herbatyzm

pan kotek był chory

Niektórzy ludzie są naprawdę dziwni. A może wszyscy czasem tacy jesteśmy? Że dopiero jak coś utracimy to chcielibyśmy z powrotem odzyskać…

Przykład prozaiczny choć na życiu pewnym oparty. U sołtysa na wsi urodziły się małe kotki . Niby nic nadzwyczajnego, wyskakiwały na ulicę i bardzo podobały się synkowi. Jak chodziliśmy na spacer z psem szczególnie jeden za nami latał i wychodził dziurą w płocie. A że kot SOŁTYSA to przerzucaliśmy go z powrotem żeby nic mu się nie stało. Ale po niedługim czasie imię Krówka dostał bo łaciaty niczym typowa krowa właśnie… Jak już podrósł nie szło go powstrzymać i jak tylko widział, że z bramy wychodzimy pruł ile sił w łapach. I mimo, że jeszcze tamtej zagrody się trzymał (no kota odebrać komuś nie można było) zaczął chodzić z nami na spacery jako drugi pies. Szczerze mówiąc między mną, a nim zrodziło się prawdziwe uczucie i od razu zaiskrzyło. Zaczął bywać na podwórku ale nie był nachalny, raczej bardzo dyskretny i kulturalny. Jak się mu powiedziało, że ma iść do siebie to smutny ale odchodził. W domu padły stwierdzenia, że mam kotka nie oswajać bo wyjadę, a zabrać do mieszkania drugiego kota i zwierza trzeciego w sumie nie mogę.

Wyjechałam ale często o nim myślałam i pytałam mamę o jego losy ale z racji, że kobietą pracującą jest – wtedy go od innych nie odróżniała.

Wróciłam po paru miesiącach ale Krówki ani śladu. Poszłam więc na spytki do sklepu bo kociara go prowadzi i o wiejskich kotach wszystko wie. Trochę się niepokoiłam bo sen dziwny i nie miły miałam z kocurkiem w roli głównej. I okazało się, że źle z nim bardzo i sąsiadka owa z okna wielopiętrowego domu swego wypatrzyła, że ledwo żywy ciągnął nogi, leży gdzieś na jakiejś szmacie wychudzony i orzekła, że chyba żywot kończy… No czegoś takiego się NIE spodziewałam !!! Do sołtysa wszak lecieć pytać nie mogłam bo afera we wsi od razu by była, dość nie komunikatywne to towarzystwo bowiem, bramy poza tym pozamykane więc zaczęłam po imieniu go wołać na swoim ogrodzie. Dwa razy zawołałam i zobaczyłam biedaczka jak czołgał się prawie przez ulicę. Ale dotarł więc uff odetchnęłam. Ponieważ lato było i zakaz sprowadzania do domu kotów i zwierząt wszelakich miałam zaraz przy oknie tarasowym zorganizowałam mu mini domek z nieużywanego już wózka po dziecku. A że solidny był bardzo to ani deszcz ani wiatr nie miał szans. Kot 3 dni prawie z budy nie wyszedł ale jadł i to było pocieszające. Już miał trafić do weterynarza (znajomy, który przyjeżdżał akurat urlop miał więc się przeciągnęło ) i nagle wyczłapał z kryjówki na powierzchnię i z każdym dniem lepiej już było. Ale został u nas i przez czas jakiś w ogóle za płot łapy nie wystawił. Później na spacery tylko chodzić znowu zaczął.

kot

Ogólnie do ludzi jest nieufny (może dobrze) i ewidentnie boi się samochodów (rowerów przy okazji też). Oczywiście mimo ostatnich, słabnących na sile protestów familii – na zimę był już w mamy domu. Wyrósł na pięknego i bardzo mądrego kota, który mam wrażenie, wszystko rozumie. Przetrwał też nie jedną eksmisję na przyjazdy mojej zaborczej kocicy, która jak konkurencję w domu zobaczyła od razu kociej depresji dostała.

I nagle po czasie Sołtys na lewo i prawo opowiada, że to JEGO kot jest, bo myszy pięknie łapie i wspaniały taki. Zaczęli go dokarmiać i zwabiać nagle do siebie ale bez skutecznie. U nas mu dobrze i naszym kotem stał się po prostu. Pawdziwym przyjacielem, towarzyszem, w którego oku jak mruczy czai się ogromna wdzięczność i miłość. Jest ta chemia i już. I wcale tak nie jest, że ciągle mnie te kocie fascynacje dopadają. Owszem, dokarmiam koty, pomagam różnym w miarę możliwości, zostawiam zimą otwartą kotłownię, paru zapewniłam\ zapewniliśmy, w sumie wszyscy, godne odejście z tego świata. Ale ten jest absolutnie wyjątkowy i wyjątkowe miejsce w sercu zajmuje…

Oczywiście szum się we wsi o kocie sołtysowym zrobił (ha ha) i nagle jak sąsiedzi zobaczyli nas na spacerach zaczęli pytać : a czyj to kot jest? A on tak na spacery z wami chodzi? To kot SOŁTYSA przecie jest itp. Najpierw nie odpowiadałam nic dosłownie – uśmiechając się pod nosem. Ale teraz jak lat parę minęło powiedziałam, że KOT jest NASZ. Do nas przyszedł jak był ledwo żywy. Jest pół domowy, jak chce idzie na lofry, miskę zawsze pełną ma i drzwi otwarte. Choć wybredny i byle żarciem się nie zadowoli (jak się co poniektórym wydaje). Ma też trochę krzywe łapki ale ucieka przed innymi kocurami na drzewa tak wysoko, jak jeszcze nigdy nie widziałam.

Może więc warto szanować to co się ma zanim będzie za późno ?

kot2

BeaHerba

Bea Herba to ziołowa beata herbata słuchająca siebie, swoich odczuć i snów, czasem słaba, czasem czarna i mocna, bywa też kompletnie zielona i delikatna biała, niekiedy słodka i aromatyczna. Jak życie...

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *