A deszcz dalej kapie kiedy zasypiasz i w odstępach czasowych nagle jakieś kap kap dźwięczy ci w uszach coraz ciszej i ciszej. Wszystko zmyje, ma w sobie tę moc, magiczną lub nie ale ma, że coś oczyszcza. I daje przy tym jakąś taką ulgę. Niełatwą może ale jednak.
Że pewne sprawy mimo pozornych trudności się układają.
Że żyjesz ty i ten twój smutek, który niewątpliwie gdzieś tam jest i czasem się pokaże (przynajmniej w listopadzie), przypomni o sobie, że jeszcze się na stałe nie wyprowadził, a może nawet nigdy tego nie zrobi… Chociaż gdy wychodzi słońce i widać liście, których na drzewach już prawie nie ma ale błyszczą kolorami, wtedy jakoś listopadowej dziewczynie robi się lżej na sercu i zapomina. Może jednocześnie przypomina sobie, znowu całkiem paradoksalnie, te zajebiście dobre odczucia i po prostu żyje. A może żeby coś sobie przypomnieć trzeba o czymś innym zapomnieć… ?
Nie szkoda Pani takich pięknych paznokci na to ciągłe mycie naczyń? Nie lepiej byłoby dotykać nimi czyjąś skórę?
Przeżywa dzień i chwilę spokoju w teraźniejszości. Tak bywa co nie znaczy, że jest zawsze 🙂 Niektórzy ludzie po prostu (za) dużo czują, (za) dużo myślą i pokonują morza emocji w sobie.
One płynął jak ta pogoda, raczej dość nieprzewidywalnie, bo nawet będąc akurat mega szczęśliwym i idąc sobie taką wiejską drogą z radosnym, szczebioczącym dzieckiem, i (łup jeb) spotykasz małego dzika* zamkniętego u kogoś na podwórku to noo nagle wszystko ulega metamorfozie. Tym bardziej zwierzaka przyjaznego, ufnego itp ale WIESZ, że ktoś trzyma go na kiełbasę. Patrzysz mu w te oczy jeszcze radosne mimo wszystko (ma jedzenie, schronienie i ma gdzie ryć) i masz w sobie tę wiedzę, że nie wróci już nigdy do lasu, z którego pochodzi.
*do tej pory nie poznałam żadnego dzika, tym bardziej małego i osobiście, widziałam biegające w lesie owszem, tak, duże dorosłe i dorodne dziczyska… a ten zachowywał się do tego jak pies, lizał, ryjował, chrumkał, machał ogonem itp. bardzo się z synkiem wzruszyliśmy (on nieco inaczej bo do końca nadal nie rozumie co to znaczy zabijanie i jest to dla niego swoistą abstrakcją ale od razu skubany sam mnie wypytywał szczegółowo: co to za dzik, a skąd się wziął, a czy go ZJEDZĄ- tak zapytał i mało nie padałam bo jest w takich chwilach bardzo konkretny i domaga się konkretnej odpowiedzi), a uwielbiamy zwierzaki różniste obserwować, śledzić, podglądać, czytać o nich i oczywiście najbardziej – zapoznawać… ( i co? i dupa, do tego dziecku koduję taką wrażliwość na zwierzęta, może przesadną- nie wiem…)
Pomijam, że jest to niezgodne z prawem i od razu interesuje się policja z kimś tam jeszcze. Ale to sąsiedzi twojej rodziny, wszyscy się znają dzięki czemu jedynie szybko potwierdzasz, że intuicja dobrze ci mówiła, dzika uratowano z lasu, a skoro już to najlepiej utuczyć go i zjeść. Tym bardziej, że jest ich pełno, wszędzie się panoszą, niszczą pola, degradują i w ogóle dzik to samo zło. Do niczego się nadaje tylko do zżarcia.
Źle to rozegrałam, porażka, nie ma znaczenia, w takich momentach nagle jebnie cię jaki jesteś słaby i czasem nieogarnięty, kiedy spada coś nagle i kompletnie niespodziewanie. I robisz coś pod wpływem tych (jebanych) emocji. Oczywiście to one popychają człowieka czasem do bardzo niefortunnych posunięć i trzeba niezwykle ostrożnie stąpać po tym gruncie, nie dać się ponieść już na samym początku, przeciągać moment aż trochę się ochłonie i zacznie na jakąś sprawę patrzeć z dystansu. A ten łapie się po czasie ZAWSZE. Czym bardziej emocjonalna jednostka tym bardziej wszystko się komplikuje, to fakt, bo trzeba mega nad sobą pracować, praktycznie cały czas, NAD ZRÓWNOWAŻENIEM SWOICH EMOCJI. Tym mocniej i dobitniej wkurza/daje ulgę (do wyboru) wtedy prawo przyciągania i świadomość, że to
WSZYSTKO PRZEZ TE TWOJE MYŚLI…
Że sami to przyciągamy i dostajemy to, z czym rezonujemy (w głowie i sercu).
Więc czar prysł, nie ma tamtego super pozytywnego tu i teraz tylko ucisk gdzieś w duszy, że świat jest po prostu podły, ty też do niczego (bo do czego taka wrażliwość skoro nie umie się czasem pożytku z niej zrobić) a ludzie to już przechodzą jakiekolwiek pojęcie o człowieczeństwie (razem z tobą samym). Że prawa wsi, że tak jest, że to nic takiego, że wszyscy tak robią (to moje ulubione tłumaczenie), że świata nie zbawię, że to i tamto i srmato. Bezsprzecznie lepiej nie mieć miękkiego serca, a już na pewno nie na zwierzęta. To bardzo niesprzyjające okoliczności do życia na tej (cudownej skądinąd planecie), pełne zdziwionych wyrazów twarzy i nie pojęcia pewnie, że można czuć wręcz fizycznie to wszystko, odbierać mentalnie ich emocje, które są szczere i niewinne i nie móc się (tak do końca chyba jednak) godzić z ich zabijaniem bez potrzeby. BEZ POTRZEBY. Tylko tyle. Albo AŻ.
Za to nadal wielkie WOW wywołuje np. w rodzinie nie jedzenie mięsa łącznie z otwartymi atakami posuwającymi się do stwierdzeń, że bez niego zdechniesz marnie.
Przejebane, listopad pełen wzruszeń…
Więc będą kapać te deszczowe strumienie razem z łzami. Mżawki, deszczośniegi atakujące często wyjątkowo dobrze zrobiony makijaż (a zapomniało się np. parasola i było już kilka kroków od klatki schodowej i nie chciało się wracać) i inne krople różnorodnych rozmiarów i mocy wszelakiej ale z pewnością orzeźwiające (czasem) piekące z nadmiaru wrażeń policzki.
ZIMA NIE ZAWSZE BYWA TAKA ZIMNA I CHOĆBY BYŁA NAJMROŹNIEJSZA TO MOŻE BYĆ GORĄCA…
Taki to już chyba urok jesieni, mokra i błotna. Listopadowe dziewczyny może po prostu bywają smutne. I choć wcale tego nie chcą traktują nostalgię jako część siebie i swojego kompletnego zdziwaczenia. Może muszą takie być? W nadmiarze lub w ilości stanowczo za małej, za słodkie czasem i mocno za gorzkie bardzo kiedy indziej. Dla przyrody równowagi. Nie są nijakie, wręcz do bólu JAKIEŚ choćby ten ból uderzał w tego, kogo nie ma trafić (a może właśnie ma).
Same dla siebie są największym katem i aniołem stróżem. Są takie dziewczyny, serio. Mogłyby obdarzyć parę innych osób tym, co przeżywają w środku, tym miejscu siebie, w którym wszystko jest oczywiste, ale do którego praktycznie nikt nie dociera i nawet ona sama nie zawsze się tam zapuszcza z uwagi na swoją (nad) wrażliwość i niechęć do lizania później(szych) ran. A te długo bolą niekiedy i pieką. Goją się też różnie w zależności od głębokości. Nie lubi chodzić z takimi otwartymi ranami, na których żaden plaster się nie trzyma więc woli nie ryzykować lub robi to bardzo rzadko. Zresztą w jej przypadku “bardzo rzadko” okazuje się i tak za często… Tych umiejętności listopadowa dziewczyna nabiera z czasem bo uczy się całe życie. Po prostu nie ma odwrotu. Bywa co prawda głupia i roztrzepana jak koń, który leci przed siebie. Przez ułamki sekund. Zazdrości im wolności, chociaż nie oszukujmy się, który koń aktualnie biega wolno tam gdzie chce? Prędzej czy później trafi na płot lub pastucha prądowego. Se la wi jakby to można powiedzieć. Jesiennie i listopadowo.
