Krwawiące serce, ściśnięty żołądek i ogólny smutek. Taka jest cena miłości. Chociaż wydaje się przecież, że to uczucie jest bezcenne. A jednak nie idzie się nie przywiązać i nie przeżywać. Chciałam siebie oszukać i robiłam to parę razy z powodzeniem. Ale kłamstwo ma krótkie nogi i z tą prawdą i tak przyjdzie się zmierzyć…
Wcześniej miałam blokadę i nie mogłam nawet płakać. Teraz łzy płyną same i dławią mi gardło kiedy się uśmiecham i bawię z synkiem. A przecież moja suczka żyje jeszcze. Jednak chwilowy pobyt na wsi, w innej scenerii chociaż takiej bliskiej, obnażył po raz drugi jej starość i wzbudził rozpacz. Łapki od mrozu skulone, oczki nic nie widzące, nie funkcjonuje psica już normalnie. To miejsce kojarzy mi się z nią mocno i przeżyłyśmy w nim wiele cudownych chwil. Dopadła mnie szkaradna myśl, że przyjechała tu po raz ostatni. W ogóle chciałabym się mylić ale jakoś tak czuję, że to końcówka naszej wspólnej drogi. Nie potrafię w tej chwili odczuwać niczego innego poza smutkiem, nostalgią i własną wewnętrzną rozpaczą.
Wiem, że to “tylko” stary pies ale nie potrafię, nie chcę (?) – przynajmniej na razie się z tym pogodzić. Skończy się jakiś fragment mojego życia i kawałek serca mego umrze razem z nią. Ona jest wyjątkowa choć brzmi to może trywialnie. Pieprzone życie i pojebana śmierć. Wiem, że nie można, nie wypada może bardziej nawet porównywać psa do człowieka ale dla mnie przyjaźń to przyjaźń. Pies cię nie ocenia, po prostu zawsze przy tobie jest. To najprawdziwsza z przysiąg nie pisanych, nie wypowiedzianych, jedyna godna zaufania bezgranicznego na dobre i na złe. Dla psa nie ma znaczenia ile masz pieniędzy, czy mieszkasz w willi czy w jednym pokoju, nie ważne czy jecie frykasy czy chleb z masłem. Dla prawdziwie zżytej ludzko psiej pary poza byciem razem NIC się nie liczy. I przepraszam jeżeli kogoś urażę ale nie ma dla mnie znaczenia ilość posiadanych nóg ani język jakim się posługuje. Miłość to miłość, a oddanie to oddanie. I kropka.
Synek usłyszał jak powiedziałam, że mam złamane serce, przyszedł, przytulił się do mnie i zaczął mi je sklejać… Wzruszył mnie i trochę poprawił samopoczucie. Szczęście mieć takiego wspaniałego chłopca, który powstał w moim osobistym brzuchu. Napędza mnie do życia i dzięki tym małym rączkom jest szansa, że przetrwam wszystko. Pozbieram się choćby nie wiem co, żeby tylko uśmiech gościł na jego cudownej buźce.
I weź tu człowieku odpoczywaj. Psychicznie. I nie rycz…
Nie wiem JAK pogodzić się z upływającym czasem. Dla mnie 15 lat razem to stanowczo za krótko. Po prostu nie mam pojęcia KIEDY przeminęły? Jak to się stało? Nie idzie powstrzymywać tego pierdolonego czasu i w takich chwilach jestem oburzona na to całe życie. Ale z drugiej strony wierzę w inne wymiary i że jesteśmy częścią Wszechświata. I że będzie tam na mnie czekała. Że się jeszcze spotkamy i poczuję jej miękkie futro, przy którym zawsze jest mi tak bezpieczniej jakoś. I jak ją głaszczę, ten jej pyszczek to od razu lżej mi się na sercu robi i automatycznie się uspokajam. Dogoterapia. Naprawdę działa. Leczyła mnie przez te wszystkie lata i kochała. Widzę zresztą tę miłość cały czas kiedy ślepa podąża za moim zapachem i kładzie się przy/na moich stopach. Ufa mi. Więź między nami jest bardzo specyficzna. Nie wiem jak będę bez niej funkcjonować ale wiem, że będzie mi cholernie ciężko.
Znowu muszę się z tym zderzyć. Że starość postępuje i nie ma odwrotu. Tak jak nie ma w moim sercu miejsca dla innego psowatego. LOVE
BÓG UMIEŚCIŁ PIEKŁO W SAMYM SERCU RAJU
miałaś rację jak mi to kiedyś napisałaś na jakiejś widokówce podczas jednej z naszych nocnych nasiadówek suto winem zakrapianych… i chociaż od tego czasu minęło tyle lat dopiero teraz to zrozumiałam… A tak w ogóle to JAK my mogłyśmy pić TYLE wina… (piwa i wódki)?
kołacze mi się po głowie pewna piosenka…
…jak po nocnym niebie sunące białe obłoki nad lasem
jak na szyi wędrowca apaszka szamotana wiatrem
jak wyciągnięte tam powyżej gwieździste ramiona wasze
a tu są nasze, a tu są nasze,
jak suchy szloch w tę dżdżystą noc
jak winny – li – niewinny sumienia wyrzut
że się żyje gdy umarło tylu tylu tylu
jak suchy szloch w tę dżdżystą noc
jak lizać rany celnie zadane
jak lepić serce w proch potrzaskane… (SDM)
który to już raz mam złamane serce… i nadal żyję…
Fajny pies i oczytany 😉 Trzeba jakoś próbować się z tym wszystkim pogodzić i cieszyć z przeżytych chwil. Czas dla każdego płynie tak samo. Pozdrawiam i życzę siły