Był szał ciał na świąteczne relacje i zdjęcia w różnych konfiguracjach: rodzinne wieszanie bombek, pieczenie wspólne pierników, dzielenie się przepisami, zwierzęta domowe w mikołajowych czapeczkach, same ochy i achy*. Zgoda, pokój i miłość. A teraz nadchodzi czas na podsumowania roku i postanowienia noworoczne. Nie, spokojnie,
u mnie ich nie będzie.
Żadnych wspominkowych zdjęć, przytaczania sytuacji ani tym podobnych. Uważam, że mamy na to cały rok, na plany i podsumowania wszelakie. Udowodniono, że robienie właśnie postanowień noworocznych powoduje zaniechanie tychże i w zasadzie praktycznie nikt nie spełnia ani jednego. Tak to widocznie działa psychologicznie i ryje tylko beret (co mniej wierzącym w siebie jednostkom).
*ciekawa jestem ile z tych przekazów to prawda i czy wszędzie u fotografujących się w milionie świątecznych aranżacji była ta rodzinna sielanka, a nie aby dyskusje o polityce, uchodźcach i rzucanie w siebie talerzami 😉 Wrzeszczące i wynudzone dzieciaki, pozalewane obrusy, tony naczyń w zlewie, wszędzie okruchy, rozsypane cukry, porzucone skóry od mandarynek, zasrana kuweta kota (żeby tylko ona), do której w święta to już NIKT się nie nachyli, wredna ciotka wkurzająca do czerwoności, wyplamiona barszczem ukochana bluzka, faceci na kacu nadal uciekający przed obowiązkami (bo kiedyś muszą wypocząć) etc.
Narzucanie sobie sztucznego bata powoduje opór.
W ogóle robienie czegokolwiek bo tak trzeba czy wypada z góry skazane jest na niepowodzenie. Oczywiście znaczenie ma ranga przedsięwzięcia i czym mniejsza tym słabiej zwracamy na to uwagę. Jednak im bardziej osobiste i dotykające naszej duszy sprawy tym większe konsekwencje z czynienia czegoś na siłę. A takie nadejdą i chyba mniej przyjemniej się robi, jak są odroczone, kiedy emocje (również te tłamszone i odrzucane jako złe czy nieodpowiednie – w naszym mniemaniu) kumulują się i w końcu wybuchną. Jak ma się coś zrobić i tak się to zrobi bez czekania do końca czy początku roku. A jak narzucamy sobie za dużo ograniczeń i to na raz to lipa. Nie wychodzi. A później samokating. Jestem do niczego bo nie spełniam postanowienia noworocznego (żadnego dotrzymać nie umiem itp). I zamiast cudownego nastroju, z początkiem stycznia, pojawia się niechęć i wyrzuty czynione własnemu sumieniu.
Co innego założenia przychodzące lekko jak piórko i wypływające prawdziwie z naszego wnętrza.
No ale do tego ci, którzy potrafią się zmobilizować nie potrzebuję żadnych kalendarzowych ani innych przełomów. Nie oszukamy się w ten sposób. Jeżeli czegoś NIE czujemy serduchem, to rozum sam bez jego wsparcia raczej nie wytrzyma. Zresztą, czasami sercem też się człowiek do czegoś wyrywa, a później zapał stygnie. Może dlatego, że zamiast wykorzystywać chwilę zrywu czekamy. I konsekwencja bywa wyjątkowo niekonsekwentna chyba, że w czynieniu szkodliwych dla nas rzeczy 😀
Rozumiem, że komuś te podsumowania pomagają uporządkować życie. A może emocje bo to one nakręcają nas do działania. Albo pozornie wydaje nam się, że nad czymś panujemy bo robimy postanowienia. I teraz UWAGA. Po co robić plany zmian na nowy rok, skoro jak się im nie podoła to frustracja narasta jeszcze większa niż przed. I załamanie psychiczne gotowe. Oczywiście przesadzam trochę ale podkopana wiara w siebie zostaje na bank. Zaczynamy się obwiniać, że jesteśmy do niczego, że nie potrafimy dotrzymywać (sobie) słowa itp itd. PO CO?
Nie lepiej zaakceptować się takim, jakim się po prostu jest?
Bez tego nie wprowadzimy żadnych nowości do swojego życia. Bez akceptacji w pierwszej kolejności nie ma co liczyć na zmianę ( w drugiej). Och ileż ja tych planów robiłam, POSTANOWIEŃ. Próbowałam, walczyłam i szarpałam się. Dosłownie. Bo jak nic nie wyszło to mogłam legalnie obdarować się sporą ilością nieprzyjemnych epitetów. A można jak się chce dokuczać sobie i bez tego. Kto komu zabroni? Ale wiemy przecież, że to nieetyczne więc dobra wymówka nie jest zła. Podkładka. Podświadomość przyzwyczajona jest czasem do zadawania sobie bólu i poniżenia, szukając później każdej okazji manifestacji i brak poczucia własnej wartości objawia się na różne sposoby. Oj bawi się ta psychika z nami w kotka i myszkę cały czas.
Noo chyba, że ktoś tych postanowień dotrzymuje latami i wie, że radę da. To co innego. Ale tak naprawdę tylko sami przed sobą, w środku duszy wiemy co z planu wykonaliśmy. Idiotycznym jest tworzenie, że od 1 stycznia będę biegać. A dlaczego nie zrobić tego JUŻ, teraz? Czy jest sens czekać jeżeli czujemy coś w danym momencie? Dlaczego nie przejść na dietę TERAZ? Bo z później robi się wieczne nigdy i nagle jest 2 stycznia, a my nadal tkwimy w starym schemacie. A skoro jest drugi to dla psychiki już jest furtka, że plan nie rozpoczęty. Więc skoro już jest ten drugi, a pierwszy minął na dochodzeniu do siebie po imprezie to w sumie bez sensu zaczynać od trzeciego. HA ha ha. Miało być przecież W NOWYM ROKU. Na samym początku. Od PIERWSZEGO!
W ogóle plany mają do siebie to, że lubią zmianom ulegać i są wyjątkowo bardzo elastyczne.
Nie to, co my. Nie lubimy nagłych zmian akcji i dostosowywania się do nowych okoliczności. Że miało być inaczej, a wyszło jeszcze inaczej. Weźmy cały rok myślmy nad sobą i swoim postępowaniem, dbajmy o siebie, bliskich, dietę, ruch, miłość, przyjaciół, rodzinę, zgodę, życie zawodowe i co tam jeszcze chcemy. Nie zwalajmy odpowiedzialności na porę roku, sylwestry, końce roku i inne. To nic nie da. Jeżeli nie czujemy głębokiej wewnętrznej chęci jakiejś życiowej przemiany to i tak dupa zostanie zawsze z tyłu 🙂
Praca nad sobą i swoim życiem trwa nieustannie i nie mają znaczenia żadne wyjątkowe okoliczności przyrody. Pamiętajmy, że
postanowienia noworoczne bardzo obciążają nasz umysł i duszę,
bo wydaje nam się, że chcemy, że możemy, a później już tacy przekonani o tym nie jesteśmy. Dlatego życzę Wam i nam wszystkim małych kroczków ale skutecznych i miłości również własnej – nie kończącej się nigdy. PEACE
Ps. Szał ciał normalnie z tymi sentymentalnymi wywodami podsumowawczymi… Ale rozumiem i zakładam, że może to inni są normalni, a nie ja 🙂 U mnie wszystko jest na opak i to co służy większości herbacie nie koniecznie 🙂 Zresztą to pewnie jest chodliwy temat w necie.
A i jeszcze teraz zacznie się
jak schudnąć do Sylwestra w 4 dni 10 kilo 🙂
No więc ja podaję od razu gotową receptę: NIE ŻREĆ tyle, a najlepiej prawie wcale i ćwiczyć. Można z głupka na wariata 😛 Nie ma innego sposobu moi Kochani, woda, ziołowe herbaty, jakiś owoc, sałata i… tyle… Za dużo się nie zgubi ale brzuch zapewniam, że nieco zjedzie i będzie można wbić się z oddechem (a nie tylko na wdechu) w małą czarną. W tak krótkim czasie te wszystkie diety cud to ściema. Próbowałam pół życia i tylko MŻ (mniej żreć) skutkowało. Nic innego. Ewentualnie gruby bifor 😀 No a przy PMS-ie, który u mnie ZAWSZE wypada w okolicach Sylwestra to już nic nie pomoże 😉 PEACE i bawcie się najlepiej jak możecie 🙂
Wybaczcie Herbatce zgryźliwość jeżeli takowa się pojawiła i przepraszam Mamę za słowo “dupa”…
1 stycznia będzie pełnia w Wenus i jak zawsze możemy czuć się podenerwowani, zintensyfikują się nasze przeczucia/odczucia i pojawią ciekawe sny 🙂 Osobiście uwielbiam ten czarodziejski czas 🙂 Niech się dzieje zatem magia i bierzmy poprawkę na to, że Księżyc może przyczyniać się do naszych nerwów i jazd po bani. Zalecany spokój i opanowanie, a także działanie bez emocji. Tylko nie wiem czy w taką noc jak ta jest to w ogóle możliwe 😉
Świetny tekst 🙂 Ja też nie planuję, bo nic z tego nie wychodzi…
Dzięki 🙂 właśnie, każdy ma inaczej 🙂 Po wielu latach rozmów z różnymi ludźmi i znajomymi chyba ani jeden nie dotrzymał noworocznego postanowienia, razem ze mną haha
Cóż, nie zgodzę się. 🙂 Mnie akurat postanowienia noworoczne bardzo pomagają, a kilka z nich udało mi się zrealizować. Nie generalizowałabym. Natomiast wizja świąt przedstawiona przez Ciebie jest bardzo smutna. Jeśli ktoś tak spędza tej magiczny czas, pozostaje jedynie współczuć. U mnie na szczęście wszystko odbywa się w radosnej atmosferze pełnej radości. 🙂
Ale napisałam, że na niektórych działają więc raczej nie generalizuję 🙂 Cieszę się, że nie dosięgła Cię proza życia 🙂
Nie przepadami za trendowymi falami tsunami, ale podsumowania nigdy sobie nie odpuszczę. Nikt mnie tak dobrze po pleckach nie poklepie i nie pochwali jak ja sama 🙂 Też preferuję działania bez bata nad sobą, niestety ludzie tego nie rozumieją i nazywają leniem….eh. A mogliby po prostu wziąć przykład ze mnie i na świecie byłoby mniej spięty ludzi z parasolem w … siedzeniu.
Bardzo dobrze, każdy sposób na dowartościowanie się jest dobry jeśli działa 🙂 Ja podsumowania robię regularnie, czasem każdego dnia, czasem raz na tydzień, na miesiąc, różnie ale chwalę się i staram dostrzegać sukcesy jak najczęściej 🙂 Pewnego razu też odpuściłam i już się tak nie spinam. Nie muszę być perfekcyjną panią domu 🙂 :**
O! Wreszcie głos rozsądku. Też nie robię żadnych noworocznych planów. Na pohybel wielkiemu planowaniu, trzeba uważnie stawiać każdy krok. I nie zapominać o spontanie, kiedy jest na niego zapotrzebowanie.
Super Przemek, cieszę się, że tekst Ci w miarę przypadł do gustu 🙂 i dziękuję serdecznie za odwiedziny 😀 A spontan też jest bardzo potrzebny, to prawda. I w ogóle niczego nie może być za dużo, ani za mało 🙂 Pozdrawiam!
Zgadzam się z Tobą. Okropne te wszystkie podsumowania. Ludzie się czymś chwalą, a ja zaczynam myśleć o niewypałach, o tym, co nie wyszło. I wcale mnie nowy rok aż tak bardzo nie cieszy, bo jest nieznany. Może być lepszy, ale nie musi. Jeśli nie nauczysz się świętować bez okazji np. sylwester, to i tak żadnej radości mieć nie będziesz, bo zwyczajnie jej nie zauważysz. Dlatego nie świętuję z okazji czegoś, ale na odwrót. Poza tym, co to za świętowanie w hałasie wybuchów. Może jakby się wyjechało do innego, cichego świata można by było świętować po mojemu, a tak narzucone z zewnątrz cudze radości. A z jedzeniem i tyciem też masz rację. Nie schudniesz, siedząc przy całej masie jedzenia. Od razu się nasuwa pytanie: po co tyle ludzie kupują jedzenia na święta i wolne dni, żeby dzień później narzekać na tuszę i bóle brzucha. Nie zrozumiem, ale przecież nie muszę.
Dlatego lepiej nie myśleć wcale jak ma się człowiek za bardzo rozkręcić. Mi czasami jakiś pomysł przychodzi, że coś od Nowego Roku ale szybko go przepędzam bo wiem, że jak zacznę planować to szlag to trafi. Lepiej na spontanie, detoks i tak zrobię bo czekolada jak to bagno znowu mnie wciągnęła, a resztę to tylko żebyśmy zdrowi byli i w tym samym składzie i niczego więcej nie chcę 🙂 Z tym żarciem to prawda, nam w tym roku nic nie zostało i się bardzo cieszę bo przynajmniej oprócz tej czekolady nie nażeram się 🙂 no ale PMS ma swoje prawa haha pozdrawiam Cię ciepło!
Jestem rozwalona grafiką w Twoich artykułach. Dobierasz je bezbłędnie, a lis bardzo pasuje do tekstu 🙂 Pozdrawiam ciepło i życzę samych dobrych dni w Nowym Roku
Nie jestem fanka postanowień noworocznych. Każdy moment jest dobry, aby coś zmienić w swoim życiu.
To planowanie wiąże się chyba z cyklem przyrody. Dzień zaczyna być dłuższy, w ziemi zaczynaja zachodzić procesy odnawiające, a my mamy więcej energii po ospalych miesiącach. Łatwiej wtedy o entuzjazm. Wytrwałości wszystkim życzę🙂
Na mnie też dobrze działają okolice wiosny żeby podejmować jakieś nowe wyzwania jednak tak naprawdę jak coś się poczuje w środku to pora roku nie ma znaczenia. Chodzi o TEN moment, kiedy się pojawi to dobrze go wykorzystać od razu bo później, najczęściej, rozpływa się gdzieś po prostu jak za bardzo dojrzeje na drzewie naszych wyobrażeń 🙂
praca nad sobą powinna mieć miejsce cały czas i to niezależnie od postanowień nowrocznych!
Tak naprawdę praca nad sobą to bezustanny proces, któremu podlegają chyba wszyscy tylko nie każdy o tym wie i korzysta świadomie 🙂
Też zawsze zastanawiam się na ile te piękne, kolorowe zdjęcia są odbiciem codzienności, a na ile chęcią pokazania innym, że jest wspaniale, pomimo tego, że nie do końca wszystko gra 🙂 PMS w okolicach Sylwestra? Przybijam piąteczkę! Od razu raźniej mi się zrobiło! Myślałam, że tylko u mnie co roku tak się składa:) Postanowień nigdy nie robiłam, ale w tym roku postanowiłam je zrobić. Zobaczymy na jak długo podziała u mnie ta noworoczna mobilizacja i czy za 12 miesięcy będzie mnie 5 kg mniej, będę właścicielką popularnego sklepu z kosmetykami i czy będę regularnie sprzątać 😛 Hahaha!
Życzę Ci zatem realizacji planów i postanowień wszelakich 🙂 teraz robię to co czuję w danym monecie i korzystam z impulsu ale plany swoje też mam, np. na detoks organizmu, który mnie nie minie 🙂 Piona PMS-owa! :**
Dużo racji w tym co piszesz. Mam bardzo podobne zdanie, aczkolwiek wiem, że niektórym ten przełom w kalendarzu jest potrzebny, żeby się zmobilizować. Dla mnie to po prostu data. Jeśli coś mi nie pasuje, coś mnie uwiera, to nie chcę czekać do końca roku, żeby to zmienić 🙂
Zdarzają się na pewno przypadki, na które to działa. Jednak od wielu lat prowadzę obserwacje zakrojone na dość szeroką skalę i chyba żadna ze znajomych mi osób nie dotrzymała obietnic. Osobiście lubię czasem narzucić sobie jakiś reżim typu detoks, post intencjonalny czy jakieś konkretne plany ale jednak na noworocznych zawsze poległam i może pojedynczo coś zrobiłam 🙂 dlatego teraz luzik arbuzik i bez spiny :*
Ja postanowienia noworoczne potraktowałam jak listę celi na ten rok. Uważam wszystkie za realne, choć wymagające pracy. Nie są to jednak rzeczy typu “będe chodzic na siłownie 3 razy w tygodniu” a raczej “pojadę do Australii” (a na podróż tą odkładam od ponad pół roku) czy “popracuję nad własnym blogiem” (z czym się noszę od jakiegoś czasu, ale tego czasu jakoś było brak :))
Wiecej opisałam na blog.smileyproject.pl/postanowienia-noworoczne-2018/
W tym przypadku lista celi pasuje zdecydowanie lepiej 🙂
W jednych warunkach da się tak żyć jak piszesz i warto to robić, w innych to trudne, jeśli nie niemożliwe.
a nie jest tak, że warunki stwarzamy sobie sami i mamy wpływ na to, co kiełkuje w naszej głowie?
