KONIEC KOŃCÓW
I jak mogła kiedykolwiek lubić koniec roku i jakiegoś rzekomego Sylwestra? Być może traktowała to jedynie jako okazję do zabawy i niczego kompletnie więcej. Teraz wraz z upływającym czasem chciałaby zostać w każdym starym roku po kolei na zawsze. Czuje podskórnie, że czas nie jest już Jej sprzymierzeńcem, a zmienność chwil stała się czymś nieuchronnym, co próbuje pokochać czy zaakceptować choćby ale z różnymi efektami. -Czy to kula ziemska przyspieszyła czy naprawdę czym człowiek starszy tym szybciej grunt spod nóg mu się usuwa? – pomyślała.
Jakiekolwiek spostrzeżenia nie będą na miejscu bo przecież starała się zmienić to cholerne myślenie na bardziej pozytywne ale czarność Jej duszy wygrywa znowu coraz częściej z jasnością i światłem, które tli się teraz małym zaledwie płomyczkiem.
Gdyby nie człowiek, za którego jest odpowiedzialna
nie miałaby czasem sensu istnienia, sensu otwierania rano oczu, a tym samym sensu bycia. Życia- tego słowa lepiej może nie nadużywać bo czymże jest owo życie? Ale jest chłopiec, który dodaje Jej sił, skrzydeł nawet i dla którego zrobi wszystko. Nawet obudzi się i wstanie rano. I będzie się uśmiechać.
Rzeczywiście niektórzy ludzie mają coś spierdolone u podstaw. Tak być może. Skazani na duchowe poniewierki kiedy myślą, że są już na prostej, nagle zaczyna ona niespodziewanie wyginać się i zakręcać w nieprzewidziane strony. Czy wszystko jest iluzją? Czy Miłość jest również oszustwem umysłu czy jednak stanem ducha? Serce ma nieograniczoną pojemności i to ludzie, egoistyczni właściciele tego cudownego tworu nadają Mu ramy i ograniczenia. Czyli rozum zaczyna decydować kogo kochać, a komu te drzwi zamknąć. A czy nie można tak po prostu, kochać ile wlezie i kogo się chce? Czy to takie głupie, niemożliwe i trudne do zaakceptowania? Przez kogo? Pomyślała sobie, że miłość nie wyklucza się wzajemnie i kiedyś już doszła do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie żeby po prostu kochać skoro taka Jej popieprzona natura. Skoro tyle tego w sobie ma i nosi i jakoś jednak przetrwała. Czy życie w kłamstwie nie jest jednak lepsze i ta szczerość nie przeszkadza za bardzo w relacjach międzyludzkich? Może zamiast mówić co czuje powinna zacząć unikać tejże tematyki i zamknąć usta? Zacisnąć palce w pięści?
-Trzeba żyć– powiedziało znowu Serce, ale Ona nie chciała już więcej go słuchać… Nie chciała słuchać tej głupiej, chorej może nawet paplaniny swojego własnego poplątania, które zajeżdża Jej samej już nawet tanim melodramatem po prostu. Chyba się na Nie obrazi, że ciągle Jej coś do ucha nadaje i skończyć nie może. -Czy ty Serce kiedykolwiek robisz sobie wolne? zasypiasz może chociaż na jakiś czas albo coś? – Sama dobrze wiesz – odpowiedziało lekko urażone bo sądziło, że zna je dobrze. I znowu trysło jakąś taką cholerną mądrością swojej wypowiedzi, która nie przypadła Jej do gustu… A może nawet wyprowadziło z równowagi Ją to durne powiedzenie, niby odpowiedź, której tak naprawdę usłyszeć NIE chciała. Zapytała, ale tylko Jej się tak wyrwało. I znowu pomyślała, że lepiej uważać na to co się mówi. I do kogo…
Jasne przecież jak słońce, że Ono nie śpi nigdy i nigdy chyba nie robi sobie żadnej przerwy, a może nawet lubi te całe perypetie… Nie działa też na nie czas i zamiast mądrzeć wprost proporcjonalnie wraz z jego upływem to nic takiego się nie dzieje. Wręcz przeciwnie. Nie ma pewności czy ono nie cofa się jednak w rozwoju …