herbatyzm

miejskie klimaty

Tak na święta wyzywała, po kątach płakała, gary latały, noże fruwały, groch z kapustą zamiast mózgu, organizacja przypominająca nasze państwo polskie i co? Zachwycona Bożym Narodzeniem…
Owszem, łzy po cichu sączy nadal ale w sercu Miłość wszechobecną czuje… Oczywiście wszystko udało się ogarnąć i tylko śniegu brak.

Tak się czasem zastanawiam czy mój synek na sankach pojeździć jeszcze będzie miał okazję czy już tak dalece ingerencja w pogodę poszła, że mrozów więcej nie uświadczymy… Ocieplenie klimatu spowodowane pazernością człowieka szerokie kręgi zatacza i do Antarktydzkiej ropy zmierza. A człowiek przewrotny. Zresztą może kobieta…?

Nagle zatęskniłam za zimą prawdziwą i skłamałabym mówiąc, że nie lubię. To tylko wygoda przeze mnie przemawiała bo chlapy rzeczywiście nie znosiłam dobrze nigdy, a wrocławska wyjątkowo upierdliwa. Stopy przemoczone odstręczały skutecznie od radości śniegowej i choćbym nie wiem jakie kozaczki kupiła to ZAWSZE przemokły. Chociaż rzeczywiście od jakiegoś czasu urodą butów wybitnie się kieruję, a nie tylko przydatnością 😀 Rozum więc się cieszy na owo ocieplenie ale już serce – jak zwykle często bywa – z rozumem za wiele wspólnego nie ma. Bo przypominają mi się prawdziwe zimy, powietrze mroźne, zapach lodu i frajda jaką w dzieciństwie miałam z tegoż powodu… Brało się sanki choć po szkole ciemno było i pędziło na górki i góreczki. Chłopaki zmywali nas kulkami, niestety zawsze mocno obrywałam i czatowali na mnie pochowani lub pędzili z oddali ale tak naprawdę lubiłam to wątpliwe wyróżnienie. Pamiętam mokry śnieg pod szalikiem i śnieg w rękawach, spodniach- wszędzie. A później kanapkę z szynką i zwykłą herbatę z cytryną. Tak, o wege pojęcia zielonego nie miałam, a cytryna w herbacie wybitnie mi smakowała 😉

Ależ było wspaniale, wypieki na twarzy i szaleństwo w oczach. Albo łyżwy na jeziorach i pobliskim stawie. Śmigałam jak szalona do nocy. Grube warstwy śniegu umożliwiały jazdę i wariacje na ulicach nawet. Łyżwy zawsze będą kojarzyć mi się z ojcem własnym rodzonym bo chociaż czegoś zdążył mnie nauczyć za dzieciaka i dziękuję ci tato chociaż za to 🙂
A kuligi? Kto nie brał w nich udziału… Najlepsze te z koniem co sani sznur ciągnął po wiejskich i polnych drogach albo w saniach ogromnych pod kocem się siedziało. No ale nie oszukujmy się, te za samochodem też boskie były… Asia, pamiętasz? Duże już dziewczynki ha ha byłyśmy i pijaczki, a na kulig leciałyśmy choćby skacowane 😉
Moje wspomnienia są bardzo żywe i niekiedy przeklinam je za to ale w ogólnym rozrachunku chwalę sobie przesadnie dobrą pamięć (zmiennocieplna, typowa przedstawicielka rasy babskiej 😉 ) Bo mogę z jej otchłani i czeluści wykopać i poczuć chwile życia, którego już nie ma. Smaki, zapachy i uczucia, które mi towarzyszyły. Ludzi.
Dlatego teraz jak zimy przeniosły się jedynie do wspomnień tęsknię za płatkami śniegu spadającego na moją twarz i włosy. Patrzenia w niebo jak wirują każdy w inną stronę.

Ale w tej całej zabawie życiem zwanej chodzi o to, że teraz też tworzą się wspomnienia, inne nowe, a stare już jednocześnie bo każdego dnia zmieniają się po prostu. Chłonę więc całą sobą każdą sekundę życia i napawam chwilą jak jakiś narkoman odurzona szczęściem samym w sobie. Tym, że jestem tu gdzie jestem i mimo, że pewnie (niestety) to ostatnie święta w takim składzie zwierzo-ludzkim to czuję się mega happy. Nawet jak mnie ten facet wkurza, a dziecko na głowie dosłownie siedzi jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Tylko to tak naprawdę mamy. Momenty z tymi, których kochamy i NIC INNEGO SIĘ NIE LICZY. Paradoksalnie okazało się, że są to jedne z najpiękniejszych świąt w moim życiu, bo nawet dziecko nigdy już nie będzie takie małe i wszystko dosłownie w każdej mikrosekundzie ulega metamorfozie. Cały czas dostaje się od życia te bezcenne dary tylko sytuacje życiowe zakłócają, trochę mam wrażenie, ich czysty odbiór.

Przy okazji dzięki przeżyciom z psem poznałam bliżej ludzi, którzy dają mi mega wsparcie i czuję się przez nich naprawdę rozumiana.  To dzięki relacjom z nimi, Wami wszystkimi – życie ma sens. I to prawda, że żadne pieniądze nie są w stanie kupić ani wynagrodzić Miłości i jej braku. Ona jest bezcenna. Tak samo jak wspomnienia. Pada deszcz zamiast śniegu, a sanie na kalosze zamienić by można. Ale to NIC nie znaczy póki żyjemy i mamy możliwość decydowania o jakości tego życia i kreowaniu swojej teraźniejszości, a co za tym idzie przeszłości i przyszłości LOVE

a z hucznych planów, wyjść, spacerów i odwiedzin najlepiej wychodzi nam odwiedzanie łóżek po pokojach (hehe) i plądrowanie kuchennych zasobów oczywiście 😉 (chociaż jak tak napisałam to los przewrotny wypchnie mnie pewnie z domowych pieleszy i make-up konieczny jednak będzie 😉 )

kto by też pomyślał, że dzieci potrafią się cieszyć najmniej spodziewanymi rzeczami i z prezentów różnych największą frajdę sprawił naszemu chłopcu autobus przegubowy, który przy łóżku spać musiał 🙂 A ja durna kręciłam nosem, że Gwiazdor kupił COŚ TAKIEGO 😉

BeaHerba

Bea Herba to ziołowa beata herbata słuchająca siebie, swoich odczuć i snów, czasem słaba, czasem czarna i mocna, bywa też kompletnie zielona i delikatna biała, niekiedy słodka i aromatyczna. Jak życie...

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *