Okazuje się, że czasami można poczuć się jak we własnym śnie. Chociaż według co poniektórych mądrych głów śnimy cały czas. Niesamowite jest też to, że zdarzają się marzenia senne, które mogą zaskoczyć nas również na jawie.
I tak wysiadając na dworcu Poznań Główny wkroczyłam do wspomnianej właśnie rzeczywistości równoległej, w której to ludzkiej nogi nie postawiłam ale mentalną widocznie owszem. Poczułam się identycznie jak w pewnym śnie, śnionym już jakiś czas temu ale szczegółowo zapamiętanym przez umysł. Po remoncie totalnym zdjęć nawet nie widziałam a wiedziałam, że już chodziłam tymi właśnie korytarzami, zresztą kasy też okazały się być w znanym mi miejscu. Zadziwiająco odnalezienie się na nim początkowo nie stanowiło żadnego problemu. A panikowałam oj panikowałam. Sama zupełnie wypuszczona od czasu ciąży, czułam się jakbym pierwszy raz w życiu wyjeżdżała w nieznane. I nie 200 km, a tysiące 😉 W miejsce, które tak naprawdę nie było aż takie obce tyle, że z przesiadką. Poczucie dziwne ale smak wolności nad wyraz słodki i kuszący. Bo bez dziecia inaczej jednak jakoś i nieswojo nawet ciut, jakby czegoś brakowało. Dobrze, że tylko na 1-ną noc mama się oddaliła. Tak to jest, że człowiek-matka zmęczona i marudzi może nawet, a jak ma tę autonomię to nie do końca umie z niej korzystać i występuje zjawisko pomieszania z poplątaniem 🙂
No więc szybko starałam się zwoje mózgowe przestawić na nowy (chwilowy) tryb i zanurzyć w książkę. Wreszcie nareszcie mogłam poczytać bez przeszkód więcej niż 3 kartki za dnia, a nie nocą kiedy powieki same opadają i choćby lektura nie wiem jaką ciekawą była nic ich nie powstrzyma. Żadna zapałka ani nawet bambus 🙂 W Warsie koczując bo miejscówek zabrakło. Noo tak, świąteczne wyjazdy.
Plany niektórych ludzi muszą chyba zawsze jakimś zmianom ulegać i gdyby tak nie było to na serio można by pomyśleć, że śni się czyiś sen i żyje obcym życiem. Widmo beztroskiego świętowania oddaliło się bowiem bezlitośnie w nicość i pozostało zaadoptować się do nowej sytuacji. Na szybko wymotać jakieś żarcie bo mamusia niestety nie poda i nie pomoże. Mechanicy samochodowi są swego rodzaju bogami i przymusu nie uznają. Jak auto nie zrobione to nie i kropka. Na upartego tylko się pożreć można i samochodu jeszcze dłużej nie zobaczyć. Lepiej więc nie rozwścieczać takiego, cicho czekać i modlić, żeby nie naprawił za dużo.
Powrót niczym ruska baba zapewniony ale dla maminej wałówki warto. Może nawet jakieś wiejskie jajko dowiozę całe. Różnie bywa bo mimo, że bez dziecka to pół kawy na siebie już na wstępie wylałam. Zacięłam się też w pociągowym i okazało się zapchanym WC, na szczęście chwilowo i udało mi się po lekkiej szarpaninie z drzwiami wydostać i w majtki nie zsikać 😉
Prawie też przegapiłam stację wysiadkową ale mama mobilna to by mnie gdzieś z pola zgarnęła 😀 Do tego droga powrotna z atrakcjami bo pociągi opóźnione po 100 minut. I tyle czasu miała, a głodna została bo nic sobie nie kupiła. A zupy ze słoika pić nie będzie bo na bank się obleje lub co gorsza kogoś obok.
Peron 5 okazał się być bowiem w jakiejś czarnej d****, kompletnie nie oznaczony, a może rzeczywiście to podziemia Hogwart-u i trzeba wbić się w ścianę 🙂 Na dodatek jak już trafiłam na właściwy to oddalony od pożywienia tak, że z torbą ważącą przynajmniej tyle samo co ja nie było łatwo się przemieścić. Na szczęście ludzie w nieszczęściu łączą siły (czy to cecha ogólna czy wyjątkowo Polska?) i pocieszali się wzajemnie koczując tłumnie w przewiewie na walizkach, przebierając nogami i nasłuchując zmian rozkładu jazdy: o niech pani słucha, to o pani pociągu, nie 60 minut opóźnienia tylko 55 😀 . Jeden chłopak na bieżąco śledził informacje dowiadując się, że jakiś wielki zwierz wybiegł na tory i ruch zablokował na cacy. Co też w moim stylu bywa bo jak niedawno jechaliśmy z synkiem od babci to jakiś pijak położył się na torach i leżał. Raczej celem odpoczynku, a nie jakimś samobójczym zamachem groził za to skutecznie bo godzinkę staliśmy czekając aż łaskawie się usunie. Oczywiście do tego telefon rozładowany.
Bo w niemal każdej awaryjnej sytuacji nagle moc z niego ucieka w jakiś tajemniczy sposób, a prądy okazują się w takich chwilach bywać absurdalnie niedostępne. Tak było i tym razem, kontaktów w pociągu brak, a rodzina nie wie czym jadę i gdzie wysiądę (no nie tak jak w planie było). Starsza pani zapoznana już na peronie zaoferowała swój telefon w razie czego ale jakoś na tym ostatnim jego dechu się dodzwoniłam. A jak tylko wysiadłam z wagonu padł na dobre 🙂
Wobec czego zerkając mimochodem na jakiś nie wiadomo skąd wjeżdżający akurat koło mnie pociąg z wesołym napisem Wrocław Główny IC długo się nie zastanawiając wsiadłam po prostu byle szybciej dostać się do domu 🙂 Cały przedział należał do takich jak ja bo kto przy zdrowych zmysłach będzie czekał jeszcze ponad godzinę na ten właściwy. Tym sposobem byłam punktualnie spóźniona 🙂 A pani od telefonu dożywiała mnie jabłkami bo jechała w moja stronę 🙂
Czy ja tu widzę BURAKI? No skoro znalazło się miejsce dla naręcza przepięknych tulipanów zainstalowanych w słoiku i bukszpanu zerwanego rankiem w ogrodzie to czemu nie 😉 Chociaż to są ładne jajca żeby krzaki tyle kilosów wozić 😀
TATA SAM W DOMU
został na włościach, pełen entuzjazmu kolorowego. Dzień przetrwali z atrakcjami i pozostawienie mnie na peronie od razu skutkowało przyjęciem napoju niedozwolonego i pożywienia zakazanego. Ku radości przeogromnej pociechy, która łzy jakoś powstrzymała i dzielna była. Oczywiście taki dzień nie zdarza się często więc na faceta głowę spadło wszystko na raz (jak to zwykle bywa) w postaci dzwoniących klientów, prezentacji chat itp. O godz 23 zostałam poinformowana, że JUŻ tata wydał kolację, wykąpał, a o 24 JUŻ synek spał 🙂 I w słuchawce: wraaacajjj wraaaaacaj szybko, prooooszę, było fajnie ale wraaaacaaaj!!!! Auuu….
hmm… wcale mi się nie chce 😉 bo u mamy nawet na chwilkę malutką jest bosko, dobrze i jakieś takie inne poczucie bezpieczeństwa się łapie. Nie wspominając o samotnym wyspaniu się – bezcenne 😉
ciąg dalszy nastąpi 🙂