Nie pada, nie szumi, nie kapie. Przestał dzwonić w parapety i szyby i nieznośna, a może właśnie znośna i kojąca cisza przejęła władzę dosłownie i w przenośni nad wszystkim i niczym jednocześnie. Jak można tak bardzo być i nie być? Czuć i nie czuć? Jeszcze nie spać? Mimo zmęczenia przecież… (gdy czasami zdarza mi się nie móc usnąć przez jakieś nachodzące mnie, uporczywe, ciekawe lub mniej myśli, analizy itp to najbardziej schizuję kiedy zaczynam skupiać się na zegarku – ile czasu zostało mi do wstania – a wiem, że muszę się minimum wyspać żeby jakoś funkcjonować – wtedy po zawodach, nie śpię prawie do rana).
Aaa nie śpisz? Bo za to bycie matką! Myśli przed snem bywają różne, kwadratowe i podłużne… O to dopiero jest życie toczone wespół ze swoimi wyrzutami sumienia względem tego co MOŻNA było zrobić lepiej. A w wielu kwestiach można i trzeba później z tą świadomością żyć. Pamiętać, że dzieci są naszym lustrem i ta świadomość bardzo ułatwia funkcjonowanie w rodzinie i społeczeństwie (też, bo każdy jest w jakimś sensie naszym odbiciem i zwłaszcza to, co denerwuje nas u innych sami posiadamy na stanie). Najbardziej komfortowa sytuacja to istnienie w zgodzie z sobą samym ale to dość chyba (jednak) idealistyczne założenie, często ginące w prozie życia i dające ci od czasu do czasu z liścia w twarz (listopadowego). Czy to jest w ogóle możliwe niech każdy sobie odpowie sam. Dobranoc pchły na noc.
Przepraszam Mamę za brzydkie wyrazy… Wiem, że nie lubisz, a ja czasem nie mogę się powstrzymać… B. ♠♠♠
Brzydkie słowa dodają tekstu emocji 🙂
ale jednak brzydkie 😉
Listopad to rzeczywiście czas na nostalgie, przemyślenia i smutasy trochę. Ale to tez czas wypoczynku po aktywnym lecie. Czasem dobrze jest wyrzucić z siebie to co nas dręczy, a nawet poprzeklinać sobie.
czasami niestety tak wychodzi, że przekleństwa same się na usta pchają 😉
a mi się spodobało, że można dostać z liścia w twarz 🙂 ano można i to nie raz i nie tylko jesienią 🙂 trzymaj się Beatko
Rzeczywiście, nie skąpisz brzydkich słów. Co do mnie, jestem ich przeciwnikiem. No ale to Twój blog, wolno Ci, więc nie będę protestował.
wiem, że nieładnie ale czasami mnie ponosi… dziękuję, że dałeś radę 🙂
Wrażliwość wg mnie należy w sobie cenić a przede wszystkim zaakceptować. Bo czy lepiej nosić maskę wiecznej siły i niezłomności? Przecież jesteśmy ludźmi, ze swoimi przekonaniami, schematami, naturą, osobowością, charakterem, w których miesza się to co wrażliwe i to co odważne. I to jest piękne. Dużo ciepła tej jesieni!
Listopad jest specyficznym miesiącem. Często smutnym, pełnym przemyśleń. A brzydkie słowa to nie oznaka braku kultury tylko wyładowania swoich emocji które jest nam bardzo potrzebne 😉
A jednak te brzydkie wyrazy wzbudziły największe zainteresowanie z całego tekstu haha Czasami nie mogę powstrzymać języka i dokładnie zgadzam się, to emocje 🙂
Cóż tu więcej dodać… Nie znoszę listopada.. pod każdym względem.. czekam na grudzień.. wszystko także u mnie się ustabilizuje…
Lubię listopad z jego wadami i zaletami 🙂 Tak naprawdę uwielbiam zarówno czas, gdy jest szaro i ponuro, ale również gdy świeci słońce i jest gorąco. Każda pora roku ma w sobie coś niesamowitego i myślę, że warto to dostrzec 🙂 Listopad potrafi być czasem ponury jak niektóre sytuacje w naszym życiu, ale jest również doskonałym przykładem na to, że czasem wychodzi słońce i warto na nie czekać 🙂 Życie w zgodzie z samym sobą jest strasznie trudne, ale myślę, że nie jest niemożliwe. Wydaje mi się, że tylko życie w zgodzie z samym sobą może być w pełni szczęśliwe i spełnione 🙂
świetne listopadowe przygody, trochę sentymentu, trochę niespodzianek. Jak typowy polski listopad.
Beato Herbato jest WroBlogg we Wrocławiu, tak jak napisałam w poście=]
a ja jakoś nie doczytałam, dzięki 🙂
U mnie listopad tookropny czas smutku zadumy i nostalgii
czyli nie jestem osamotniona … :*
Piękny tekst, jesienny, nostalgiczny. A “brzydkie wyrazy” tylko dodały mu charakteru 🙂
dziękuje i czuje się rozgrzeszona haha
Osobiście też za dużo czuję i myślę.
Nic za to nie mogę 😉
super ilustracje.
dzięki 🙂
Ja na szczęście nie bardzo mam w tym roku czas na takie nostalgiczne przemyślenia, za dużo mam pracy. 🙂 Ale we wcześniejszych latach też mnie dopadały. Co do dzika, to chyba jednak bałabym się podejść – nawet nie ze względu na to, że może zaatakować (nawet mały dziczek), co ze strachu przed wścieklizną. 😉
Ten dziczek na pewno nie był wściekły bo przebywał na ogrodzonym ogródku, a w tym domu są też dzieci. Zupełnie oswojony, łagodny i lepszy niż nie jeden człowiek na tej planecie, ehh
Nie jest łatwo ludziom wrażliwym o każdej porze dnia i nocy i w każdym miesiącu. Listopad pewnie bywa okropny, ale dla mnie również grudzień, a nawet lato. Wszystko zależy od nastroju, jaki mam. To ten nastrój widzę na zewnątrz. Odbija się wokół w pogodzie, której znieść nie mogę i w ludziach, których nie lubię. Powód nie w miesiącu, ale we mnie. Nie łatwo było dojść do tych wniosków, ale jak już doszłam, nie mam tak wielkiego problemu z miesiącem. Niech sobie będzie i listopad i grudzień. I tak minie jak wszystkie inne miesiące i pory roku.
Dokładnie Aniu tak właśnie jest. Nie pogoda ma znaczenie, nie miesiąc czy pora roku tylko to co jest w nas. I taka jest prawda 🙂
… czasami nie można pominąć brzydkich słów 😉
ona same nie dają się wykopać ze słownictwa 😉
Oj ten nostalgiczny listopad.
A brzydkie wyrazy – czasem są potrzebne dla ulgi. 😀
Listopad to trudny miesiąc, który dobija mnie brakiem słońca i nadmiarem czasu na ponure rozmyślania. Lecz okazał się też łaskawy, gdyż to właśnie on przyniósł mi małego mężczyznę, którego będę kochała bez względu na wszystko do końca życia.
Super! To podobnie jak u nas 🙂 synek listopadowy 😀
listopad to dla mnie miesiąc wyczekiwania na święta, ale czasami mam go serdecznie dość, bo jest szaro, buro i ponuro ;/
Wrażliwcy nie mają lekko na tym świecie. Osobiście wolę się od niego izolować, żeby za dużo nie widzieć i nie (współ)odczuwać.
To prawda, robię podobnie 🙂 działa nawet 🙂
ja marzę o tym aby się wyprowadzić do ciepłych krajów.
zmiany pogody sa nieznośne 🙂
to prawda, bywają takie 🙂
“Listopad jest deszczem, co wraca ostatnim pociągiem, wróblem tulącym się do zimnej szyby. Listopad jest nauką puszczania dłoni, pozostawiania ciepła na nieznanym płaszczu. Jak zmęczony dozorca, przysiada przy furtkach zmokniętych domów i przetrząsa kieszenie w poszukiwaniu klucza. Jak dobrze, że jest listopad. Tyle jest zimna do opowiedzenia.”
DZIĘKUJĘ! Przepiękne… 💛
Coś czuję, że moje dzieci zagłaskałyby takiego dzika! Ostatnio na wywiadówce w szkole najmłodsza chciała całować taki wypchany eksponat warchlaczka 😉
ooo super 🙂 mój synek był zachwycony kontaktem 🙂
Tak naprawdę, im więcej wolnego czasu, tym więcej człowiek myśli. 🙂
Ciekawy artykuł.
to prawda 🙂 dziękuję i pozdrawiam 🙂