A ja bym czasem tak biegła biegła biegła przed siebie i wcale się nie zatrzymywała dopóki tchu by mi starczyło… Nie ma znaczenia czy w mieście po ulicy czy chodniku, czy może w lesie czy polem czy łąkami. I nie ważna pora roku ani pogoda i może lać, śniegiem sypać lub słońcem palić. Ważne żeby biec ile sił w nogach… Nie chodzi o planowany bieg tylko spontaniczny. Nie wiem, wyskoczyć nagle z auta, autobusu, tramwaju i lecieć przed siebie. A później paść bez sił i rzeczywiście lepiej wtedy jest w naturze, a kontakt z Ziemią (matką) rekompensuje ubytek energii i może właśnie ją na powrót daje …? Kocham ziemię, cudownie czuć ją pod stopami bosymi, położyć się na niej i dotykać. Człowiek jest chyba takim zlepkiem sprzeczności. Monotematycznie niestety znaczy nudno. Szaro by było gdyby wszyscy byli tacy zrównoważeni. Kiedyś tak właśnie zrobiłam biegłam i biegłam i okazało się, że nawet mam super kondycję. Ale może to był wynik emocji i stresu jaki przeżywałam. Stres ogólnie nasz wróg ale czasem może być też sprzymierzeńcem ha ha
„Więc kimże w końcu jesteś?-Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro”*
Wiele razy ratował mi tyłek i posuwałam się do rzeczy niewyobrażalnych w normalnych okolicznościach. Tym samym miałam mega satysfakcję. W ogóle niektórzy w stresie zepną poślady i uda im się stanąć na wysokości zadania, a inni zamkną się w sobie i nie ruszą ani palcem. Na szczęście zaliczam się do tej pierwszej grupy i często pod presją dokonywałam niemożliwego, co w następstwie dawało mi mega siłę, że dałam radę.
Przypominam sobie czasem starą sypialnię moich dziadków i jaki tam odzyskiwałam spokój. Mogłam zamknąć się w niej na piętrze z widokiem na jezioro na tak długo ile chciałam, a babcia podtykała mi tylko jedzenie i czekała aż wyjdę. Bliskie kobiety naprawdę potrafią dać sobie ukojenie w trudnych chwilach, nie pytają o nic tylko SĄ. Zmuszanie kogokolwiek do zwierzeń jest kompletnie bezsensowne. W sypialni stała wielka przedwojenna szafa pełna różnych niespodzianek, wielkie stare, rzeźbione łóżko z siennikami i szafa pełna książek. Książki są cudowną ucieczką od rzeczywistości ale mało, że drogie to teraz i tak czasu na nie brak. Zresztą jestem książkowym potworem i jak mnie coś wciągnie to łykam dzień i noc bez ograniczeń. Później żałuję, ze tak szybko przeczytałam i najwolniej rozprawiam się z kilkoma ostatnimi kartkami. Wyobraźnia jest bastionem relaksu i ucieczki od rzeczywistości. Nie wiem czy bezpiecznym bo okazuje się, że w nadmiarze nic bezpieczne jednak nie jest. Nawet nie zapowiadająca szkody fantazja. Ale ona potrafi zdominować umysł człowieka, jest sprytna i przebiegła i czasem zaczyna dość dobrze nad rozumem dominować.
Pies ujada, mąż jazgocze, kot miauczy, dziecko lata i się drze. Proza(k) życia … Dzień się kończy, a usiadło się zaledwie w aucie. Codziennie obiecuję sobie wygospodarować dla siebie trochę więcej czasu i codziennie ta sama śpiewka w głowie i popapranie w czasie. Chyba naprawdę ta kula ziemska nieźle zapierdala, bo ledwo wstanę to za chwilę muszę już robić obiad … bo pan i władca bez obiadu uschnie jak ten wiór i zemdleje z głodu. Chciałaś być housewife to sobie nią bądź. Każdy kto myśli, że to sam wypoczynek i relaks w błędzie jest i śnie chyba jakimś delikatnym żyje. Po czym ledwo się skończy mycie garów po owym świętym obiedzie i ledwo to dziecko uśnie wieczorem, a już za chwilkę 2 w nocy się robi … WTF ?
