścia do świata i samego siebie. Znam swoją wartość, chociaż jeszcze parę lat temu miałam z tym spory problem 🙂 Fajnie jest też mieć kogoś kto nas wspiera w tym byciu sobą i kogo my w tym wspieramy.
Fakt, po reakcji na komplement łatwo poznać jaką kto ma samoocenę.
prawda? 🙂
Bardzo trafione!
Szczere komplementy przyjmuje i dziękuję, ale różnie to bywa , bo też są i nieszczere 🙂
ja za nieszczere też dziękuję haha
Wspaniale napisane! Naprawdę cudowny tekst i masz w tym niesamowicie dużo racji…
dziękuję pięknie, pozdrawiam 🙂
Nowa szata graficzna bloga! Pięknie! Ja też od jakiegoś czasu stawiam na SIEBIE i dobrze mi z tym! 🙂
Zauważyłaś! Jesteś mega :* Dziękuję!
Ps. Czyli lepiej?
Twój tekst natchnął mnie do rzucenia pod dyskusję kilku jego motywów podczas spotkania w damskim gronie, trzeba przyznać, że rozmowa bardzo ciekawie rozwinęła się. 🙂
Polacy mają do siebie to, że nie potrafią przyjmować komplementów, wręcz jest to powód do wstydu, gdy ktoś ci powie coś miłego. Od razu najlepiej zaprzeczyć.
Też dziękuję , ale mam świadomość ,że ktoś tak naprawdę oszukuje :-))
Ale co mi tam 🙂
Mi też to nie przeszkadza haha
Ja mam z tym niestety spory problem, pracuję jednak nad zmianą!
Kiedyś byłam bardzo skrępowana, gdy ktoś mówił mi komplement. Potem jakoś z tego “wyrosła” i teraz jest już w porządku – przyjmuję miłe słowa bez większych zastrzeżeń:) Bardzo ciekawy tekst! Włożyłaś w niego dużo pracy, co widać!
Boy więcej takich wpisów w internecie! Nie wiem nawet od czego zacząć komentarz bo tak wiele ważnych tematów poruszyłaś. Poczucie własnej wartości – aby było wewnątrzsterowne, aby czynniki zewnętrzne nie mogły na nie wpłynąć. Bajki uczące dziewczynki bierności. A wreszcie zadałaś ważne pytanie – kto nam kobietom, to zrobił, że budujemy nasze szczęście kładąc jako jego fundament faceta. No kto? Nikt inny jak nasze matki niestety. I tylko my matki możemy zadbać by nasze córki wchodziły w dorosłe życie z zupełnie innymi założeniami i wiarą w swoje siły.
ściskam Cię zatem mocno, dziękuję za ciepłe słowa i mam nadzieję, że czasem wpadniesz na herbatkę 😉
“ładną masz sukienkę” – “No co Ty, stara sukienka!” – ile razy tak reagowałyśmy? 😉
mnóstwo i o każdy raz za dużo 😉
Super! Bardzo mądry i potrzebny wpis 🙂 Zdrowy egoizm w życiu, umiejętność zadbania o siebie i spędzania czasu ze sobą <3 Recepta na dobre samopoczucie zawsze 🙂
Jestem za 🙂 Stawiam na SIEBIE. – dokładnie tak. Najlepszy strzał. Pozdrawiam Bea.
Przeczytałam kilka Twoich ostatnich tekstów. Ten jest najlepszy przez to, że świadomy. Nie zawsze nadążam za twoimi neologizmami i niektóre dziwnie mi brzmią, ale jak piszesz konkretnie i na istotny temat, który czujesz i masz poukładany, to jest ich mniej. Stałaś mi się bliska przez to, jaką świadomość kobiety masz. 🙂
Ja sama czasami za sobą nie nadążam haha ale miło mi, że zaglądasz, ja też uwielbiam kobiety za ich różnorodność i świadomość siebie, a czym ktoś większe wzbudza kontrowersje (jak np. Ty) tym bardziej mnie intryguje 😉 Zawsze piszę jak czuję i mając lat prawie 40 te publikacje są świadome. Wszystkie. A jeżeli pierdoli się coś w życiu i w bani to nie zafałszowuję rzeczywistości bo nie widzę takiego powodu. Zdaję sobie sprawę, że mój blog to totalny kosmos i odbiega bardzo od stereotypu przykładnej matki i żonki. Ale ja już tak mam, że zawsze wzbudzałam emocje więc nie widzę sensu by teraz nagle wpasowywać się w jakieś ramy. Mogłabym pisać bardziej zachowawczo ale mi się po prostu nie chce i szkoda mi czasu na dobre maniery 😉 Jednak czasami staram się składać teksty tak, żeby więcej ludzi mnie zrozumiało 😉 Pozdrawiam Cię niezwykle ciepło Bernadetto :** mam wrażenie, że nasze fale często działają na podobnych częstotliwościach
Otóż to! To my powinnyśmy być dla siebie najważniejsze i to dla siebie powinnyśmy mieć najwięcej wyrozumiałości i życzliwości. Jeśli same o siebie nie zadbamy, to na pewno prędzej czy później odbije nam się to czkawką!
Dość sporo czasu minęło gdy zaczęłam się akceptować – ze wszystkimi rysami i pęknięciami. Do dziś, w wielu przypadkach, daję krok w tył, wycofując się z różnych aktywności, choć wiem, że nie powinnam. Muszę nad tym popracować 🙂
Fajnie jak zaczyna się te rysy i pęknięcia akceptować 🙂 też miewam potknięcia ale już siebie tak nie katuję 🙂
Ach, jak ja to rozumiem. Kiedyś miałam podobnie jak blogerka podana jako przykład tej która wspiera się na męskim ramieniu. Wszystko prysło bo poczucie bezpieczeństwa musimy zbudować najpierw w sobie i wcale to nie oznacza że nikogo nie poproszę o pomoc, ale że ufam iż zawsze sobie poradzę.