I pomyśleć jak zwykła pralka może odmienić człowieka. Oczywiście automatyczna. A było tak …
Do niedawna byliśmy szczęśliwymi posiadaczami praleczki pakowanej od góry Bauknecht. Firma nie ma większego znaczenia a jedynie takie, że są one prawdziwymi potworami przemysłowymi i nie do zdarcia. Noo ale po ładnych paru latach osobistych doświadczeń ze mną (w końcu) padła. Przegrała. Może żyłaby nawet dłużej gdyby nie to, że przeładowywana zapewne czasami i zapewne/niestety przeze mnie – z urwanym bębnem odmówiła po prostu dalszej współpracy. Na początku przyznaję, że się wręcz ucieszyłam, pomyślałam sobie, że pojawia się szansa na coś nowego, może lepszego i w innej formie. Kto wie czy na dokładkę moje myśli nie dobiły jej ostatecznie i akcję agonii przyspieszyły bo przed oczami miałam już od jakiegoś czasu inny obraz. Mianowicie machiny pakowanej standardowo, takiej, na której oprócz sadzania dziecka po kąpieli ustawić można też trochę kosmetyków. A że pragnienia się spełniają to nabyliśmy takową, lekko używaną, owszem, ale istne cudo. Pasującą do mnie wyjątkowo, nie za dużą, z różnymi bajerami dodatkowymi też, nowoczesną, śpiewającą etc. I tu pojawia się pewne ale bo…
Mało, że okazała się słabo pojemna to do tego jakaś bardzo wrażliwa. I tak poprzedni właściciel uprzedzał, żeby nie prać częściej niż co 1h. Ale Beatka zignorowała zalecenie nie wierząc chyba w owo. I co? Zaśpiewała raz inaczej, dziwnie nawet ciut, błąd na wyświetlaczu pokazała iii… stanęła. Nie żebym używała jej dużo razy za często pod rząd, nie, ale też się na początku w ogóle do czynu zakazanego nie przyznałam. Kto wie czy okoniem wręcz dość długo nie stałam bo mąż też mię o fakcie tym od samego początku uprzedzał (ajj uprzedzał, informował i przypominał). “Gdziee, jaaa??? Niee… Może raz ale tylko raz i krótko (2 pranka jedno po drugim, nie więcej) mi się zdarzyło poczynić… To ona (pralka) SAMA zwariowała…”
Świnia jestem… Też to widzę. Serio. Ale co poradzić… Jak już człowiek zabrnie i się zapędzi… A tak naprawdę to się bałam czy znowu bębna nie urwałam… Więc ogólnie i po części odetchnęłam, że do naprawienia. Poza tym w końcu się i tak przyznałam bo powoli prawda na jaw wychodziła. Co mi pozostało jak nie ratowanie odrobiny honoru własnego? I tu zaczęły się schody.
Prawdopodobieństwo, że uprzedni posiadacz miewał już ów problem wynosi 99 procent bo od razu dał nr telefonu do super naprawiacza, najlepszego w całym Wrocku, co to na tym modelu jak nikt się rozeznaje. I bardzo naciskał na punkt z pauzą między praniami. Przyjechał dziwny i lekko wstawiony pan z nie mniej dziwnym synem i się zaczęło. Wymienili jedno – nic. Kolejna wizyta – nic. Część jakaś zabrana do naprawy, inna wymieniona na nówkę nie śmiganą- dalej lipa. No to decyzja – zabierają ją do siebie. Pralka nieczynna już ok 7 dni. W tym czasie jadę w wannie ręczne (na początku z radością nawet, że dla ciała pożytek i wzmacniam mięśnie rąk przy okazji 😀 ) a w konsekwencji wizytacje z plecakiem u znajomych i niemożność podniesienia się z nad wanny do pionu.
W drugim tygodniu nie mieliśmy już siły wbijać się na chatę do nikogo więc odnaleźliśmy pralnię samoobsługową. Dobrodziejstwo, owszem, lecz czasochłonne i dość drogie. Zawsze braliśmy za dużo wszystkiego co w konsekwencji przedrażało sprawę no ale wiadomo ile prania jest przy dziecku. Za to wyprane jak nigdy. Perfekt.
I przyszedł w końcu dzień jej powrotu, dzień wyczekiwany jak na jakieś zbawienie. Pralita (jak pieszczotliwie zaczęliśmy na nią mówić) przyjechała! Wróciła! Święto w domu! Włączyli. I… nasłuchują, debatują, terminami fachowymi przy tym operując, słyszą niby nagle, że silnik nie tak pracuje. O nieee noł noł wraca do warsztatu! A panowie prawdziwi koneserzy sztuki pralniczej, opowiadali, części pokazywali, szkolili nas jak do niej podchodzić (no tu przydatnie dość pan starszy prawił i do mnie jakby troszkę), co w konsekwencji powodowało, że każda ich wizyta trwała minimum godzinkę. Ręce mi prawdziwie opadły i odpadły prawie. Myślałam, że któregoś z rozpędu ugryzę 🙂 Już mieliśmy pierwszy moment żeby się jej pozbyć, nie zapłacić, nie odbierać wydry wcale ale zarzekali się, że naprawią bo potencjał wielki w sobie ma i proszą, zachęcają żebyśmy jeszcze NIE rezygnowali. Ok.
W celu więc wymiany uszczelek pół Wrocławia przejechała do kolegów mechaników bo panowie postanowili, że w cenie naprawy wszystko nam odnowią i wymienią. Cholera, prawdziwi pasjonaci. Ale w końcu nadszedł drugi ten cudowny dzień tylko tym razem już się na nic nie napalaliśmy. Wróciła do domu, piękna, odnowiona, plus szkolenie w gratisie z użytkowania, przestrogi i części zużytych pokaz też nas nie ominął, jakichś kołnierzy i innych zwierzy. Jak któreś z nas się oddaliło w celu wykonywania czynności zwykłych i domowych (bo z reguły przyjeżdżali wieczorami, kiedy kąpiel dziecka, nie rozpakowane zakupy stoją, wszyscy głodni, pies chce wyjść, za chwilę synek do łazienki koniecznie musi itp.) to wołali: – Pani przyjdzie, pani sama to zobaczy, bardzo proszę podejść bo to ważne. Tak mniej więcej ojciec, nestor pralkowego rodu nawoływał 🙂 Młody był nieco inny osobowościowo, bardziej z urody podobny i od razu widać było, że syn z ojcem. W skrócie – młodsze pokolenie trochę bardziej wyluzowane 🙂 No i trzeźwy na 100%.
Mało więc ze śmiechu się w pewnym momencie nie posikałam (jak zawsze w takich chwilach wzięła nas mega głupawka, że jak tylko na siebie patrzyliśmy, a oni zaczynali gadać to od razu płakaliśmy ze śmiechu. Dosłownie 🙂 ) Faceci byli tak przejęci, zafascynowani, że im się udało, a do tego prawdziwi hobbyści – bohaterzy. Co miałam im powiedzieć: -dobra jest pralka działa, zapłacone : JA CHCĘ PANIE TYLKO PRRRAAAAAAAAĆĆĆ !!! I stąd spadać już nareszcie !
Diagnoza końcowa: po takiej kapitalce ma być sprawna długo jeszcze. Szanse są. Z przestrzeganiem zasad użytkowania – specjalnie do tego modelu*, of kors 🙂 czyli m.in….
Przekaz NAJWAŻNIEJSZY : nie (z wyraźnym akcentem) robić prania za praniem. Upsi…/że użyję sobie takiego słówka ;)/ Tuż po euforii więc, że w ogóle wróciła i mogę w końcu prać, bardzo się jednak wkurzyłam. Że jak to, a zasłony mają czekać? Tak po 2 sztuki? Ileż ja to godzin będę prała jak mi się nazbiera? a że się nazbiera to pewne… Nie pyk pyk 3 pranka jak trzeba z rzędu tylko CZEEKAĆ ??? Jak to zrobić? Wrażliwej Pralitki w pierwszym kolejnym odruchu pozbyć się znowu chciałam ale jakby policzyć koszt kupna i naprawy to rzeczywiście bez sensu. Pewnie ostatecznie gdybym bardzo się uparła to bym wymusiła… Ale przekonało mnie pierwsze uczucie jakie się do niej pojawiło i jej ogólna wartość plus to, że działa bez zarzutów / tfu tfu 🙂
W związku z tym nauczyłam się przynajmniej w niektórych segmentach życia zwalniać. Tak więc jak mam prania ogrom to inaczej dzień rozkładam, w mniej obciążający dla mnie sposób to i spokojniejsza (może?) trochę/odrobinkę jestem/bywam. Nie szaleję (OMG to co ja robię na co dzień :/) i okazało się, że wszystko wyprać zdążę i że okno któreś jak poczeka to nic mu nie będzie. Nie wypadnie 😉
W taki sposób i w takim sensie pralka czegoś mnie nauczyła. Że naprawdę NIC się nie stanie jak poczekam i rozłożę porządki w czasie bawiąc się np. z dzieckiem, czytając książkę, leżąc, pijąc kawkę, gotując obiad czy robiąc cokolwiek innego. YO
*myślałby kto, że nie tak długo wcześniej śmiałam się ze swojego faceta, że jak sam robił pranie pod nieobecność mą to nasypał tyle proszku, że się kompletnie zatkała i… mogłabym kolejną taką historyjkę napisać 🙂 Okazało się, że ten model lubi tylko płyny i po zbyt treściwym żarciu wiuka, a nawet hmm haftuje.