Zmowa milczenia
Przeraża mnie poziom świadomości polskiego społeczeństwa odnośnie uzależnień. A raczej jego brak.
Mniej więcej tak zaczęłam jakiś czas temu post na swoim prywatnym FB, nie spodziewając się, że wzbudzi takie emocje.
Ale niestety tak uważam, że jak ktoś umrze dajmy na to na raka to jest to rzecz powiedzmy normalna, ale jak na alkoholizm czy narkomanię, wtedy pojawia się zmowa milczenia. I mimo, że wszyscy wiedzą, nikt głośno nic nie powie, tylko cichaczem między sobą.
A uzależnienie jak np. alkoholizm jest jednostką chorobową z nadanym numerem choroby. Niestety. Wiem, że ludziom, których dotknął ten problem w postaci np. bliskich zażywających czy mających radykalne poglądy, nie mieści się to w głowie ale tak jest. Narkomania to też choroba.
Wstyd
To on jest główną przyczyną robienia tych tajemnic. W naszym kraju pójście do psychologa nadal postrzegane jest opacznie, a jeżeli chodzi o rozwój jako społeczeństwa w pewnych kwestiach, to w tej zaczynamy się cofać.
Śledzę rynek, że tak powiem, uzależnień od lat. Najpierw bardziej nieświadomie, bo będąc dziewczynką wiedziałam co ta moja mama robi, ale jednak jeszcze nie do końca zdawałam sobie sprawę z rangi jej zawodu psychoterapeuty i ogromu problemu jaki za tym stoi. Praca heroiczna, niemal misja wyciągać ludzi z bagna. Duchowego czy egzystencjalnego ale bagna. Bo tym jest właśnie uzależnienie. I przepraszam, że nie będę się pieścić.
Ta świadomość, mam wrażenie, że już w pewnym momencie zaczęła się zmieniać no ale gruchnęła ostatnimi czasy i padła. Może nic nic dziwnego skoro do dziecięcego psychiatry w mieście Wrocław czeka się nawet 5 miesięcy ! Pomijam likwidowanie poradni i jest aż… uwaga… jedna! To co tu mówić o reszcie. Dobrze, że jeszcze czarownice nie są palone 😉
Więc ten rozsiewany nawet pokoleniowo w naszych domach wstyd niesie więcej szkody niż pożytku bo blokuje ludzi. A w środowiskach małolackich dragi nadal postrzegane są jako coś kolorowego, pozytywnego, atrakcyjnego, fajnego, tajemniczego, lepszego etc – WYIDEALIZOWANE. Jakby ludzie nie zdawali sobie sprawy, że TO NIE ZABAWA. Owszem, wszystko jest dla ludzi ale ŚWIADOMYCH. Świadomych siebie i tego czym są używki żeby zdawać sobie sprawę z często tragicznych konsekwencji. Najtragiczniejszą jest utrata życia. A to się nadal zdarza i niestety całkiem często.
Szara rzeczywistość i tragedie dzieci
Niemożność zniesienia świata na trzeźwo jest tak silna, a ból tak bardzo nie do zniesienia, że trzeba się odurzyć żeby choć na chwilę o tym zapomnieć. Uciec. I pod tym neonowym światłem imprez i niby niewinnych spotkań towarzyskich kryją się tragedie młodych ludzi nie radzących sobie z rzeczywistością. A tam gdzie są narkotyki kończy się niewinność bezpowrotnie. Od wielu lat rozmawiam z różnymi osobami, które przewijają się przez nasze terapeutyczne podwórko, miałam praktyki w ośrodku Monar, całe lata, przez ferie i wszystkie wakacje, od nastolatki pracowałam w Ośrodku Terapeutycznym na Podlasiu i naprawdę napatrzyłam się i nasłuchałam ogromu historii (zresztą słucham do dziś). Zarówno matek, żon, sióstr no i dzieci.
Najbardziej wstrząsające były doświadczenia opowiadane przez najmłodszych. Kiedy miałam grupy dzieci z rodzin współuzależnionych lub z domów dziecka. I w tych domach dziecka nie zdawałam sobie sprawy, że są dzieciaczki, które rodzice czasem normalnie odwiedzają i świadomie oddali. Szok. Bardzo przeżywałam historie opowiadane z tymi smutnymi i wystraszonymi oczami, jak to np. chłopiec 13 letni spał całą noc na klatce schodowej na wycieraczce bo pijany ojciec szalał i nie mógł wejść do domu. Nie raz! Te dzieci, one słały mi kartki jeszcze wiele lat po końcu mojej przygody z tym miejscem. Przytulały się i potrzebowały miłości, akceptacji i zrozumienia. Czyli tego, czego potrzebują wszystkie dzieci, a jak się okazuje nieliczne w takim komplecie dostają. I to jest szalenie smutne. Bo wiele dzieciaków jest naprawdę niechcianych i mają tego świadomość. Tym bardziej w późniejszym, dorosłym życiu.
A to wszystko rzutuje na dalsze życie młodego człowieka i kształtuje jego osobowość. Niestety często takie traumy zabijają duszę i potrzeba wielu lat żeby zacząć zdrowo emocjonalnie funkcjonować. A jak już wiemy kody przełamać to nie zawsze taka prosta sprawa. I jak takie poczucie nieszczęścia narasta, w domu nie ma miłości, przyjaźni ani żadnych cieplejszych uczuć i zdrowych relacji, to zaczyna się szukać tego gdzieś indziej. Na początku nawet nie wie czego się szuka, bo to jest nieuświadomione i błądzimy po omacku, czy autorytetu, zrozumienia, czy po prostu akceptacji albo bycia z kimś, kto nas rozumie i nie ocenia.
OCENA – kiedy dorastamy jesteśmy jej bezustannie poddawani, co dla wrażliwszych jednostek może być miażdżące jeżeli nie mają wsparcia w domu. Jak trafi się na dragi czy zacznie nadużywać alko i nie przerobi swoich demonów to zaczyna się równia pochyła, z której nie jest łatwo się wydostać. Bo nie zagłuszymy cierpienia serca i nie jesteśmy w stanie wymazać z pamięci tego, co zrobili nam w pierwszej kolejności najczęściej rodzice. Chcemy ich idealizować bo tak nas nauczono, poza tym jak się już jest w szponach nałogu to wygodnie jest mieć na kogo zwalać winę i zasłaniać się do d**y sytuacją. Prawda niestety czasem boli i spojrzenie jej w oczy wymaga znacznie większej odwagi niż wciągnięcie kolejnej kreski. To może każdy. Naprawdę.
Nie jest sztuką się najebać odurzyć i poczuć happy. Zresztą tylko do czasu i na coraz krócej osiąga się taki stan, bo przyjdzie taki moment w życiu każdego uzależnionego, że prędzej czy później wszystko to, przed czym ucieka go dopadnie. I nie ma znaczenia rodzaj używki, chociaż narkomani uważają się za lepszych i innych od alkoholików. Idealizują swój świat jakoby był bardziej barwny i na poziomie. Jakoby dragi były zarezerwowane dla bohemy chociaż proszę pamiętać, że uzależnienie może być i często jest mieszane, lub po zaprzestaniu ćpania wielu zaczyna się upijać lub faszerować np. lekami zastępując używkę inną. JEŻELI SIĘ NIE LECZĄ LUB ZAPRZESTAJĄ LECZENIA.
I dalsze zażywanie nie ma tak naprawdę sensu i jeżeli obserwuje się siebie i zna siebie to wie się, że mieli się w tej głowie ciągle to samo i tylko w pewnym momencie pogarsza swój psychiczny stan. Zwłaszcza w ciągach i na zjeździe kiedy nagle spada serotonina i przestaje być tak różowo. To prawa organizmu. Że po narkotykach (nie wszystkich) najpierw jest przez jakiś czas euforia, a później zalicza się spadek. CZYM WIĘKSZA EUFORIA, TYM WIĘKSZA DEPRECHA!!! I OGROMNY UBYTEK ENERGETYCZNY, KTÓRY DLA WIELU MOŻE BYĆ BARDZO CIĘŻKI DO UZUPEŁNIENIA. Pomijam skrajne przypadki kiedy ludzie np. odbierają sobie życie czy lądują z totalną rozpierduchą w głowie u psychiatry.
Niewłaściwa ocena sytuacji i iluzje
Bo w chwili przebłysku wychodzi, że problemów jest jeszcze więcej, zaczynają się długi, utrata pracy, przyjaciół, rodzin, dzieci i zostaje się w tym SAMEMU. Towarzystwo też jest płynne, przyjaźnie zwarte podczas imprez rzadko są trwałe, a najgorsze jest to, że ci przyjaciele nie powiedzą nam że mamy problem – bo sami go mają. No i kończy się fan, tym bardziej, że np. taka amfetamina to totalny przyspieszacz czasu i miesiące znikają nie wiadomo kiedy. Nagle 20 latek może obudzić się w wieku lat 30 noo i się nieco zdziwić. Że nic nie osiągnął, a lata młodości przećpał i spędził na dochodzeniu do siebie po weekendzie – przed kolejną imprezką. Które to zaczynają zlewać się w jedną, całkiem podobną do siebie. I już nie chodzi o tańce i hulańce. Nie idzie się posłuchać muzyki czy spotkać z ludźmi. Idzie się po prostu naćpać i TO jest główny cel biednego, mało świadomego siebie, imprezowicza. Taka jest smutna i brutalna prawda. Jeżeli ktoś latami imprezuje co tydzień nawalony to MA PROBLEM! Jeżeli nie spędza inaczej weekendów, nie cieszy go nic bo brak mu wrażeń i adrenaliny, a wszystko wydaje się nudne i pozbawione blasku, no to ma cholernie duży problem. Pytanie kiedy taki człowiek to zobaczy i czy w ogóle. Bo wielu dwudziesto czy dwudziestoparolatkom wydaje się, że są przecież młodzi i mogą się bawić. Ale to tylko tłumaczenia. I jak zatraca się granicę to zatraca i kropka.
Czasami ktoś się otrząśnie i pójdzie na odwyk, ktoś inny się wystraszy bo dostanie np. zapaści czy innych przebojów ze zdrowiem i przestanie imprezować, niejedna laska wpadnie, ktoś się ochajta, wielu, naprawdę wierzę, że wielu potrafi się w porę pozbierać dopóki nie doprowadzą swojego organizmu do UZALEŻNIENIA! Lub wyhaczą moment kiedy staje się to naprawdę groźne dla ich życia.
Kontrolę łapie się przed jej utratą!!!
Nałóg kontrolowany
Owszem, są teraz terapie uczące ludzi uzależnionych kontrolowanego zażywania ale to sprawdza się tylko w minimalnym procencie przypadków. Reszta kończy na ciągach. Dlatego, że to nie tylko chodzi o kontrolę nałogu ale też, a może przede wszystkim, o kontrolę emocji. Jeżeli uzależniony ich nie kontroluje, dopada go rezygnacja z życia bo np. nie chodzi na terapię i nieprzewałkowane problemy wracają więc zaczyna zażywać kiedy ma doła*. Po prostu. Nie doczeka do np. piątku żeby wypić. Nie da rady raz na miesiąc czegoś wziąć, bo jego dusza nie wytrzymuje poczucia nieszczęścia, niesprawiedliwości z życia, skrzywdzenia i innych tego typu przykrych odczuć. Tym bardziej, że wielu ludzi żyje wbrew sobie, męczą się np. w takiej pracy bo zapierdalają zasuwają tylko na kredyty i nie mogą jej ot tak rzucić, nierzadko chajtają się z poczucia obowiązku lub niewiary, że znajdą kiedykolwiek prawdziwą miłość, nie słuchają siebie i boją się zaryzykować tam, gdzie naprawdę warto.
*czasami człowiek odurza się problemowo ale jeżeli nie kończy i przestać nie może, a problemów nie rozwiązuje plus ma podatność genetyczną na nałogi, to jest na dobrej drodze do uzależnienia.
Świadomość popełnianych czynów
No przepraszam znajomych, że się w nic nie wpieprzyłam, na co niektórzy czekali i snuli plotki ale z moim zasobem wiedzy o nałogach i doświadczeniami nie miałam na to najmniejszej ochoty. Bo książki też pochłaniałam o uzależnieniach namiętnie od 13 roku życia, a i testy regularnie i profilaktycznie sama sobie robiłam haha (nie wiem Mamo czy o tym wiesz ale ryłam te Twoje ćwiczenia dla pacjentów xd). Jednak dochodzenie do głęboko ukrytych prawd o sobie i rozkmina swojej drogi, życie w zgodzie ze swoim wnętrzem, mierzenie się z demonami, stawanie im prosto w twarz – zawsze przyniesie nam sukces. Nawet jeżeli będą łzy i to krwawe to właśnie jest droga do wewnętrznej równowagi. Wszystkie odpowiedzi są w nas, a podświadomość pamięta zdarzenia z naszego życia i im bardziej niektóre wypieramy ze świadomości to tym bardziej z nimi przyjdzie nam się spotkać. A wiadomo, że czasem łatwiej się okłamywać niż pracować nad sobą. Jęczeć użalać, zwalać winę na wszystkich (nawet jeśli słuszną) i na cały świat (nawet jak się przyczynił do naszych dramatów), niż wziąć życie i odpowiedzialność za nie we własne ręce.
I co z tego, że ktoś Ci coś zrobił, jak to Ty karmisz się niewybaczeniem, nienawiścią, krytyką, lękiem, frustracją itp itd. Teraz to Ty sam sobie robisz zło i to Ty jesteś za nie odpowiedzialny. Za to co robisz ze swoim życiem i sobą. Bo tamten ktoś już zapomniał, życie toczy się dalej, a Ty stoisz w miejscu i jątrzysz w kółko to samo. I ci co się nawalą też wałkują w kółko to samo. Te same problemy, płacze i spostrzeżenia. Zamiast wytrzeźwieć i zacząć wszystko od nowa, z czystą kartą. Ale to wymaga ZAANGAŻOWANIA. No i najłatwiej się najebać – bo wszystko jest takie złe i do niczego, nie do uratowania, beznadziejne. I to się nie zmieni – jeżeli my tego nie zmienimy.
NASZ LOS JEST W NASZYCH RĘKACH.
Tylko i wyłącznie! I w pewnym momencie nie wypada już zasłaniać się trudnym dzieciństwem tylko po prostu trzeba coś zrobić żeby poprawić jakość swojego życia. A uzależnienia ją drastycznie zaniżają. I rzeczywiście w konsekwencji lepiej przebywać z takimi samymi ludźmi żyjącymi podobnie, bo z innymi, trzeźwymi, ciężko się już później odnaleźć. Do tego kiedy człowiek zaczyna zdawać sobie sprawę, że nie może przestać brać i ma problem, mogą pogłębiać się jazdy i schizy, zwłaszcza na zjeździe. Dlatego unika się trzeźwego świata i ogranicza z nim kontakty do minimum.
Ależ to jest przykre, bo później ludzie na tych terapiach płaczą i tak cholernie żałują, że nie widzieli jak dorastały dzieci, że nie było ich przy np. śmierci czy chorobie rodziców, że stracili majątki, pieniądze, WSZYSTKO. Bo nałóg nie zostawi na nas suchej nitki i z niewinnej zabawy może przerodzić się w największego prześladowcę i niszczyciela naszego życia.
Pomijam zatrzymanie się w rozwoju na poziomie lat 18. No żałosne to jest trochę. A alkohol i narkotyki to substancje bardzo silnie oddziałujące na nasz mózg, układ nerwowy i niszczące bez oporów nasz organizm. Najnowsze badania donoszą, że nawet 25 gram wódki może pobudzić komórki nowotworowe do ataku na nasze ciało. Więc rzeczywiście “na zdrowie”.
I to prawda, że używki czasem otwierają jakieś klapki, mogą pokazywać dziwne rzeczy czy inne światy, wyostrzyć nasze zmysły itd itp. Ale znowu tylko u niewielkiego procenta ludzi, która wie jak i kiedy z tego korzystać i co robić podczas haju żeby wyciągnąć z tego jak największe korzyści. Jak szamani. Większość po prostu się odmóżdża przyciągając do swojego życia zło. Otwierając czakramy, np. pod wpływem hipnotycznej muzyki i NIE ZDAJĄC SOBIE SPRAWY, że energie są dobre ale też i złe. I to zło czeka żeby się przyczepić i siać zamęt u niczego nieświadomych dusz. Można w to nie wierzyć, można. Ale zastanowić się warto. Zwłaszcza kiedy zaczynamy czuć kwas. Bo później praca się sypie, zdrowie nawala, dziewczyna rzuca, kasy nie ma bo imprezki ciągną hajs równo, za to chce się coraz więcej “BAWIĆ”. No nie jest to nic POZYTYWNEGO. Czerń.
Sztuka nie sztuka
W moim odczuciu nie jest sztuką tworzyć pod wpływem dragów. Nie jest sztuką odlatywać po LSD na drugą stronę. Nie jest żadnym wyczynem pisać, malować, komponować pod wpływem narkotyków. Tak naprawdę to może każdy. Sztuką jest robić to wszystko tak, żeby czuć siebie, świat, słyszeć siebie i robić to bez wspomagaczy. Odnaleźć siebie, nie krytykować, nie oceniać fałszywie, że czegoś nie umiem, nie mogę – tylko na trzeźwo i normalnie próbować to robić. A można się nawet nauczyć widzieć aurę jeżeli ktoś nie ma tej opcji naturalnie otwartej, można mieć wizje, przeczucia, sny jasnowidzące. MOŻNA WSZYSTKO bez tego gówna. Bez drogi na skróty. Aaaa korci przeciąć drogę rozwoju na przełaj ale niesie to najczęściej tragiczne konsekwencje bo tak naprawdę nas nie rozwija. Jezeli nie umiesz tego robić na trzeźwo to znaczy, że to nie działa. Nic Ci to nie daje prócz chwilowej rozrywki i złudzeń, iluzji rozwoju. Nie rozwija się bowiem ktoś, kto niszczy swoje ciało, umysł, duszę i najbliższych. Kto nie ma priorytetów. Ups, ma, iść na bibę, nawalić się i udawać przez chwilę nietrzeźwym, że życie jest zajebiste.
I można podawać przykłady różnych artystów tworzących pod wpływem tylko proszę spojrzeć co zrobili ze swoim życiem i z życiem ludzi, którzy byli z nimi blisko. Z dziećmi na przykład. Rewelacja. Rodzic odlatuje bo ma kaprys tworzenia i bycia artystą ale dziecko samo na świat nie przyszło. To zwykłe skurwysyństwo i egoizm. Dlatego twórz na trzeźwo, a wtedy uwierzę, że jesteś prawdziwym artystą.
Odurzaj się życiem, a nie chemią. Twoja dusza wie czego potrzebujesz, tylko jej nie słuchasz.
I tych wszystkich ludzi uzależnionych łączy jedno i nikt mi tam nie wmówi, że nie… Brak prawdziwego i głębokiego szczęścia w sercu. Po prostu ci ludzie są nieszczęśliwi. Robią stale coś wbrew sobie bojąc się np. opinii innych. Nie żyją w zgodzie z sobą, a część już nawet później nie wie jak to jest – szarpiąc się, trzeźwiejąc i wracając do nałogu. A nałóg jest podstępny i wielu myśli, że bierze tylko na imprezach, albo w wakacje (czy na pewno tylko wtedy?), a później się tłumaczą, że przecież w tygodniu pracują (niektórzy jeszcze tak), nie zawalają studiów (hmm), jedzą i czasem śpią – więc wszystko jest ok. Poza tym jak się z nałogu wychodzi i nadal robi coś wbrew sobie, nic nie zmienia – to znowu powstaje wewnętrzny konflikt, który najlepiej będzie czymś zagłuszyć i wrócić do starych przyzwyczajeń. Bo chodzi o to, że trzeźwiejąc mamy być konsekwentni i zmieniać to, co nam doskwiera. Ryzykować bo stawka jest wysoka i często chodzi wręcz o życie człowieka. No i chodzić na psychoterapię bo…
Jeżeli problemów z dzieciństwa (tak, ja znowu wracam do dzieciństwa gdyż wiem, co przeżywają młodzi ludzie i jak bardzo rzutują te doświadczenia na ich późniejsze życie) to niestety nie mamy praktycznie szans na wyleczenie się takimi np. narkotykami. I te przyjaźnie, miłości, one tylko w małych proporcjach pomagają, bo w większości przypadków narkomański świat jest brutalny. I nie ma w nim miejsca na szczerość. Niestety. Zakłamanie staje się sposobem funkcjonowania. I czym bardziej się w te kłamstwa brnie tym trudniej się z nich wyzwolić. Straszna choroba te uzależnienia, straszna.
Ekstaza
Rzadko bowiem ktoś ma tak silną osobowość żeby się nie wjebać uzależnić. No i mało ludzi bierze okazyjnie, chociaż i tacy się zdarzają. Tak między Bogiem, a prawdą już dawno były przeprowadzone badania publikowane w pismach naukowych o tym, że zażycie ektazy raz do roku oczyszcza głowę, poprawia kondycję psychiczną i odstresowuje. Ale znowu trzeba używać rozumu, bo żyjemy w takich czasach, w których nie można przyjmować wszystkiego. A w zasadzie trzeba znać dobrze źródło pochodzenia i nie ryzykować. No ale tu mózgu najczęściej właśnie brak, w konsekwencji i serca gdyż nałóg rzutuje na każdą sferę życia. I czym dłużej trwa, tym bardziej bez przerw i psychoterapii – no tym niestety trudniej z niego wyjść i zrozumieć to wszystko. Do tego dochodzi siła przyzwyczajenia, dlatego im szybciej człowiek trafi np. do ośrodka czy terapeuty tym większa szansa dla niego. Widzę, że starszym osobom trudniej się pozbierać i łamać schematy. Tym bardziej, że nierzadko pogłębia się latami ich beznadziejna sytuacja życiowa, np. będąc z kimś w niechcianym już związku lub uświadamiają sobie, że ciągle spełniali oczekiwania innych.
Dlatego najlepiej zacząć się leczyć jak najszybciej od pojawienia się problemu ale tu, w przypadku ludzi młodych, to rodzice muszą stanąć na wysokości zadania i leczyć też siebie. Ta choroba jest bowiem chorobą całej rodziny, nie wyłącznie uzależnionego. Choć to się bardzo często zdarza, że zostawia się młodego człowieka pod gabinetem, a rodzic nawet nie wchodzi i zamienia tylko jedno zdanie z psychoterapeutą oczekując od niego CUDU! Znam żony, które mówią wprost, że nie pójdą na terapię bo to problem męża. A później zdziwione, że oni dalej piją i czują się totalnie osamotnieni. Albo przypadki kiedy trzeźwy alkoholik idzie na imieniny np. brata i odmawia wypicia toastu mówiąc, że jest chory, a rodzina twierdzi, że kłamie i nie chce pić alko bo jest wredny i złośliwy. Takie są realia.
Przypominam też:
NIE TYLKO GENY ODPOWIADAJĄ ZA WPADNIĘCIE W UZALEŻNIENIE. MOŻNA UZALEŻNIĆ SIĘ W KAŻDYM WIEKU I LATA TEŻ NIE MAJĄ TU NIC DO RZECZY. DŁUGOTRWAŁE PRZYJMOWANIE SUBSTANCJI W STAŁYCH ODSTĘPACH CZASU (czyli np. co weekend) SPRAWIA, ŻE ORGANIZM ZACZYNA PRZYZWYCZAJAĆ SIĘ I DOMAGAĆ W TYM KONKRETNYM CZASIE, NAWET TEJ KONKRETNEJ SUBSTANCJI.
Skłonności genetyczne i szkody wyrządzane przez rodziców
Jeżeli do długotrwałego używania dochodzi skłonność genetyczna lub nawet przeniesienia rodowe bo i takie na nas mają wpływ – wtedy TRZEBA MYŚLEĆ CO SIĘ ROBI zanim będzie za późno! Tu nie chodzi o to żeby się CZASEM nie zabawić ale to czasem nie może być regułą. To smutne, że później ludzie nie potrafią niczym cieszyć się na trzeźwo. Nic im się nie podoba, nie widzą świata, nieba, kolorów, przyspieszają sobie życie, budzą po kilku lub kilkunastu latach podobnych huśtawek i zwał, tańców i ścian, mroków, zachodów i bolesnych czasem wschodów słońca. Budzą się czasem po latach, że partnerzy odeszli, matki załamane odmawiają różańce bo tylko to im zostało, a dzieci nie chcą ich znać. Bo życie po narkotykach prędzej czy później zlewa się w jedno. Wszystko staje się podobne tylko metryka nie. Jeżeli ktoś czyni szkodę tylko sobie to niech się pogrąża. Ale jeżeli ma dzieci to niech bierze odpowiedzialność za swoje czyny. I choć to rodzina przyczynia się całkiem często do tych tragedii – to w ogromnej ilości przypadków robili tę krzywdę nieświadomie. I gdyby wiedzieli (lub dowiadują się podczas terapii), że to aż tak zadziała na kogoś to sądzę, że wielu rodziców nie robiło by nigdy tego swoim dzieciom. Czyli:
nie krytykowało
nie poniżało
ufało i wierzyło dziecku
dawało przestrzeń do bycia sobą
przyjaźniło się bez oceniania
wspierało zawsze
nigdy się nie odwróciło
wyrażało swoje poglądy bez uwłaczania, wymądrzania się przesadnego i wpędzania w poczucie winy
nie niszczyło i szanowało emocje, uczucia i potrzeby dziecka
nie odmawiało wspólnego spędzania czasu, nie zbywało i prawdziwie słuchało patrząc w oczy
nie rozwalało rodzin i zachowywało się jak ludzie odpowiedzialni
Pewnie tego jest więcej, bo rany psychiczne mogą nie mieć końca. Dlatego trzeba często wykazać się cierpliwością żeby np. dobrać odpowiednią terapię dla siebie. Bo i tu mamy wybór i nie każdemu każda przypasuje i zadziała. A psychika oszukuje, zapomina (znaczy się przenosi do podświadomości oczywiście), kombinuje żeby nas zwieść z właściwej drogi i oddalić od prawdy. Ileż rzeczy mamy wypartych i dopiero podczas sesji wyłażą na powierzchnię.
Można też robić sobie autoterapię, jeżeli jesteśmy poszukiwaczami siebie to jak najbardziej dużo ogarniemy. Ale warto rozglądać się za ludźmi, którzy nam coś ciekawego i mądrego powiedzą i w razie czego pomogą. Czasem to może być jedno naprowadzające zdanie, polecenie książki, cokolwiek co skłania nas do myślenia i popycha do działania. Jak się otworzymy to zaczniemy dostrzegać niekończące się szanse na rozwój własny bez wspomagaczy 🙂
Skuteczność ozdrowień i powroty do nałogu
no niestety nie powieje optymizmem. Jest niska i ludzie często wracają do używki. A wiecie kiedy wracają? Kiedy boją się podążać za swoim wewnętrznym głosem. Bo co ludzie powiedzą i takie tam. A jak do tego nie przejdzie się wszystkich faz, nie słucha terapeuty, a w konsekwencji swej zarozumiałości, że jest się już trzeźwym np. pół roku i wszystko wie – przestaje chodzić na terapię, to najdalej za kolejne pół roku jest płacz. I w najlepszym przypadku zaczyna się terapia od nowa. I tu też trzeba sobie wybaczyć, bo rzadko ktoś trzeźwieje tylko po jednym cyklu terapii. Najczęściej są powroty lub epizody zanim zaskoczy się na długo lub na zawsze. Dlatego terapia jest taka ważna. Bez pomocy profesjonalisty nie wiemy co się z nami dzieje. Bo są huśtawki emocjonalne, nawroty głodów czasem wręcz fizyczne, czasem totalnie psychiczne, wyłazi zniszczona wartość, niska samoocena, lęki i inne historie gmatwające i zniechęcające do treźwienia. Bo one powodują w nas opory przed prawdziwą zmianą siebie. Prze BYCIEM PO PROSTU SOBĄ.
Że wszystko wróciło, życie jest dnem, a na trzeźwo to idzie się tylko pochlastać. I JA TO ROZUMIEM. Życie czasem jest naprawdę do dupy. Ale jest też piękne jeżeli to piękno zaczyna się w nas. I idzie przepracować wiele problemów ale trzeba chcieć. Myśleć. Podjąć wyzwanie świadomego życia i akceptacji jego i siebie W CAŁOŚCI.
Jeżeli już się eksperymentuje to warto sprawdzać na jakim jest się etapie przygody z używkami. Jeżeli nie potrafimy poświęcić czasu na inne przyjemności, hobby, sport, nie wiem co, normalne rzeczy, które cieszą kiedy jest się trzeźwym i człowiek nie zastanawia się nawet nad tym , że czegoś by się nażarł to poważnie zastanówmy się nad sobą. Jeżeli nie potrafimy zrezygnować z imprezy, ćpamy co tydzień od dłuższego czasu(a jeszcze jest skłonność genetyczna), nooo nie zazdroszczę. I każdy sam w sobie tak naprawdę wie co się z nim dzieje tylko długo próbuje to ukryć przed sobą. Pod pretekstem zabawy. I kilku wyjdzie z niej cało ale nigdy, nigdy nie wiadomo na kogo wypadnie. Czy właśnie nie na Ciebie. To loteria i jeżeli nic się w tej sprawie nie robi i ćpa na wariata, spontanicznie to skutki mogą być tragiczne. Tak zachowują się nastolatki potłuczone przez życie, bo które uciekają w narkotyki i alko? Szczęśliwe? Z fajnych i zdrowych emocjonalnie rodzin? Nie. Wystarczy pogadać z ludźmi na imprezach czy w ośrodkach żeby wiedzieć, iż tu niemal każdy każdego zrozumie bo WSPÓLNE DOŚWIADCZENIA BEZNADZIEI TEGO ŚWIATA SĄ PODOBNE. PODOBNE ODCZUCIA NIEZROZUMIENIA PRZEZ RODZICÓW, BYCIE ODMIEŃCEM, NIE PASUJĄCYM DO TEJ PLANETY PTAKIEM, KTÓRY LECI I NIE wie co ze sobą zrobić, gdzie się zatrzymać i gdzie usiąść.
No i zamożność domu z jakiego się pochodzi nie ma znaczenia. Wszystko bowiem rozbiega się o emocje, a czasem im bogatsi rodzice tym większa dostępność i bezkarność w zażywaniu. Bo wszystko załatwią pieniędzmi i młody człowiek nie dosięgnie za szybko dna. A właśnie ten poziom dna jest bardzo istotny i w większości przypadków nikt nie zacznie się leczyć jeżeli go nie osiągnie. DNO totalne bywa więc zbawianiem i przebudzeniem. Jeżeli nie zdążymy tak się zatracić, że zejdziemy z tego świata. A to sekunda jest.
Biedne ptaki z połamanymi skrzydłami… Przytulam wszystkich potłuczonych bo wiem, że nikt nie otumania się z nadmiaru szczęścia.
Epilog
Wstydem jest to, że ludzie uzależnieni i ich rodziny muszą się wstydzić choroby. To jest wstyd. A nie chorować. Choroba nie jest wstydem. Może gdyby mówiło się o pewnych rzeczach wprost, może gdybyśmy byli bardziej szczerzy z naszymi dziećmi i nie robili z siebie w ich oczach świętych, byłoby łatwiej. Bo wyrastałyby pokolenia ludzi świadomych, a nie kulejących lub zupełnych inwalidów bez wiedzy o prawdziwym życiu. Nie wiem, może wielu rodziców ma nadzieję, że jego dziecka to nie dotknie dlatego lepiej o tym nie mówić. Ale czasem lepiej pokazać młodemu człowiekowi tego narkomana na ulicy jak pyta kto to i opowiedzieć co to jest choroba alkoholowa czy narkomania. Niech dzieciaki wiedzą od nas, a nie z neta i od kolegów kiedy zaczynają im imponować inne postaci niż najbliższe. To w domu tworzymy podstawy i fundamenty, zasady, a jeżeli nam się nie udało to zawsze można próbować to naprawić. Przez odwagę i udanie się po pomoc specjalisty.
Przeczytałem Narazie początek Ale zapowiada się ciekawie
więc zachęcam do przeczytania do końca i dziękuję 🙂
Zapowiada się ciekawie i interesująco
zapraszam po więcej 😉
Niestety poziom wiedzy naszego społeczeństwa na wiele tematów jest bardzo niski. Szkoda, że inni muszą przez to cierpieć.
cierpią rodziny, dzieci ale jednak gdzieś to się zaczyna bo najbardziej cierpi uzależniony..
Jest smutne, poniewaz osoba uzalezniona jest odrzucona przez spoleczenstwo. Niedosc, ze nie moze sobie z czyms poradzic, to jeszcze ludzie sie krzywo patrza.
Dokładnie tak! Przynajmniej w naszym społeczeństwie ludzie wstydzą się choroby jaką jest uzależnienie…
mam podobny problem z synem , tak jak w artykule napisane jest miałem wcześniej z sobą , czuję się bezsilny nie wiem jak synowi pomóc ,ponieważ się oddalił i ucieka od rzeczywistości nie chce ,pomocy nie che słuchać rad ( wie lepiej i unicestwia siebie przy okazji rodzinę ) czuję straszny ból i niemoc
Bardzo współczuję i jedyne co mogę doradzić to proszę poszukać w swojej okolicy dobrego terapeuty UZALEŻNIEŃ, to jest bardzo ważne, musi być specjalista dokładnie od tego problemu. Może warto namówić syna na leczenie odwykowe, a na pewno warto też udać się na psychoterapię i samemu dać przykład synowi, że bierze pan się za bary z życiem i problemami. Dlatego, że teraz ciężko będzie nawiązać Wam pozytywną i konstruktywną relację, a syn być może obwinia o swoje problemy rodziców dlatego teraz traktuje ich jak wrogów. Bardzo proszę go kochać, wybaczyć sobie i jemu i być dobrej myśli, bo poglądy młodych ludzi szybko ulegają zmianie. Niech Pan nie zostawia go w kłopotach, jak do pana z nimi przyjdzie (jakiekolwiek złe by nie były) i z nim rozmawia i pomaga, czy wspólnie je rozwiązuje. Wtedy jest ogromna szansa dotrzeć do młodego człowieka – dając mu oparcie. I koniecznie znaleźć wsparcie w psychoterapeucie, taki ktoś dokładniej Panu o tym powie i na bieżąco znając problem szczegółowo będzie wiedział jak Panem pokierować w tej trudnej sprawie. Nie można zostawać z tym samemu. Pozdrawiam !
Osoby uzależnione odrzucane są przez społeczeństwo, które traktuje je jak napiętnowane, tak jakbyśmy bali się, żeby te szkodliwe nawyki na nas nie przeszły. Trudno wówczas wyciągnąć się z nałogów, bo tylko się pogłębiają, a ból dotyczy również bliskich.
A najgorsze jest to, że ludzie potępiający uzależnionych i wykluczający ich ze społeczeństwa często mają ze sobą duże problemy, żeby nie powiedzieć, że sami są uzależnieni. Bo jak piją codziennie piwo wieczorem przed tv dla relaksu, czy “niewinną” lampkę wina i robią to od lat to niestety też mają problem. Do tego to przyzwolenie na alkohol, ohyda jak dla mnie.
Od wielu lat namawiam męża do rzucenia palenia, bezskutecznie, ale sama mam świadomość, że moim nawykiem są słodycze, też nie potrafię się z nimi rozstać. I jedno i drugie zdrowiu nie służy.
No nie służy i od cukru niestety tez jestem uzależniona…
Dlatego daleka jestem od krytykowania uzależnionych, od czegokolwiek, ale też wiem, że to oznaka słabości charakteru, oczywiście jednostka chorobowa, ale jednak słabość.
niestety gdyby to była słabość leczenie ludzi uzależnionych byłoby znacznie prostsze…
Bardzo ważny tekst. Niestety ludzie boją się oceny, wszystkie choroby, które nie są w głowie są powodem dywagacji przy rodzinnych obiadach, nawet jeżeli ktoś stłukł sobie palec, ale inne rzeczy… ni szuszu! Nie mów. Wiem, ponieważ sama borykałam się z depresją poporodową. Nikt nie chciał podjąć tematu, najlepiej było to zamieść pod dywan, udać, że się nie słyszało, albo dokopać. “Wstydem jest to, że ludzie uzależnieni i ich rodziny muszą się wstydzić choroby. To jest wstyd. A nie chorować. Choroba nie jest wstydem.” – uważam, że to najlepsze podsumowanie artykułu. Niestety.
Masz rację, będą gadać o gardle i wypadających włosach, a jak ktoś ma prawdziwy problem, to powiedzą, że przesadza. Taki jest lęk przed… no właśnie, nie wiem przed czym? Chyba czym dłużej żyję tym mniej ten świat rozumiem. Przykro mi, że spotkało Cię to osobiście, w sensie takiej jakby znieczulicy, spychologii, spłycenia problemu i ucieczki od tego, czego może sami się ludzie boją? A warto słuchać co inni, bliscy, do nas mówią i nawet jak coś nas przerasta to spróbować się przełamać, bo czasem może być za późno.
Obszerny, ciekawy tekst. Sama pracuję w poradni i wiem, że to, o czym piszesz, to prawda.
To kawał ciężkiej pracy wykonujesz. Podziwiam i pozdrawiam !
Często jest tak, że najbliżsi nie chcą widzieć tego uzależnienia. Czują pismo nosem, ale odpychają te uczucie często do momentu kiedy już jest za późno…
Robimy pogadanki dzieciom w szkołach o uzależnieniu, ale tak naprawdę myślę, że rodzice również powinni na nich być.
Przede wszystkim to rodzice są odpowiedzialni za poziom świadomości swoich dzieci. Szkoła to dodatek do wartości, które wynosi się z domu. Tak sądzę. A to, że ludzie nie chcą widzieć, że ktoś bliski ma problem to dlatego, że boją się konfrontacji ze sobą. I czasem łatwiej jak ta osoba czynnie zażywa niż iść na terapię i leczyć też siebie.
Zmowa milczenia panuje w naszym społeczeństwie w wielu różnych kwestiach. “Niewygodne” i “kontrowersyjne” tematy zamiata się pod dywan albo zakłamuje rzeczywistość. I właśnie przez to często osoby borykające się z problemem boją się lub wstydzą o nim mówić – i nie otrzymują na czas potrzebnego wsparcia.
Dokładnie tak jest w różnych sferach życia. Ukrywanie problemów, nie mówienie szczerze o swoich uczuciach, bo zresztą jak tu się zwierzać skoro wystawia się człowiek na potępienie.
Wyciąganie bliskich z bagna to heroiczna praca, a co dopiero obcych – mam duży szacunek do ludzi takich, jak Twoja mama.
Przyznam się, że ja też. Dlatego nie poszłam jej śladami chociaż tematy mocno się mnie trzymają i czasem siłą faktu pomagam ludziom.
Każde uzależnienie zmienia życie na gorsze, kradnie czas, pieniądze i wszystko, na czym nam zależy. A potem (jak zauważyłaś) człowiek budzi się po paru, parunastu latach i płacze, że tyle go ominęło.
No niestety uzależnienie rujnuje życie i potrzeba sporo czasu energii żeby odzyskać normalny świat…
A czasami człowiek już nie potrafi wrócić do normy…
A może jest w stanie stworzyć inne?
Kolejna bomba 😉 oby tak dalej.
ojej, dziękuję pięknie 🙂
Mogę to napisać, bo uratowałam kiedyś dziewczynę po “złotym strzale”. . . wyciągnęłam ją z obskurnej rudery, reanimowałam i kazałam wezwać pogotowie gapiom
I teraz to napiszę: czy my się musimy rozczulać nad ćpunami?
Rozczulać nie ale pomoc jest odruchem, wydaje mi się naturalnym, bo to jest choroba i coś ją spowodowało.
Używki to pozorna ucieczka, jak widać. Im dłużej się ich zażywa, tym zderzenie z problemem gorsze.
no niestety tak własnie jest …
Bardzo trafny tekst wiele osób styka się z takimi problemami
niestety coraz więcej…
Mocne słowa. Jako społeczeństwo musimy się jeszcze bardzo dużo nauczyć 🙂
długa nauka przed nami, skoro jako społeczeństwo się uwsteczniamy, żeby nie przytoczyć ostatnich pomysłów “modernizacji” np. Niebieskiej Linii…
Nie wiem skąd jest ten wstyd posiadania problemu. Przecież nikt nie jest ideałem, ani społeczeństwo nasze nie jest idealne, nie gloryfikuje idealności jak np. japońskie. A mimo wszystko nałóg to porblem, choroby się do ostatniej chwili ukrywa itd.
Ukrywa się i to bardzo. Myślę, że gdyby ta świadomość była większa wtedy ludziom uzależnionym łatwiej byłoby się leczyć.
Z używek korzystam jedynie z czekolady. Ale przypadkiem dzisiaj właśnie wypowiedziałam zdanie, że świat na trzeźwo jest okropny i rozumiem ludzi, którzy nie chcą go takim oglądać.
Ja akurat też to rozumiem, bo życie naprawdę czasami nas nie pieści…
… na szczęście wśród moich najbliższych nie występuje problem narkomanii, ale wiem, że to bardzo trudna kwestia dla matek, których dzieci są uzależnione i nie chcą się leczyć mimo wielu rozmów … nigdy nie widziałam napiętnowania tych młodych ludzi, lecz raczej bezsilność w docieraniu do nich …
pewnie reakcje są różne i każdy ma swoje odczucia… masz szczęście, że ten problem jest poza obrębem Twojego świata
Niestety osoby uzależnione są piętnowane dlatego tak trudno się przyznać do tego. Ludzie wola zyc w samotności ze swoimi problemami i nałogami byle tylko nikt się o tym nie dowiedział. To chyba wynika z naszej kultury ,że takie rzeczy trzyma się w zaciszu domowym bo to wstyd.
Dokładnie tak. A rodziny współuzależnione tez pomagają chorobę ukrywać i udawać długo, że nic się nie dzieje.
… na szczęście wśród moich najbliższych nie występuje problem narkomanii, ale wiem, że to bardzo trudna kwestia dla matek, których dzieci są uzależnione i nie chcą się leczyć mimo wielu rozmów … nigdy nie widziałam napiętnowania tych młodych ludzi, lecz raczej bezsilność w docieraniu do nich …
bezsilność jest najgorsza…
Dziękuje za ten post!!
Bardzo proszę 🙂
No niestety często wstyd przed innymi wygrywa… Dzisiejszy świat to pozory…
zgadzam się!
Nałóg potrafi doprowadzić człowieka do ruiny
I rodzinę jego niestety też…
Oczywiście, że tak. Nałóg wpływa nie tylko na jednostkę ale i całą rodzinę, otoczenie.
Niestety 🙁
Połowa rodzin z “problemami” siedzi w zaciszu swojego domu udając przed całym światem, że wszystko jest ok… Taka obrona przed wstydem, przed ocenianiem przez innych i wydawaniem wyroków…
Dokładnie tak. A prawdziwą plagą jest i tak alkoholizm. Mnóstwo ludzi uważa, że jak piją tylko wieczorami w niewielkich ilościach to nie są uzależnieni…
Jeśli będziemy likwidować poradnie, zabraniać przychodzić na pogadanki do szkoły itp., to lepiej nie będzie. A rodzice w domach też traktują to jako temat tabu. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy, ale warto nad nimi pracować.
I zamiatać, coraz więcej problemów zamiatać pod dywan. Po co mamy być społeczeństwem zdrowym i świadomym. Wszak chorym i otumanionym od używek łatwiej manipulować 🙁
tO jest najważniejszy tekst jaki u Ciebie i chyba ostatnio przeczytałam. Dziękuję. Ale go sobie udostępnię, bo… nie dojechałam do końca. Dużo do przemyślenia. A może i ktoś skorzysta. To że piszesz o czakramach i że czern może sie przyplątać – święta prawda, ludzie spragnieni wyjścia otwierają się na byle co, byle się otworzyć i już nie dusić w tym co jest. Wiem co piszę, od niedawna Oddycham. Pomaluśku przez rurkę, przez łzy, ale już Sama. A tu tyle do sprzątania jeszcze… Wydaj to błagama w postaci broszury i zostawiaj w poradniach (najlepiej pod pokojami od badania dysleksji, wszyscy przed egzaminami chcą zaswiadczenia i muszą czekać na dzieci pod gabinetem)… Nie możesz tylko tu tego zostawić. Ja też gdzieś udostępnię, może nawet wydrukuję.
Dobrze by było gdyby ktoś skorzystał i zobaczył w porę co robi ze swoim życiem. Większość ludzi jednak nawet jak wiedzą, że robią źle i co im szkodzi i tak robią to dalej. Będą płakać, lamentować itp. a niczego nie zmienią. Ciszę się, że zrozumiałaś co się z Tobą dzieje i zapanowałaś nad tym. To właśnie chodzi o ten moment kiedy jeszcze sami możemy się otrząsnąć, bo później już w pojedynkę rady sobie nie damy, bez dotknięcia dna lub takiego kopa w tyłek, że się oczy same otwierają. A często za późno, kiedy już wszystko straciliśmy. Na pewno ucieczka przez problemami nie pomaga, bo nierozwiązane wrócą do nas i tak, a jeszcze się nawarstwią.
Dziękuję za odwiedziny i dobre słowo 🙂
Smutna prawda. Warto rozmawiać z dzieciakami.
Trzeb z nimi rozmawiać i nikt za nas, rodziców, tego NIE zrobi…
Bardzo ważny tekst, mam nadzieję że trafi na niego ktoś, komu zmieni życie i światopogląd. 🙂
Też bym chciała, dziękuję 🙂
Droga Beato jak dziękuję Ci za ten wpis. Od lat działam w różnych strukturach pomocowych dla rodzin z problemem alkoholowym. I wiesz co mnie w tym najbardziej przeraża, że czasem nawet ludzie, którzy kształcą się by pomagać innym jeśli chodzi o swoją własną rodzinne przyjmują “zmowę milczenia”… Nie wiem czy to mechanizm obronny? Czy może jakaś kwestia społeczna…
Bo gdzieś się to wszystko zaczyna, ten cały wstyd. I dokładnie tak jest, jak “zwykły” uzależniony ma się nie wstydzić choroby, kiedy jego terapeuta często udaje świętego, a ma podobne problemy. Dlatego podobno najlepiej pomagają ludzie, którzy już też takie sprawy przerabiali. I coś w tym jest, chociaż nie zawsze bo znam psychoterapeutę, który nigdy uzależniony od niczego nie był, a efekty leczenia ma niesamowicie wysokie (jak na nasze polskie warunki oczywiście).
Pozdrawiam ciepło i miło mi, że zajrzałaś 😉
Bardzo dobry, mądry i obszerny artykuł na megaważny temat. Prawdą jest, że prawdziwe, zwykłe życie potrafi znużyć, zmęczyć, że ludzie łakną jakiś niezwykłych przeżyć, oszołomienia, ekstazy. Najłatwiej dostarczyć to sobie za pomocą używek, chemicznie. Ale najłatwiejsza droga rzadko bywa najlepszą…
Dokładnie tak, to droga na skróty. Każdy ma problemy, każdemu to życie wydaje się czasem do niczego i nawet takie jest… No ale to nie powód żeby aż tak i non stop się odrealniać…
Pozdrawiam!
Ciekawe i prawdziwe
Dziękuję…
Myślę, że większość ludzi nie radzi sobie z rzeczywistością i stąd te używki.
Tak zwane wyzwalacze dobrego nastroju. To znaczy ludziom się wydaje, że do tego służą.
I tak z nimi obchodzą różne uroczystości, miłe i złe chwile.
Słodycze też należą do takich wyzwalaczy i nałogów, z których ciężko się rezygnuje. Mnie jeszcze się nie udało.
Wspaniałych świąt Ci życzę 🙂
Tak, cukier też strasznie uzależnia i szkodzi. Podobnie jak kofeina, czy nawet nabiał. Jednak szkodliwość czynu nieco mniejsza, inna, może rozciągnięta w czasie. I oczywiście, że każdy chce sobie czasem ubarwić rzeczywistość, ba, ma nawet do tego pełne prawo. No ale nie kosztem zdrowia i życia swojego i najbliższych. Jak się traci równowagę to później nie jest tak łatwo ją odzyskać. A jak się jej od dziecka nie miało – to trzeba się nauczyć i tu już pojawiają się schody, bo zmiany chce większość, a nieliczni jej dokonują.
Poczucie szczęścia, pomijając aspekty codzienności, które potrafia kaleczyc dotkliwie, wazne sa minerały i witaminy, gdy brak np. wit D Człowiek może wpaść w sidła depresji.
To prawda! A nawet magnez itp. Jednak w permanentnej fazie uzależnienia i ciągu alkoholowego czy narkotycznego to niestety za mało. Moim zdaniem można o to zadbać podczas leczenia i spojrzeć na siebie holistycznie. Ale traum z dzieciństwa nie poskromi się Wit D, niestety…
Zgadzam się z Tobą. Napatrzyłam się na rodziny alkoholików czy narkomanów. Na to, jak takie rodziny były piętnowane. I jeszcze krytykowane, kiedy ośmieliły się prosić o pomoc dla osób uzależnionych – sam/sama jest sobie winna, to niech sobie radzi. Niestety przez takie myślenie wyjście z nałogu jest trudne i jest czymś wstydliwym.
Właśnie tak, rodziny są ocenianie, przygląda się im, żony winią siebie, dzieci coraz bardziej winią też siebie, itd itp. A uzależniony pije, bo też przyzwolenie np. na taki alkohol w naszym kraju jest OGROMNE. I wielu się wydaje, że nie robią niczego, co nie robi większość społeczeństwa… Smutne… Bo leżeć napranym na ulicy można, w miasteczku u mojej mamy chodzi jeden taki agresywny alkoholik, wyzywa i zaczepia ludzi, boso, brudny i co? Policja przyjeżdża i dopóki nikomu nic nie zrobił to może łazić po ulicach i siać zamęt. Może bo nikt nie wie co z takim zrobić. Nie mają go gdzie zabrać ani zamknąć. A za piwo wypite na ulicy komuś normalnemu dadzą mandat, nie wspomnę co zrobią z człowiekiem za skręta.
Bardzo konkretny artykuł z mocną siłą przekazu. Dotyka wielu płaszczyzn i porusza wszystko to, co ważne i istotne. A co do poziomu świadomości społeczeństwa to bywa z tym niestety naprawdę różnie, tak jak zresztą i z pomocą osobom jej potrzebującym.
Dziękuję za odwiedziny i trafność wypowiedzi… obawiam się, że jeszcze długo takie tematy publicznie poruszane będą narażone na dezaprobatę społeczeństwa… co odczuwam na własnej skórze.
Takie tematy są trudne ale i potrzebne
też tak uważam… ktoś musi o tym pisać i widocznie to mam być ja 🙂
Temat jest mi znany chyba z każdej strony. Cóż, obyłabym się bez tej znajomości. Ale prawdą jest, że związane z tym doświadczenia sprawiły, że poziom mojej empatii to totalne wyżyny. W zasadzie to zaleta, no chyba, że trzeba pomyśleć o sobie. Z tym już słabiej.
A o sobie trzeba myśleć i to w pierwszej kolejności… Ściskam!
Uzależnione osoby często nie chcą naszej pomocy i pozwalaja do sibie dotrzeć
Przerażający, ale bardzo ważny tekst.
prawdziwy niestety …
Sama wciąż zmagam się ze stereotypem “psycholog? ten od wariatów”. Albo z drugiej strony “on jest niegrzeczny, niech Pani coś z nim zrobi”. Ludzie wciąż nie rozumieją, że terapia to proces długotrwały, który zazwyczaj zahacza o środowisko- rodzinę, szkołę, pracę. Nie rozumieją, że problem rzadko kiedy leży WYŁĄCZNIE w jednostce.
Dokładnie, długotrwały i wielowymiarowy bo np. w terapię dziecka muszą włączyć się najbliżsi, a wielu tego chyba totalnie nie rozumie i oczekuje cudu od terapeuty, ehh
Akurat się wpasowałam. Sama jestem DDA, moja mama pije od ponad 10 lat,a wszyscy dookoła udawali,że nie widzą. Bo w Polsce to jest normalne, funkcjonuje taka kultura picia,która mnie obrzydza….
Dokładnie tak, szczerze mówiąc jak widzę ile tragedii jest przez alkohol i jak ludzie nie mogą wyjść z nałogu bo niestety przyzwolenie społeczne na upijanie się jest ogromne, to też się nim brzydzę i nie korzystam praktycznie wcale. Mam nadzieję, że mama układa jakoś swoje życie od nowa, a Ty korzystasz również z terapii dla DDA bo to jednak bardzo poprawia jakość życia. Ściskam!
Nie znam tematu osobiście, bo nikt na szczęście nie był uzależniony,
znam temat raczej z pracy…
Szkoda,że tego artykułu nie przeczytają ci , którzy powinni przeczytać.
Bardzo dobry artykuł i pewnie książkę można by niejedną napisać.
Dziękuję! A książkę to może ja napiszę w niedalekiej przyszłości 😉 Na tematy trudne i niechciane by głośno o nich mówić.
Bardzo trudny temat i złożony. Dzięki, że poświeciłaś mu tyle miejsca, bo czytać o tym wszystkim nie jest łatwo a co dopiero pisać. Ale trzeba budzić świadomość nawet u osób, których on z pozoru nie dotyczy. Musimy być czujni i wrażliwi jako społeczeństwo. Otwarci i pomocni, a przede wszystkim, tak jak piszesz, my rodzice dbając o przyszłość nowego pokolenia musimy mu zapewniać mocny kręgosłup moralny i emocjonalny. Przesyłam moc serdeczności.
Bardzo Ci dziękuję za ciepłe słowa i odwiedziny. Ja myślę, że wszystko zaczyna się w domu i to my, rodzice mamy ogromny wpływ na świadomość naszych dzieci.
A pisze się samo, nagle dostaję inspirację, natchnienie i palce same stukają w klawiaturę nierzadko poza moją kontrolą 😉 Więc często przeżywam po napisaniu, np. jak czytam na głos mamie.
Świetny tekst. Daje dużo do myślenia…. Pisząc o uzależnieniach zarówno o alkoholizmie, jak i narkomanii to oba zjawiska nie są mi obce. Dotykają osoby mi bliskie, które niestety nie radzą sobie z nimi…
Niestety i w moim otoczeniu są ludzie, którzy sobie z nałogami nie radzą i nie chcą dać sobie pomóc…
Dziękuję !
Świetny tekst. Daje dużo do myślenia, oj boli i to jak
Boli boli, to fakt 😉 Dziękuję 🙂
Wstyd, że tak żyjemy, wstyd że ktoś taki jest w rodzinie. Zapewne za mało jest mowy o uzależnieniu. Jednak miałam brata i bratanka obaj uzależnieni. Czy się wstydziłąm tak, tylko dlatego, że ludzie oceniają innych przez pryzmat otoczenia w jakim się znajdujemy. a to przecież nie wina tego dziecka. mój brat był starszy odemnie ok. 20 lat a bratanek młodszy odemnei ok. 12 lat. Moj brat prubował się leczyć, miał czas abstynencji, niestety zapił się. Bratanek pijał z ojcem, też miał czas abstynencji ok. 2 lat. i spróbował w swoje imieniny. Skutkiem tego po pół roku nie żył. Obserwując iż życie, nie rozumiem nadal jak to jest mówią, że chcą życia innego a jednak polegają. Jednak ta choroba ich pokonała. Mam też drugie podejście, nie każdy uzależniony to choroba. Uważam, że jeśli osoba nadużywa róznych specyfików, jest wtedy chora, gdy chcę sie leczyć. Jeśli nie , to dla mnie nie choroba, a styl życia który im odpowiada. Co do nie, nie lubię alkocholu i innych używek. Jednak oglądając jako dziecko takie osoby, było mi wstyd przyznać się, że to moja rodzina. By Koleżanki chciały mnie znać i patrząc na obecne czasy jest jeszcze wyżej podniesiona poprzeczka dla osób z rodzin z uzależnieniem. Jeszcze bardziej trzeba udawać. To przykre.
Jeżeli styl życia opiera się na cyklicznym zażywaniu i nie wyobrażamy sobie życia bez takiej formy relaksu, to w moim odczuci należałoby się zastanowić nad sobą. Bo organizm i psyche rządzą się swoimi prawami, a my ludzie jesteśmy mistrzami zaprzeczeń i to czasem bardzo długo. Dlatego jak pijemy lub ćpamy warto brać pod uwagę co działo się z ludźmi w rodzinie, bo geny jednak dodatkowo też jakiś wpływ na nas mają.
Tak, Polska jest narodem wstydzącym się nałogów i w ogóle poważnych problemów, nie tak jak np. w USA gdzie ludzie otwarcie o tym rozmawiają i nikt nie widzi w tym nic złego. Ale w kraju, w którym można zapijać się do nieprzytomności i leżeć na ławce i jest na to ogólne przyzwolenie społeczne nooo to długa bardzo droga przed nami.
Ostatnio byłam na pikniku na moim blokowisku, nikt prócz mnie nie wyszedł tańczyć dopóki się nie nachlał. I tylko ja trzeźwa bawiłam się ze swoim synkiem i jego koleżanką, i innymi dziećmi. Reszta zaczęła jak wszedł alkohol. To jest po prostu smutne i ogromna tragedia, że wielu ludzi dopóki się nie znieczuli nie umie być sobą.
Dobrze, że poruszyłaś taki temat. Tak łatwo wpaść w nałóg, niezależnie od wieku, płci czy też statusu 🙁
A tak mało ludzi myśli o tym sądząc, że popijanie codziennie lub nawet co weekend np. takiego z pozoru niewinnego winka jest takie nieszkodliwe. I gdyby zabrać im to winko ciekawe co by powiedzieli…
Świetny wpis na ważny temat
Super, dzięki 🙂
Strasznie smutny tekst 🙁 Zawsze powtarzam, że nie każdy powinien mieć dzieci, bo na świecie jest już za dużo tych niechcianych.
Dokładnie tak, nie każdy się nadaje na rodzica ehh
Mądry wpis. Wg mnie większości to nie obchodzi, dopóki nie dotknie ich to osobiście.
A co to to tak. Prawda to ! I dziękuję za odwiedziny 🙂
Szczerze terapeuta może być pomocnym ale nie musi. To osoba uzależniona musi chcieć przestać
Pewnie, że tak. Jednak czasem chcą, a nie potrafią i to jest właśnie problem tej choroby … No i bez pomocy terapeuty to tylko jakieś pojedyncze przypadki rzucają nałogi, niestety samemu nie jest się w stanie długo trwać w trzeźwości.
Musze się tutaj z tym wpisem zgodzić. Oszczędzić sobie bólu w ciągu naszego życia nie można. Nie jest to wykonalne i tyle. Myślę, że każdy ma tego świadomość. W takiej sytuacji należy sobie postawić pytanie – czy rzeczywiście wołałbym/wolałabym nie znać tej prawdy? Nawet jeśli powoduje ona u nas jakieś cierpienie – czy życie w, jak to się mówi, słodkiej nieświadomości byłoby lepsze?
Niestety ale jest to wpisane w nasze zycie.
Ja uważam, że że życie w nieświadomości zabiera nam drogę do prawdziwego rozwoju. Do tego wszystkie spychane problemy i tak skończą w podświadomości i odbiją się chociażby na zdrowiu. Czasem długo ze sobą nie łączymy np. chorób ciała z psyche, a to ściśle ze sobą powiązane. Dlatego w moim przekonaniu lepiej mierzyć się z prawdą niż od niej uciekać…
świetny tekst, bardzo trafny
dziękuję pięknie !
zgadzam się w 100%!
pozdrawiam serdecznie !
bardzo ciekawe!
dzięki 🙂
Jest to przykre, że ludzie nie mają takiej świadomości. Życie jest okrutne, ale po co je jeszcze bardziej utrudniać. ?
no właśnie, po co? a jednak ludzie lubią to robić …
świetnie napisane!
dziękuje
idealne dla mnie 🙂
super!
Świetnie napisane, czyta się z przyjemnością.
miło mi zatem bardzo 🙂
Jestem pod wrażeniem i długości Twojego wpisu i samego tematu, który w nim poruszyłaś… Bardzo ważnego. To prawda, że uzależnienie w najbliższym otoczeniu jest tematem tabu, przez co najczęściej niestety kończy się to rodzinnymi tragediami, bo na pomoc jest już za późno. Bo nikt w porę nie okazał zrozumienia, nie wyciągnął pomocnej ręki, nie interweniował… Choroba nie jest wstydem, a gotowość do podjęcia leczenia jest oznaką odwagi i początkiem realnych zmian!
dokładnie tak! może świadomość społeczeństwa polskiego zacznie się zmieniać w tym temacie. Dziękuje za odwiedziny i przeczytanie. Nie dałam rady bardziej skrócić 🙂
Najważniejsze – żeby pomóc osobie uzależnionej najpierw musimy zdać sobie sprawę że ta osoba musi chcieć pomocy inaczej sami się wykończymy. Trzeba też umieć odpuścić
To na pewno! Walczyć ale wiedzieć kiedy przestać.
Sam problem jest ważny i ciekawy, ale zbyt wiele wątków, jak na jeden tekst. I błagam o większą dbałość o poprawność języka.
A dlaczego mam pisać inaczej? To mój styl i mój blog. Nie trzeba przecież mnie czytać. Pozdrawiam
Ps. W sprawie tego tekstu dostaję wiele maili z podziękowaniami. Mimo, że został wypuszczony w kwietniu do dziś dowiaduję się ilu ludziom pomogłam.
Niestety, w naszym społeczeństwie choroba to pojęcie względne. Czasami tak jest, że pewne jednostki chorobowe akceptujemy u innych, ale u siebie już nie…Dobrze, że o tym piszesz, bardzo ciekawy wpis!
A czasami może być odwrotnie, u innych akceptujemy, że chory ale swojej choroby za nic dostrzec nie chcemy 😉 dziękuje za odwiedziny!
Bardzo trudny temat i nie dla każdego. Jestem akurat w takiej sytuacji,
że moi rodzice nie byli uzależnieni, ja nie byłam uzależniona i moje dzieci też.
Ale miałam okazję napatrzeć się na ludzi uzależnionych od hazardu.
Horror…
Współczuję dzieciom tym z Domów Dziecka i tym, które nie miały szczęścia…
A hazard to baaardzo ciężki do wyleczenia nałóg. Niszczący jeszcze w inny sposób. Ciężki temat.
Jak pisałaś choroba to nie wstyd. Ci ludzie cierpią i trzeba im pomóc, a nie wykluczać ze społeczeństwa. Wstydzić powinni się ci co nie dają im szansy.
Najgorsze w takich przypadkach jest właśnie podejście “bo co ludzie powiedzą”. Jakby to miało mieć jakikolwiek wpływ na nasze życie. To my nim kierujemy, nie inni i musimy wziąć za nie odpowiedzialni. Za nie i nasze decyzje.
Ale jakie to u niektórych ludzi jest silnie zakorzenione, szok !
Przeraża to co teraz dzieje sie z dziećmi. nie miałam swiadomości ze tak długo czeka sie do psychiatry. To szok. Tak, od dzieci teraz bardzo duzo wymagamy
Zdecydowanie za dużo. Szkoła tez przyczynia się niestety do pogarszania się stanu emocjonalnego dzieci. Ale o tym może innym razem, nie chcę narażać się tej, do której chodzi mój syn. Bo wiem, że jestem obserwowana bacznie co piszę i o czym. Pozdrawiam
Ciężki i trudny temat, cieszę się ze go poruszyłaś. Szzczególnie picie w nasyzm kraju się chwali co prowadzi do nałogów…
Totalne przyzwolenie jest na picie alkoholu. Tragedia jest jeżeli o to chodzi. Jak ci biedni ludzie mają trzeźwieć. A już szło ku dobremu …
to, co napisałaś bardzo mną wstrząsnęło, zwłaszcza historie o dzieciach. Nie miałam świadomości, że jest tyle aspektów dookoła uzależnienia…
Moja mama przez wiele lat pracowała z ośrodku dla osób z uzależnieniami. Czasami trafiały tam rodziny, bo co zrobić z dziećmi, kiedy rodzice się lecza? To bardzo trudna praca i dużo jest porażek, kiedy osoby potrzebujące pomocy postanawiają przerwać leczenie… Dziękuję za ważny artykuł. Pozdrawiam!