Nie jestem orłem słowa dotrzymywania ale tylko i wyłącznie sobie samej. W stosunkach (ach te stosunki…) z innymi jakoś lepiej mi to idzie i nawet czasem sama siebie zadziwiam pod tym względem. Jak ktoś tak kompletnie wyjęty ze swojego szalonego świata mógł być kierownikiem czegokolwiek (?). Tu znowu kłania się wspaniała różnorodna natura, że można być totalnie zakręconym, a w zadaniowym wykonywaniu pracy niemal perfekcjonistą. A tak bea, zwykła trzpiotka – idiotka, beatka – wariatka nagle sumienna, punktualna i dokładna. To sobie coś wymyśli, to się przyśni, resztę dorobi i kota ogonem odkręci. Żeby jeszcze te zdolności przerabiania rzeczywistości były tylko i wyłącznie pozytywne. Głowa siwieje dupa szaleje. Nie wiem czy jest się w stanie uchronić przed ostatnimi podrygami powiedzmy tej, no – młodości … Jak ostatni zryw konającego. Jest to poczucie utraty CZEGOŚ chociaż z drugiej strony nagle okazuje się, że dochodzi do głosu dziwna siła wyzwolenia i odczucie, że jest się w stanie zrobić więcej (może też głupiej jeszcze) niż kiedyś. Zaczynam rozumieć starszych panów i panie, które pragną czuć się i wyglądać stale młodo. Ale ale, jeszcze ten wiek nie taki ostateczny!!! Może to jednak wpływ czasów i coraz młodszych dupeczek wszędzie kreowanych zabija tą spontaniczności i tlącą się odwagę żeby jednak robić to co się chce i czuje jako kobieta już nie najświeższa ale nadal specyficzna i wartościowa może jednak też. Kurcze, widziałam gdzieś ostatnio, że kremy dla kobiet po 40-stce reklamują często dziewczyny przed 20-stką. Po co? Dlaczego robią nam takie świństwo i oszukują na każdym kroku? Pojebało ich wszystkich kompletnie? Chuda, wysoka i młoda, ależ oczywiście! A co z pozostałymi nie mieszczącymi się w żadne normy? Zresztą, te co wysokie często chcą być niskie, a te niskie wysokie. Te co mają włosy kręcone chcą mieć proste i odwrotnie. Kto ma dzieci zazdrości tym co ich nie mają, kto nie ma z kolei zazdrości tym co mają i tak w kółko. Jak trzeba było walczyć to się odpuszczało, a jak miało coś zostawić to walczyło, nie wiadomo po co i o co. Życie toczy się dalej i ciągle dokonujemy jakichś wyborów. Ale wydaje mi się, że spotykamy jednak na swojej drodze ludzi absolutnie wyjątkowych, unikatowych, nie do zastąpienia i nie nie wiadomo w jakich ilościach i z jaką częstotliwością ( a na pewno nie tak często jak byśmy chcieli). Unikatowe jednostki są rzadko występującym zjawiskiem. To będąc młodszym wydaje nam się, że nic nie tracimy, że na bank jeszcze tylko zyskamy. A może czasami jednak tak nie jest… I odzyskać już później czegoś/kogoś nie idzie czasem. Pozostają sentymenty. Przewrotny Los. Nie ma co jednak na niego zwalać, on nie zawinił, po prostu podjęliśmy taką, a nie inną decyzję i ponosimy tego konsekwencyje (dobre sobie ale tak). Ciągle tych wyborów trzeba dokonywać po między tym czego można żałować, że się nie zrobiło, a żałowaniem tego, że coś się zrobiło. A jednak można kogoś albo siebie (chociaż to może nawet mniejsza szkoda po mimo, że dokuczliwa bardzo – bo trzeba jednak z tym swoim sumieniem dalej egzystować) np. bardzo skrzywdzić i co? Warto ZAWSZE podejmować takie ryzyko? Czy nie lepiej jednak wybierać mniejsze zło i myśleć też czasem o innych, a nie tylko o sobie? Żeby nie czuć się później jak totalna szmata i móc spojrzeć sobie w te całe oczy w tym pospolitym lustrze …? Nie sądzę już teraz, że wszystko jest czarne albo białe. Jednak są jeszcze te szarości i różne odcienie tęczy. Poglądy ulegają szybkim przewrotom, akcja dzieje się niezwykle wartko, światopogląd ulega metamorfozie i punkt widzenia przemieszcza się czasem we wrogim wcześniej kierunku. Rzecz dzieje się podstępnie, nie wiadomo kiedy, dojrzewa wraz z wiekiem delikwenta i sieje w umyśle ziarno zmiany poglądu. Tak więc sztywne druty kręcą na wałki, a barany prostują na żelazkach. W kółko macieju te dylematy herbaty. Chociaż na pewno NIE WARTO też aż tak się tym wszystkim przejmować. Mój mąż ma wyjątkowo szczęście, bo zanim zdążę zrobić coś naprawdę głupiego zawsze pojawiają się ku temu nie sprzyjające okoliczności 😉 I ochota mi przechodzi … Do następnego razu i pomysłu rzecz jasna 😉 alleluja
Słońca jednak brak. Podziwiam ludzi żyjących w tej całej Skandynawii czy innych zaciemnionych lodowcach. Mi nie pomogłyby żadne pieniądze. Oczywiście stanowią pewnego rodzaju rekompensatę za szkodliwe warunki życia ale wolałabym jednak jakąś Brazylię. Ciemność pogodowa idzie zdecydowanie w parze z zaciemnieniem umysłowym. Solarium niezdrowe, nie wiem, może wit D łykać na potęgę ??? Może upijać się nią czy co … Albo w Grecji, ooo tak, mogłabym żyć w Grecji. Bliżej i cudownie. Jest też trochę jesiennej aury ale krótko i nie wszędzie, jedzenie pyszne, ludzie pozytywni, same ochy i achy… A tu czapa na łepetynę parującą od namiaru myśli i dajesz maleńka na zakupy 😉
*Michał Bułhakow “Mistrz i Małgorzata” – kocham lubię szanuję zawsze i wciąż …
Oj kręcicie Koleżanko, kręcicie. A nawet więcej – kołujecie jak ten bombowiec nad kukułczym gniazdem
ależ jak to ??? Że niby jaaaa kręcę ? chociaż w sumie … 😉 kukułczym gnieznem haha miastem mojej młodości …