herbatyzm

memorisy i inne lisy

Wakacje letnie, jesienne czy zimowe czy jakiekolwiek inne mają to do siebie, że są po prostu zajebiste. I nie chce się wracać do rzeczywistości i tak zwanych obowiązków.

w lesie jest po prostu magicznie…

Lato przeleciało migiem, zawitała jesień, nostalgiczna, kolorowa i uczuciowa. I już już kiedy sądziłam, że wyzwoliłam się z tego sentymentalnego poczucia to jednak wracają do mnie te stare kasztany, które zbierałam lata temu. Ach czemu ta natura taka psotna i przewrotna i głowa czasem spokoju dać nie może?  A może serce, a nie głowa? W tym sensie

czasu nie ma, nie liczy się, zacierają się zupełnie granice tego co było z tym co jest i będzie może nawet.

Szanuję to w jakimś sensie, to swoje umysłowe, wewnątrz duchowe pieprzenie, te przelatujące memorisy i inne lisy, których opanować nie idzie i czemu do cholery nie odlatują razem z tymi gęsiami czy innymi czaplami do tych całych ciepłych krajów? Czemu siedzą w człowieku i byle ulica potrafi przywołać obrazy z pamięci? Tym bardziej jak gdzieś się rzadko bywa ale już w takim śnie to i owszem. Bo od życia poprzedniego całkiem odciąć się nie idzie, a i serca uspokoić nie da się tak łatwo i rozum może sobie gadać jak do ściany 😉

Herbata młodsza nieco na cudownym i niezapomnianym grzybobraniu 🙂

Owszem, w teraźniejszości jest dobrze ale w przeszłości też czasem tak przecież było, bo wiele cudownych chwil człowiek przeżył i niestety (stety) pamięta je doskonale. Niestety, bo niektórych ludzi już nie ma, nie zobaczy ich się raczej i nie spotka nigdy więcej. Tylko w serialach jest jedna knajpa, do której wszyscy chadzają i jedna ulica, po której jeżdżą. W życiu trzeba mieć bardzo dużo szczęścia żeby na kogoś wpaść z zupełnego przypadku (co oczywiście nie jest niemożliwe). Poza tym

odgrzewane kotlety to już nie to samo

(co zostało udowodnione) i są to zwykłe urojenia psychiczne, przy których lepiej pozostać i poczekać aż same przeminą 🙂 Bo przeminą jak wszystko, to pewne … I zgniją, a później zamarzną i zdechną, przynajmniej na trochę 😉 Do kolejnej jesieni 😉

co w trawie piszczy 😉

Póki co te żółknące liście, mgły i trawy jesienne nastrajają mnie tak durnowato i już. Korzystam jednak z dobrodziejstw natury i życie w zgodzie z Nią pomaga jakoś poukładać to swoje umysłowe roztrzepanie 🙂 Rzeczywiście, zbieranie grzybów wysoce odstresowuje i uwielbiam późno letni las. Bo astronomicznie mamy jeszcze przecież lato. Mchy są jeszcze bardzo zielone. Motyle fruwają, ptaki niektóre głośno śpiewają chociaż ja słyszę w ich trelach przemijające nuty i obwieszczają wszem i wobec, że jesień nadchodzi. Czasem jeszcze zobaczyć można wrzosy i jakąś zagubioną jaszczurkę. Liście zaczynają powoli opadać tu i ówdzie i niedługo zrobią kołderkę dla istot potrzebujących schronienia. A przy okazji, to nie wiem

po co w miastach zbiera się te liście?

Żeby zrobić kompost? I go później sprzedać? Rozumiem, że z chodników ale po cholerę z parków i trawników? Przecież w nich zimują np. jeże…

zbiory za zbiorami, gdzie się nie ruszę to SĄ one!

A zapach zgniłych liści jest cudowny tak jak zapach zimowych jabłek. I w niektórych domach pachnie nimi nieziemsko. Tak było u mojej babci. Słodkie, soczyste, z własnego ogrodu, trzymane w skrytce i na strychu niesamowicie nasycały aromatem cały dom przez długą zimę. Nie jadłam TAKICH od bardzo dawna. Uwielbiam zapachy tej całej jesieni i wcale nie mogę powiedzieć żeby mi aż tak źle z tym było. Po prostu tak jest, że

coś odchodzi żeby coś innego przyjść miało.

Cykl życia kręci się, płynie. I magiczne to nawet, jak uda nam się temu poddać i przyjąć jako oczywistą oczywistość.

Zbieranie grzybów niesamowicie też wciąga. Już już ma się wyjść z tego lasu i nie można bo widzi się kolejny i kolejny okaz. Tym bardziej, że przez ostatnie lata istna posucha była. Więc człowiek cieszy się jak głupi, a może bardziej nawet jak dziecko 🙂 A dzieci są szczere i ich radość jest mega czysta. Potrafią brać życie garściami, iść do przodu i czerpać ze wszystkiego przyjemność. Cieszyć chwilą.

Dary lasu są cudowne i ogólnodostępne. Wyciskam na maksa ile wlezie, z tego zbierania i obcowania z przyrodą, chociaż później ich obróbka do najprzyjemniejszych nie należy. To znaczy długo to wszystko trwa, to całe octowanie. Suszenie krótsze ale nie ma jak grzybki we własnej marynacie wyciągnięte w zimowy wieczór 🙂 Coś absolutnie przepysznego 🙂 Zażerać się nimi będziemy chwilowo czas jakiś, a i jakiś znajomy też słoiczek w prezencie otrzyma. Osobiście nasycę się szybko bo najbardziej to chyba lubię zbierać. Chociaż suszone w święta też są wspaniałe.

piękne 🙂

Jeżeli chodzi o samo zbieranie to zauważyłam prawidłowość, że

szanując przyrodę Ona oddaje mi z nawiązką.

O wszystkich swoich magicznych sztuczkach nie napiszę ale… np. w przypadku grzybów nie ma po co niszczyć trujących, które wpływają na runo leśne ani na siłę zrywać np. nadgryzionych. Jak mówię, że zostawiam myszkom i ślimakom, niech sobie podjedzą, to za chwilę trafiam na całe rodziny pięknych i świeżych grzybków.

Warto darzyć Ją, Matkę Ziemię, miłością, a odwdzięczy się tym samym.

Na koniec zawsze dziękuję i wyrażam swoją wdzięczność za to, co mi dała. To cudowne uczucie jedności z Nią, z Wszechświatem, Bogiem, Wyższym Ja, zwał jak zwał ale pomaga łapać równowagę i pozytywną energię. I mimo wyczerpania po powrocie jestem mega naładowana (nawet jak wyglądam na zmęczoną, mamo kochana). Kontakt z drzewami, mchem, lasem, omijanie pajęczyn z uroczymi pająkami, słuchanie szumu drzew, ptasich wrzasków to wszystko uspokaja moje nerwy i jest najlepszą terapią dla umysłu. Przestaję rozmyślać m.in. o wspomnianych wcześniej pierdołach, godzę ze sobą i przemijającym czasem. Akceptuję ten przepływ, szanuję i cieszę, że mogę go doświadczać. Otwierać na nowe, na przyszłość, która jest niewiadomą, a jedynie o tyle możemy ją sami sobie przewidzieć w kontekście generowania świadomie swoich myśli i wchodzeniu na jak najwyższe wibracje.

i Herbata obecnie, żyjąca w tu i teraz, napawająca się chwilami, które później… są wspomnieniami 😛 Plaża nad Jeziorem Powidzkim ♥️♥️♥️

W cieplejsze dni można się jeszcze uziemiać i poleżeć trochę na piasku 🙂 Loff ♥

zdjęcie wyróżniające Antonio Mora 😉

BeaHerba

Bea Herba to ziołowa beata herbata słuchająca siebie, swoich odczuć i snów, czasem słaba, czasem czarna i mocna, bywa też kompletnie zielona i delikatna biała, niekiedy słodka i aromatyczna. Jak życie...

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. ja facet says:

    piękna jesień, atrakcyjna kobieta, wszystko się zgadza 😉 do tego przyjemny tekst i zgadzam się, przyrodę trzeba szanować 🙂

    1. BeaHerba says:

      Och dziękuję 🙂

  2. Jesień też mnie podobnie nastraja. Bardzo zasmuca coraz krótszymi dniami, coraz mniejszą ilością światła. Czasem wspominam czas spędzony u cioci, której już nie ma. Nie ma też tej okolicy, w której mieszkała. Wszystko się zmieniło. Nie ma domu, do którego przyjeżdżałam. To znaczy niby jest, ale do nas, mojej rodziny już nie należy. Mieszkają w nim obcy i wokół obca zmieniona okolica, do której już nie dojedziesz tak po prostu autobusem, bo do tej wsi już nie dojeżdża.
    Poza tym polecam Ci lekturę na jesień Dolina Muminków w listopadzie. Jedyna książka niby dla dzieci, ale jednak już dla dorosłych. Bardzo mądra, chociaż trochę smutna. Jesień zresztą też taka i mądra i smutna. Daje do myślenia.
    Dziękuję jak zwykle za tekst Twój i pozdrawiam.

    1. BeaHerba says:

      Jesień jakaś taka jest nostalgiczna i romantyczna… Ma swój niepowtarzalny klimat ale rzeczywiście czasem wzbudza smutek i razem z opadającymi liśćmi lecą też z wiatrem wspomnienia… Cieszę się, że zaglądasz do mnie Aniu i czytasz moje teksty 🙂 Pozdrawiam serdecznie Ps. Do Muminków sięgnę i może nawet poczytam synkowi…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *