Czasami życie człowieka kręci się wokół czegoś całkiem prozaicznego. Na ten przykład u nas na pierwszy plan wysunęły się nie zbliżające święta, a wymienione w końcu, po latach wielu,
okna.
Niby nic nadzwyczajnego, prosta sprawa, prościzna może nawet, bo czym są okna w porównaniu do takiego np. pieca… ? 😉
No ale jednak to istna rewolucja, parę ładnych tysięcy po kieszeni idzie więc poprawki wszelakie nie są mile widziane.
Już sam montaż był nieco dziwny gdyż
zamiast dwóch panów monterów przyjechał jeden w pakiecie z… żoną. TAK. Ponieważ toczyłam podczas procesu wymiany żywot leśny nie widziałam przebiegu akcji, a ową żonę znałam jedynie z opowiadań bardzo zaaferowanego męża mego. Która to za bardzo nie wiedziała co ma robić ale (przynajmniej) się starała. Nie dopytałam (lub nie dosłyszałam odpowiedzi) jak była ubrana…
Nerwy w małżonku wzbudził fakt złego zamocowania parapetu kuchennego (nie po to quwa gotówką płaciłem itp.), a do tego pojawiające się tu i ówdzież nieścisłości piankowo-przyczepne czyli dziury. Rzeczywiście, takowe były i fachowiec miał przyjechać naprawić wszystkie braki i niedociągnięcia. Miesiąc chyba się umawiał i trzymał nas w napięciu & niepewności. Już już na 100 proc będzie w sobotę… Fakt (fakk), firma z Oławy, co nas podkusiło tego doprawdy nie wiem, chyba to, że znamy trochę właścicielkę, która się kiedyś u nas z kolei reklamowała i jakoś tak poszło mniej lub bardziej przypadkowo. Więc dojechać z tej Oławy do Wrocławia to wcale nie jest taka prosta sprawa i nie ironizuję. Dlatego można to zrozumieć (nawet). Niemniej jednak przy którymś, że na pewno będzie, a nawet telefonu nie odbierał przysłowiowy szlag i świętego może trafić. Wiara w drugiego człowieka zostaje odrobinę podkopana. Z poniedziałku ostatecznie… (czekaliśmy jak głupki, nie wiadomo było czy z dzieckiem wyjść czy nie) zrobił się wtorek… uff…
Tak więc nadszejdł ten sądny dzień kiedy pan się pojawił, po interwencjach u szefowej, która to zaczęła w międzyczasie rodzić, w biurze i modłach w kościele – składanych. Oczywiście w tak ważnym momencie mój ukochany był w domu nie obecny, za to ja zostałam na posterunku z dzieciem, które cały dzień chodziło za mną: maaamooo kiedy zrobisz pomidorową? maaamo kiedy zrobisz pomidorową? ewentualnie: mamuniu kiedy będzie zupa? POMIDOROWA.
Noo proszę, przybywają, montażysta z… żoną! A jakże, do pomocy bardzo żwawa i całkiem zgrabna babeczka w okularkach, zadbana, zdobny botek na obcasiku, rurki czarne, a co, dekolt bardzo wyeksponowany puszapem (czyli stanikiem unoszącym biust, gdyby jakiś facet czytał i nie wiedział co to), hybrydy na palcach (długie i pięknie zrobione pazury), rozgadana i ogólnie szybko wspólny temat złapałyśmy (o mężczyznach, dzieciach i żarciu). Ale bardzo chciała być użyteczna i tłumaczyła, przemieszczając się jak bączek bez konkretnego celu, że z mężem jeździ i mu towarzyszy bo sprząta po nim i tu kategorycznie zażądała…
miotły!
(Tak naprawdę facet był po prostu delikatnie wstawiony, czerwony specyficznie na twarzy, zapocony i niestety ale kryje się za tym prawdopodobnie poważniejszy problem z alkoholem, a pani jest jego kierowcą i opiekunką)
Mówię na to: nieee proszę sobie dać spokój, ja zamiotę, na co wtrąca się mąż monter (po którego wyrazie twarzy jak w otwartej księdze można było czytać, że z lotnością myślenia jest na bakier): bardzo proszę o worek na śmieci, my ZAWSZE po sobie sprzątamy. Gdzie jest worek? I tu chwyta za szufladę w kuchni, rozgląda się po kątach, myk druga szuflada, szarpie bo pozbawiona rączki (jeszcze jak wszystko stanowiło niebezpieczeństwo dla synka) nie chce się otworzyć, może tu? I zagląda na lodówkę. SĄ, YEAH ! Trafiony zatopiony: ooo tutaj nasze woreczki sobie leżą 🙂 Ostatnio nie było widać żeby tacy porządniccy byli*. I nie wiem czy mnie trochę nie omotała bo jakieś dziurki zostały i czy przejdą odbiór ukochanego tego zaprawdę nie jestem w stanie przewidzieć. Wszystko i tak będzie na mnie, że źle dopilnowałam i łatwo mnie zbajerować (zwłaszcza jak ktoś mnie ujmie swoją historią).
*a i tym razem okazało się, że porządek był pozorny i objął tylko kuchnię, do tego bardzo niedokładnie bo gruzy spod parapetu zagościły w kącie obok lodówki i ujawniły z opóźnieniem… pomijam porzucony worek ze śmieciami tuż za… drzwiami pokoju i różne części mieszania pacnięte tu i ówdzie pianką… wraz z zabytkową komodą po dziadkach mojego męża i jak to zobaczyłam to dech na chwilę zatraciłam w piersi… Na tym go złapałam, kazali poczekać aż wyschnie ale nie posłuchałam i szybko (na szczęście starłam)… “fachowcy” mada faka…
Żona nieidealna co jej zupa kipi ale za to bardzo ładnie wygląda w fartuszku 😉
Jak tu śledzić poprawki skoro babaka nawija jak katarynka, biega za miotłą, a dzieć się już w końcu drze: MAAAAMOO NAAALEJJ MI TEJ ZUUUPYYY!!!!!! Pachnącą cudownie i nozdrza wyjątkowo sympatycznie drażniącą…. A w między czasie zabielałam (zresztą godzina była 18.50 więc pora kolacyjna) i domagał się jej długo stojąc już nad garnkiem. Kiedy dostał to się ogólnie uspokoił, żeby za chwilę zacząć znowu: maaamusiiuuu i tu ton zaczyna być bardziej płaczliwy, na co me serce od razu bije nieco mocniej: maamusiuuu ta zupa jest taaakaa gorrrąca, a ja tak długo na nią czekałem… (rzeczywiście wyczekiwałał i od kilku dni o tej pomidorowej nawijał) i usteczka wyginają się powoli w dół… więc jak temu dziecku łyżki zupy nie podać? O takiej porze? Nagle szybko się zwinęli, srutu tutu i już ich nie było. Do widzenia do widzenia… Hmm…
No nic…
Przy poprawce parapetu obwiesiło się nieco kuchenne okno o czym przekonaliśmy się chcąc umyć je na święta… (TAK, nastał ten dzień kiedy na spontanie ogarnęłam brudne szyby i nawet powiesiłam jakieś ozdoby – dowód wyżej).
Noo z tym chceniem to bez przesady, bo te całe świąteczne przygotowania to dla mnie żadna magia tylko kosmos jakiś i nie wiem
jak mam poczuć lukrowany klimat,
który wszyscy wszędzie roztaczają (a przynajmniej bardziej lub mniej szczerze próbują). Jest mi dobrze tak jak jest, bez tego całego cyrku i cieszę się jedynie z możliwości zamelinowania w lesie, w ściśle rodzinnym gronie. Nie piszę świątecznych tekstów, nie czynią noworocznych postanowień (bo nigdy nie dotrzymałam słowa). Śniegu nie chcę, nie przepadam, marznę na potęgę już teraz więc wolę nie myśleć nawet o mrozie i wrocławskiej brei, której żadne buty nie dadzą rady. Wizja robót wszelakich kompletnie mnie się w oczach nie ukazuje, owszem, zarys planu mam co na szybko zrobię i pod wpływem emocji zmotam. Jedynie dla dziecka ogarnęłam jakieś bożonarodzeniowe dekoracje, a pierogi… cóż…. gluten mnie odstrasza ale robić dwóch wersji nie dam rady… Nie mam też siły na przestawianie rodziny na bezglutenowe więc się dostosuję i przynajmniej nie zeżrę za dużo 😉
POSTANOWIENIE NOWOROCZNE TO… NIE ROBIĆ POSTANOWIEŃ NOWOROCZNYCH 😛
Zabawna opowieść. Alternatywa dla tych wszystkich postów, zrób to, zrób tamto, ubierz choinkę, wytnij gwiazdki, napiecz pierniczków. Leniwych, spokojnych świątecznych dni Ci życzę😊
Bardzo Ci dziękuję i oby takie były 🙂 tak, u mnie klimat nieco inny niż u większości 😀 dzięki za odwiedziny i cudownych świąt :**
W tym roku świąteczny klimat jakoś mało wyczuwalny. W domu kiła i mogiła, wieczne nieograrnięcie. Jak żyć się pytam 😀
o tak, i ja zadaję sobie czasem to pytanie 😉 wszędzie wszyscy w świątecznym klimacie, lepią, gotują, ubierają, a u mnie…? haha
Współczuję tych fachowców… Ale podziwiam za to, że mimo wszystko masz poczucie humoru 😃 u mnie choinka jest, dekoracje są, ciasteczka upieczone… Ale tego klimatu nadchodzących świąt jakoś brak…
Mój mąż mówi, że najlepsi fachowcy wyemigrowali, a zostali głównie tacy… i coś w tym chyba jest 😉 staram się śmiać z wszystkich przeciwności losu i chociaż w ten sposób rozładowywać stres haha dzisiaj ulepiłam pierwszą partię pierogów więc zapach po domu rozniósł się świąteczny i powoli powoli się wkręcam… mam nadzieję, że będzie inaczej niż w zeszłym roku kiedy klimat poczułam za szybko i w wigilię było zmęczenie i klapa 🙂
A myślałam, że zamontowanie okien to łatwizna. Jak widać nawet to można zepsuć;) Co do butów, polecam na zimę śniegowce lub kalosze – nawet w największą chlupę dają radę. Wesołych Świąt!
Tobie również wesołych świąt 🙂 o tak, kalosze spełniłyby swoje zadanie 🙂 a śniegowce przemyślę 😉
Taką ekipę, jak ta opisana przez Ciebie, wyrzuciłabym z domu najpóźniej po dwóch minutach. Szkoda, że nie czujesz tej magii Świąt. Dla mnie to najlepszy czas w roku.
Wczoraj zrobiłam pierwsze pierogi, dzisiaj ubraliśmy z synkiem choinkę więc złapałam klimat, jee 🙂 Też lubię święta, to magiczny czas tylko zawsze jak za szybko to poczułam to w wigilie uciekał 🙂
u nas niby wszystko stoi, grzybami zalatuje, ale magii coś brak
szkoda szkoda, u mnie wraz z grzybami, moimi leśnymi, wkroczyła do naszego domu magia Bożego narodzenia 🙂 życzę i Tobie tego :*
Twój styl pisania jest genialny 😍😍😍 Przezabawny, lekki, uwielbiam! Masz w planach zbiór opowiadań albo powieść? 😁
U mnie przed Świętami w tym roku też szalony czas, wiec Cię rozumiem 😉 Tylko nie okno do wymiany, ale każdy ma swój krzyż 😉😉
Pozdrawiam Cie ciepło i dobrych, spokojnych Świąt ❤😊
Magda, dziękuję Ci za odwiedziny i ciepłe słowa 🙂 Może rzeczywiście pomyślę o zebraniu tych moi historyjek w jakąś całość i jeżeli Ty tak uważasz noo to naprawdę zaczynam brać to pod uwagę 🙂 Ściskam i życzę Tobie cudnych świąt :**
Och, mam to samo. Każdy najmniejszy remont, odnowienie urasta do rangi generalnego remontu. Fachowcy, jak to fachowcy, w sklepie nie ma tego, co bym chciała a do tego bardzo szybko uciekający czas. Dlatego coraz częściej odkładam jak tylko mogę wszelkie prace w domu.
Tak, to prawda, rewolucje remontowe skutecznie zniechęcają i mnie do zmian wszelakich 🙂
Podziwiam, że Ciebie poczucie humoru trzyma. Mnie na myśl o fachowcach mina rzednie 😀
Od jakiegoś czasu nie biorę życia już tak poważnie, spodobało mi się hasło, które też powiedział gdzieś jakiś terapeuta: miej wyjebane haha Wzięłam to sobie do serca i rzeczywiście, ze wszystkich przeciwności śmieję się po prostu 🙂 a później czasem opisuję 😉
Pięknie to opisałaś, taka zwykła sytuacja, a tak miło się o niej czyta 🙂
super! dziękuję bardzo 🙂 :**
Są tacy co na trzeźwo nie pracują, nie chodzi o stan upojenia, chodzi o stan po spożyciu. Ten typ już tak ma. Wszystko jest oki, jeśli trafimy na fachowca starej daty. On ogarnie, gorzej z młodymi. Konkurencja w zawodzie spada, wszyscy na wyspach. U nas od miesiąca dwóch monterów próbuje ogarnąć wymianę instalacji elektrycznej na klatce i w piwnicy w całym bloku. Robota dla 6 co najmniej, firma przysłała 2 i powiedziała, że szans na więcej nie ma. Jak nam się nie podoba to możemy zrezygnować. Wygląda na to, że panowie monterzy wrosną w klimat domu. Śmieją się i mówią, że może dwa święta zaliczymy razem.
Właśnie, fachowcy nie dość, że jak lekarze specjaliści, to jak wsiąkną w klimat to koniec 🙂 Czasami niestety trzeba skorzystać z czyichś usług, ostatnio dowiedziałam się, że blokowy hydraulik jest… elektrykiem haha
Wszystko to brzmi bardzo zabawnie, ale podejrzewam, że nerwów się najedliście 🙂 Nie ma nic gorszego niż fachowiec, który umawia się, zmusza Cię do przeorganizowania życia, a potem… nie przyjeżdża. A to niestety wcale nie rzadkie.
U nas jest ciasteczkowo, choinkow i kolędowo, bo tak lubimy. Ale zawsze uważam, że każdy powinien spędzać tak, jak czuje. Cieszcie się swoim spokojem 🙂
My ostatnio trafiliśmy na takiego fachowca, że miałam ochotę się z nim ożenić (niewykonalne – z wielu powodów), przywrócił mi wiarę w ludzkość swoją uważnością, dokładnością, życzliwością, inteligencją, poczuciem humoru i holistycznym podejściem do naszego domu 🙂
Wesołych Świąt w leśnej głuszy! 🙂
Świetnie napisane – takie niby rzeczy codzienne opisane twoim językiem mogłabym czytać cały czas 😉 pozdrawiam
Dziękuję bardzo !!! Jest mi bardzo miło przeczytać takie słowa 🙂 pozdrawiam ciepło 🙂
Podoba mi się, nie robić postanowień. Ja bym jeszcze dodała nie zmieniać okien przed świętami, nie zawracać sobie głowy głupotami przed niby wielkimi okazjami, które tak
naprawdę wielkie nie są.