herbatniki dietetyczne

mięsoholizm

Z tym całym wegetarianizmem wcale nie jest taka prosta sprawa. Przynajmniej nie dla każdego. Są ludzie, którzy bez problemu rzucają mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego ale…

czy na pewno ot tak im to przyszło?

Tego nie wie nikt bo zupełnie inaczej jest przedstawiać swoją perspektywę po latach praktykowania i pamięć może już nieco szwankować. Oczywiście wyjątki z reguły wyjęte są niewątpliwie i chadzają żywymi stopami po naszym świecie. Może wynika to z wtłoczonego światopoglądu, a może predyspozycyj zdrowotnych.

Przeciętnemu zjadaczowi glutenu wcale tak prosto nie jest i mimo, że zdaje sobie sprawę z cierpienia zwierząt i niskiej wibracji takich pokarmów to jednak zaprzestać procederu nie może.

Właśnie, to cierpienie zwierząt tłumaczone jest na wsze strony, czasem bardziej idiotycznie, czasem mniej ale pewne jest, że gdyby rzeźnie miały szklane ściany więcej ludzi nagle wzruszyłoby się losem istot, które czują, zupełnie identycznie jak my, LUDZIE, gatunek “lepszy”, wywyższający się ponad wszystkie gatunki. Mądrzejszy ponad wszystkie inne stworzenia.

może gdyby tak samemu, gołymi ręcami…

Tak więc samemu złapać zwierzę, zabić i zjeść nie bardzo mięsożercy mają ochotę zasłaniając się… no właśnie, czym?

Ano nie wiadomo czym ale na pewno wyręczają się czyimiś rękoma, samemu ich krwią nie plamiąc.

No bo skoro robią to inni ludzie, a ja sam nikomu nie wbijam noża w serce i nie podrzynam gardła to znaczy, że jestem czysty i w procederze udziału nie biorę. Wszystko jest więc w porządku.

Nie będę opisywać i przekonywać co do roślinożerczości człowieka bo i tak mało kogo to przekona. Że surowego mięsa nie zjadamy i musimy sobie tę padlinę przyprawiać i odpowiednio przygotować. Piec, gotować, obrabiać itp itd. Wyjątek stanowi befsztyk tatarski ale też nie do końca. Bo i żółtko, i oliwka i cebulka doń dodana plus przyprawy typu sól i pieprz. Tak więc temat jest cokolwiek dyskusyjny i zakłamywany. Poza tym napisano już o tym dużo i nie ma sensu się powtarzać. Stanowisko jakoby zwierzęta żyją stworzone na nasz pokarm jest nie do pokonania (zwłaszcza dla wyznawców Pisma Świętego) i tylko jednostki doznają olśnienia, że przecież krowa płacze, a świnia przejawia charakter psa i jest bardzo mądra. Z kolei kura jest rozwinięta umysłowo na poziomie 2-letniego dziecka i potrafi się czule przytulać.

Każdy może przestać jeść mięso, nie ma żadnych ku temu przeciwwskazań. Prócz jednego…

trzeba przeprogramować umysł…

Okazuje się bowiem, że największe znaczenie w tym całym procesie rzucania go mają nasze uwarunkowania z dzieciństwa, a konkretnie te do 3-ego roku życia. Są to kody i przyzwyczajenia, które determinują nasze życie i późniejszą dietę. Gdzieś tam udowodniono, że nawet zatwardziali wegetarianie po wielu latach nie jedzenie takich produktów nagle zgrzeszyli. Ku swojemu nieszczęściu i załamaniu. Zapewne kosztuje to dużo emocji, taki powrót do niechcianego nawyku, no bo co, tyle lat się litować i nagle dostać nieprzepartej ochoty na trupa to można się, delikatnie mówiąc, wściec 😉 Ale człek za wiele za to nie może, chyba że ma tego pełną świadomość i od razu rozumie o co chodzi jak apetyt na kiełbasę nagle dostaje. Trzeba to sobie wybaczyć i kierować się rozsądkiem plus wiedzą.

ŚWIADOMOŚĆ potrzebna jest we wszystkim

i wszystkich rozumów nie zeżremy ale jednak w poszerzaniu jej nic na drodze nie stoi. Tak więc uzależnienie i zaprogramowanie żywienia zaczyna się we wczesnym dzieciństwie (jak wszystko prawie).

Dla mnie ma to sens i sądzę, że wielu ludzi, którzy na luzie się nad tym zastanowią dojdzie do podobnych wniosków. Zwłaszcza ci, którzy chcieli by rzucić, a nie potrafią.

wcale nie trzeba jeść istot żyjących żeby mieć bogate doświadczenia kulinarne 🙂

Kolejna sprawa to nieumiejętne zastępowanie białka zwierzęcego roślinnym.

I tu jestem w tym zagadnieniu niezwykle doświadczona gdyż nienawiść do zabijania uruchomiła mnie się w wieku około 15 roku życia. Organizowałam sobie książki o wege i w latach 90-tych uwierzcie, że łatwe to nie było. Pozycje często wpadały przypadkiem, przyciągane zapewne, a to ktoś pożyczył, a to jacyś Krysznowcy o swej kuchni coś tam dali itp. Podejść więc miałam mnóstwo i kombinowałam z soją ale jednak wiedza ma była bardzo ograniczona bo i kontakty z takimi ludźmi były żadne. Jeden znajomy hipis, do tego brudas i dziwoląg i tyle 😉

Więc przestawałam, a później jechałam do babci i po kilku miesiącach wymiękałam.

Aż po wielu wielu latach poznałam prawdziwe wegańskie żarcie obcując z nim dłużej w postaci takowych znajomych. Zaczęłam podpytywać, podglądać, kombinować z przyprawami, soczewicą, cieciorką, awokado itd i pogłębiać wiedzę, a przede wszystkim w środku czułam, że nie chcę za nic brać udziału w cierpieniu kogokolwiek.

Najpierw odstawiłam czerwone mięso.

Nawet w ciąży, jak w Wielkanoc dostałam ochotę na białą kiełbasę wyrzygałam kęsa, a organizm który kilka lat nie spożywał takowego po prostu sam odrzucił. Niestety stan błogosławiony zaburzył nieco moje roślinne życie no ale to stan jednak WYJĄTKOWY więc nie rozpaczam. Widocznie taka była potrzeba, na te kebaby (drobiowe), i Filetofisze, ehh.

Jednak wewnętrznie nadal nie chciałam tego robić więc zapoznałam się bardziej szczegółowo z zastępowaniem białka. Organizm zaczyna mieć ochotę na mięso jak ma jego braki. Zaznaczam organizm, nie głowa. Nie mózg, który jest ośrodkiem przyjemności i do tego całkiem głupkowatym. Tym bardziej jak na rozum, rozumu krzty w tej kwestii nie przejawia.

najłatwiej zamknąć oczy…

Bo żołądek swoje dostaje porcje i by mu wystarczyły, a głowa kombinuje, jak zaspokoić emocje i inne jazdy.

I tak rzucałam to mięso, wracałam, cierpiałam wewnętrznie, czułam się zakłamana, bo zwierzęta kochałam, wiedziałam co dzieje się w ubojniach, a mimo to je jadłam. Kompletna hipokryzja i złość tym samym gorejąca trawiła moje serce. Nieważne, że jadłam “tylko” drób i ryby, to jedynie wymówka i wytłumaczenie. Kurczak tez żyje i czuje. Też cierpi na farmie. Mniej te na wsi ale z kolei życie świń w wiejskiej zagrodzie także jest dramatyczne i rodzą po tyle razy, że wypadają im macice. A rolnicy sumienia nie mają. Więc to znowu wytłumaczenie. Najsprawiedliwiej byłoby może samemu zwierzę sobie wziąć od małego, wyhodować naprawdę humanitarnie, ze świadomością, że nie cierpiało. Wtedy mielibyśmy pewność. Co do żadnej innej sytuacji takiej mieć nie możemy, jeżeli nie bierzemy czynnie udziału w całym tym procederze. Nota bene ciekawe ilu ludzi zabiłoby tę krowę, którą by się opiekowali od cielaczka… ?

Ale dlatego rozumiem każdego, kto chciałby, a nie może, bo sama przez to przechodziłam.

To psychologiczne uwikłanie, którego może nawet do końca nie rozumiemy. Co innego ludzie, którzy nie chcą i cierpienie zwierząt mają w dupie. To znaczy, że zwierzęta w ogóle mają w dupie bo nie jest tak, że kot to nasz pupil na kolanach i czuje, a krowa w rzeźni to przedmiot, który można zeżreć. Bądźmy obiektywni. To totalne oszukiwanie siebie samego. Nie można kochać zwierząt wybiórczo, tak jak ludzi też nie można kochać wybiórczo. Mogłabym zahaczyć tu o Jezusa i to co głosił ale znowu narażę się na oburzenie co poniektórych.

Więc możemy przestać ale musimy naprawdę chcieć.

Walczyć ze sobą, pogodzić się i w następstwie zaakceptować swoją słabość. Zrozumieć ją. Podjąć DECYZJĘ czego tak naprawdę chcę lub nie chcę i przejść do działania. Poczytać w temacie diet, popytać znajomych, którzy są już dalej, pokosztować wege kuchni, pokominć przyprawy, odważyć się i przełamać lenistwo. Mięso bowiem znacznie prostsze do zrobienia niż, mówiąc ogólnie, rośliny.

Podejść jak do uzależnienia, jak do każdego innego nałogu.

Poczytać o wychodzeniu z nałogu właśnie i zastosować wskazówki, które nawet w necie pobieżne do opanowania tegoż “schorzenia” wystarczą. Zaakceptować swój mięsoholizm. I przeprogramować się. Można tego dokonać ale trzeba zrzucić maskę. Nie udawać przed samym sobą. No nie jest to takie łatwe, bo rodzinie też można się narazić. I wiem co piszę, bo moja też na początku była oburzona. Jak robiłam przerwy to nie ale pewnego dnia wyczuli, że nie ma odwrotu. Powiedziałam, że jeść zwierząt nie będę więcej i koniec. Pewnego dnia wstałam rano, nie uprzedzając o mej decyzji wcześniej nikogo, bo nie lubię zapeszać, wolę utwierdzić się do końca w przekonaniu i poprosiłam o uszanowanie mojego zdania, tak jak ja szanuję to, że oni jedzą. Po prostu postanowiłam dalej się NIE MĘCZYĆ. Zrobić to, co czuję. Ryby po czasie też odpadły ode mnie same, bez przymusu i wysiłku.

mój organizm najlepiej funkcjonuje na warzywach i owocach… spróbuj chociaż przez miesiąc 😉

Nie jestem fanatyczką, nie nazywam się wegetarianką ani żadną inną anką bo jajka czasem zjem.

I lubię. Ryby też długo rzucałam, po mimo, że innego mięcha nie jadłam. Zanim dojrzałam do tego, że mi śmierdzą i ich też nie chcę w swoim ciele. Nie narzucam swojej ideologii rodzinie, która z mięsa nie rezygnuje całkowicie ale o dziwo od jakiegoś czasu bardzo ogranicza. A im częściej ograniczają tym bardziej im ono śmierdzi trupem i czują o co biega. Nawet mimo przypraw. Bo

to są trupy obiektywnie mówiąc i taką mają wibrację. Martwą.

Nie przekonują mnie też ataki na wege, że brokuły czują. To znowu tłumaczenie na swoje występki i ośmieszanie innych. Nie przekonują mnie teorie z biblii o czym już kiedyś pisałam (Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: “Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”. I rzekł Bóg: “Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem). Nie przekonują mnie teorie, że człowiek musi dostarczyć sobie zwierza dla zdrowotności. Jak ktoś potrafi złapać je, rozszarpać zębami czy jeść surowego fileta albo golonkę, bez obróbki to może i jest mięsożerny. Reszta jest po prostu uzależniona i jak każdy uzależniony nie chce się do tego przyznać i zmierzyć ze swoim nałogiem. Będą płakać na FB i żałować świnki, a później pójdą do lodówki po kabanosa. Weźmy przestańmy się oszukiwać jacy jesteśmy spoko bo nie jesteśmy.

Albo żal nam tych zwierząt i nie przyczyniamy się do ich cierpienia albo jedzmy je bez skrupułów i nie płaczmy jak ten krokodyl co własne dzieci pożarł.

gdyby samemu złapać zwierzę i wbić mu nóż w serce… hmmm…

Bądźmy uczciwi przed sobą.

Dodatkowo hodowle zwierząt bardzo niszczą środowisko i uwalniają 50 % gazów cieplarnianych na świecie. Według niektórych mądrych głów niebawem mięso będzie towarem luksusowym. Już w laboratoriach powstają pierwsze mięsa z probówki, wytworzone sztucznie, o smaku bardzo zbliżonym do prawdziwego. Jak wynika z materiału prawie zupełnie identyczne jak prawdziwe bo ciągle ulepszana jest jego technologia.

A to co dzieje się w ubojniach przechodzi ludzkie pojęcie. Krzyk, płacz zwierząt, krew… Czy na pewno na marchewce jest ta krew, zanim jeden z drugim wyśmiejesz ludzi, którzy nie spożywają czegoś co żyło? Kiedyś jakiś człowiek powiedział mi, że nie je niczego co ma oczy… Ma to sens.

A czym te żywe istoty tak bardzo różnią się od nas? Że mówić nie potrafią i człowiek postanowił sobie je hodować i jeść? