I wraca człowiek do takiego domu, mało że w pakiecie z PMS-em to na dodatek zewsząd wyglądają pokusy… I wdaje się w
jesienny romans
choć wcale tego nie chce 😉 A może chce i sam się o to prosi?
Ciągoty o tyle chamskie, że czekoladowe, eksportowe, organiczne i po prostu przepyyyszne… Jak tu zachować jakąkolwiek dietę? Dietę, phi, zdrowy rozsądek… W obliczu takiego wyzwania wiem, że świat jest duży, czekolada jeszcze większa, a ja no cóż… malutka zupełnie…
Tak więc 1 miejski dzień i 6 kolejnych, zaraz po powrocie z lasu, żyłam tylko tą czekoladą. Niestety ze skutkiem tragicznym i powiększającym moje 4 litery nieubłaganie. Noo ale jam jest z tych co się siebie dość czepiają, a z napięciem to i tak nie jest łatwo wygrać, więc ukojenie spadło na mnie wprost z nieba szerokiego. W zasadzie
walka od razu skazana była na niepowodzenie,
nierówna, a przeciwnik podstępny, wiedzący kiedy się schować i kiedy ponownie zaatakować.
Faceci aż tak się nie przejmują,
okrojeni o milion hormonów walących po głowie i o parę jeszcze innych rzeczy też. Oczywiście zaokrąglam i uogólniam 🙂 Jak już wiele razy wspominałam,
wyjątki z reguły trafiają się tu i ówdzie i są panowie co to od obowiązków domowych nie stronią,
dzieciem chętnie się zajmują, a i czasem lub nawet częściej ugotują jakąś ciepłą strawę tudzież inną sałatkę. Są są są no są gdzieś tacy mężczyźni… Oczywiście zapewne inne wady na stanie posiadają, nie ma bowiem człowieka wolnego od jakiejś. No i nudno by było, może, chociaż czasem trochę nudy wcale psyche by nie zaszkodziło 🙂
Póki co dziecię do matki przyklejone niczym klejem budowlanym, trzyma silnie, przez faceta dociskane z zewnątrz i nie ma, że matka powie o godz. 18-stej: wyyychodzę !!! a dokąd? noo muszę coś załatwić u koleżanki, mam bardzo ważną sprawę…
Nieee tak nie ma… matka (przeciętna i uogólniona) z pewnością na taki wybryk sobie nie pozwoli i
a) musi uzgadniać termin wyjścia z domownikami (zwłaszcza jednym) najlepiej z miesięcznym wyprzedzeniem i złożonym podaniem do rozpatrzenia (pisemnym)
b) najlepiej żeby nie wychodziła wcale, bo po co? niech siedzi w domu, karmi, pielęgnuje i gotuje 😉
Szanse matczynej wolności rosną wprost proporcjonalnie z rosnącą pociechą i
żyć nadzieją można,
że w końcu i jej uda się czasem po prostu normalnie, zwyczajnie i po ludzku opuścić bazę… A nie z wielkim halo i zapowiedzią jak w jakimś ptasim radiu… I nie daj boszhe ubrać się niestosownie, to prócz focha z wyjścia samego pojawia się zazdrość… Niczym nieuzasadniona, irracjonalna, zwykła i pospolita czyli:
a Ty z koleżanką idziesz i spódnicę założyłaś? oooo co by było gdyby szpilki 😉
Tak więc wracając do pokus,
to te czyhają na człowieka ale już jedynie w postaci… czekolady 🙂 I otwiera się szafkę a tam ONA, pyszna, mleczna z całymi orzechami, marzenie pocieszenie… Sięgam coś z kredensu a tam ONE: organiczne, czarna ze słonym karmelem, mleczna solona i organiczna z migdałami… do tego miętowe Oreo, TAK, gdzieś takie są! Mmmm…
Zdradzić siebie ze swoim sumieniem, wybrudzić coś co czyste było problemu żadnego nie stanowi
ale zuo naprawić później uczynione, nooo to już jest wyższa szkoła jazdy. Jak się bowiem taki charakter utopijny przejawia to nie idzie ot tak wszystkiego rzucić i już. Trzeba walkę z sobą stoczyć, a nawet może i kilka 🙂 O to czy dalej nie skosztować, jeszcze tylko jedną JEDNĄ kostkę, ociupinkę, skubnąć tylko, nagryźć kawałeczek, polizać choćby itp. I sru, z tą silną wolną co to słaba jak ta kawka ledwo dyszy. A nie żadna jakaś tam mocna herbata 🙂
Kto nie grzeszny, zrównoważony i bez napięcia przedmiesiączkowego ten szczęśliwy 🙂
Jesienny romans z czekoladą do bezpiecznych nie należy, wręcz przeciwnie, obarczony jest wysokim ryzykiem kalorycznym i wplątaniem w kompletnie patologiczny związek 🙂 Oczywiście szkody społeczne nie są aż tak duże jak w innych okolicznościach przyrody, znikome może nawet dla postronnych, a jednak wysoce zgubne 🙂
Czuję się prześladowana, oburzona, gruba jak słoń ważący 3 tony i wściekła… I tylko ONA daje zrozumienie, ukojenie, chociaż na kwadrans 😉
o tak, nie ma jak czekolada 🙂 przy tym uśmiałam czytając Twój tekst i poprawił mi się nastrój w ten jesienny dzień, dziękuję 🙂 pozdrawiam!
czekolada to pokusa naprawdę ciężka do przezwyciężenia…
o tak, zdecydowanie 🙂
Hej, nazywam sie Monika i jestem czekoladoholiczka 🙂 Jestem czysta od… eeee…. 2 godzin 🙂 A tak naprawde, to mam sposob na uzaleznienie. Robie koktalj na bazie mleka owsianego, banana i dorzucam ekstrakt z wanilii (naturalny) i kakao (bez cukru). I masz wrazenie, ze pijesz czekoladowego szejka, a to samo zdrowie 🙂 Pozdrawiam i buziaki!
Moniczko, dziękuję za Twój sposób na opanowanie czekoladowego potwora 🙂 skorzystam na pewno! czekoladoholicy łączmy się haha pozdrowień moc i buziaki :*
Po pewnym czasie zrozumialam, ze ochota na czekolade to ochota na cukier. A jak jem wanilie i kakao (bez cukru!) to zapach sugeruje, ze jem “prawdziwa czekolade”. I czesto moj mozg daje sie nabrac 🙂
Tak, to prawda z tym cukrem 🙂 U mnie jedynie jest pokus dużo bo mąż łasuch, a i dziecku odmówić wszystkiego nie mogę i później podgryzam 🙂 Ale jak wpadnę w wir nie jedzenia cukru to mi idzie, najgorzej jak zacznę sobie folgować 🙂 Dlatego cudownie czułam się na poście i już marzę o kolejnym 🙂
U mnie czekolada, dużooo czekolady, to starter pack przez 7 dni w każdym miesiącu 😁 Dietę stanowczo zawsze zaczynam od razu “po”… Tzn zawsze tak mówię kiedy zajadam się czekoladą. Jakoś początku diety nie widać już od miesięcy.hihi
właśnie skądś to znam 😉 jak się w nią wkręcę to się nie mogę wymiksować 🙂 pozdrawiam!
Czekolada? Sam bardzo jem jej dużo, ale nie tak często jakbym chciał.
Ja też z tych uzasadnionych od czekolady …. Choć moja dupa sporo większa od Twojej tak wywnioskowŁam ze zdjęcia. Bardzo dobrze napisałaś, że faktycznie ilość czasu zależy od wieku dziecka.
o dupie jest już osobny tekst haha żyje małpa swoim życiem 🙂 co do dzieci to tak to widzę, czym większe tym więcej swobody dla mamy 🙂 pozdrawiam!
Sądząc ze zdjęć – Tobie żadna ilość czekolady nie zaszkodzi 🙂 Masz taką figurę, że spokojnie możesz sobie zajadać nawet całą tabliczkę na raz 🙂
A odnośnie wyjść bez dziecka – przez pierwsze dwa lata faktycznie byłam dość mocno uwiązana, a teraz pozwalam sobie na coraz więcej swobody dla zachowania własnego zdrowia psychicznego 😉
Pierwsze kilka lat byłam świadomie uwiązana i prowadząc wcześniej bujne życie towarzyskie wcale nie chciało mi się nigdzie wychodzić 🙂 Wolałam domowe pielesze, no ale ile można, w końcu zapragnęłam normalnego życia haha Tylko facet przyzwyczaił się za bardzo 😉 Oj, dziękuję za komplement w sprawie mojej figury ale uwierz, sporo wysiłku kosztuje mnie jej utrzymanie 🙂 pozdrawiam serdecznie 🙂
Czekolada i wszelkie słodycze to mój nałóg, z którym wciąż przegrywam tak jak Ty. Martwię się jednak bardziej o zęby niż tuszę. Z tym drugim dasz radę, a z zębem zepsutym gorzej. Nowe wiercenie, plomba albo dziura po zębie, leczenie kanałowe, proteza szkieletowa jak już więcej zębów nie ma. Po prostu samo piękno.
tak, o zębach też myślę i argument jest bardzo przekonujący do niespożywania cukru… jednak widocznie nie dość, a mózg domaga się swojej dawki emocji i pocieszenia 🙂
Niewiarygodne ale wlasnie zjadłam pół czekolady….a tu taki wpis…pokusy, pokusy…..ach…
Bardzo fajny tekst, uśmiałam się. Jeśli chodzi o moją relacje z czekoladą, to to już nawet nie romans, co stały patologicznych związek 🙂
no i mój w taki się przeradza haha :**