A ja się nie zgodzę. Rok ma swój początek i koniec. Zawsze na jego początku wyznaczam sobie cele, które chcę osiągnąć i wiem, ze to zrobię. Często wybieram policzalne cele, by móc obserwować progres. np. liczba książek do przeczytania. W tym roku wymyśliłam, że przygotuję 52 potrawy, których jeszcze nie jadłam z rodziną. A więc raz tygodniu muszę się trochę natrudzić przyrządzając obiad. I to jest fajna zabawa. Pod koniec roku robię podsumowanie i właśnie takie małe osiągnięte cele wpływają na motywację i chęć realizacji tych większych. By jakikolwiek cel można było osiągnąć należy wyznaczyć mu deadline, uważam, że koniec roku jest doskonały. Ale liczy się przede wszystkim konsekwencja. Co innego jeśli chodzi o pracę nad sobą, nad swoimi słabościami, wadami. Wówczas faktycznie nie ma znaczenia, czy jest to styczeń, sierpień, czy listopad.
Masz świetne podejście bo traktujesz to jako zabawę i dlatego Ci wychodzi 🙂 Robisz to z radością, a nie z przymusu, a to zapewne o to chodzi w realizacji noworocznych (i jakichkolwiek) postanowień. mają przychodzić lekko i bez nerwów 🙂 Pozdrawiam serdecznie i życzę realizacji też tych potraw, super plan!
Ciekawy artykuł 🙂 Ja uwielbiam planować i planowanie Nowego Roku jest dla mnie cudowną przygodą 🙂
ja tam wierzę w bacika- nazywam go (Samo)dyscypliną. Dzięki temu, w bólach bo w bólach, ale rozwijamy się i idziemy do przodu 🙂
I właśnie w niektórych momentach taki reżim działa bardzo dobrze, o czym przekonuję się czasem na własnej skórze stosując np. dietę czy robiąc jakiś detoks 🙂
Hej Beata, ciekawe spojrzenie na święta, celebrację, postanowienia. Czytałam z nieskrywanym zainteresowaniem i ciekawością. Myślę, że sporo w tym prawdy, odnośnie postanowień. Jeśli wypływają one tylko z faktu końca jednego roku i początku nowego, to rzeczywiście szansa duża na fiasko, natomiast jeśli rzeczywiście chcemy coś zmienić i wynika to z naszego wnętrza, rzeczywistej potrzeby, zaspokojenia wartości, spełnienia misji, etc, to każdy moment jest dobry. Jestem zwolenniczką stawiania sobie celów, robiąc to konkretnie i z szacunkiem do siebie swojego czasu i psychiki, która jak faktycznie zauważyłaś ( poczucie własnej wartości), może ucierpieć, jeśli podejdziemy do tematu niepoważnie.
Jest mi bardzo miło, że przeczytałaś mój tekst 🙂 Stawianie sobie celi jak najbardziej i również praktykuję jednak czasami, mam wrażenie, że narzucamy sobie za dużo na raz myśląc, że ten koniec roku zbawi nas i nadrobimy w nowym wszystko to, czego po prostu nie chciało zrobić nam się wcześniej… Ale oczywiście ludzi na świecie jest mnóstwo i są też tacy, którzy realizują postanowienia noworoczne 🙂
Bardzo dobry tekst, 🙂 lekki, 100% prawdziwy, chociaż ja znalazłam sposób na swoje plany roczne: zakładam, że spełnię ich ok 10% (w myśl zasady w Technice Małych Kroków), toteż im więcej zaplanuję, tym 10% jest większe…. Nie mam więc potrzeby pluć sobie w brodę, że 90% nie zrealizowałam. 🙂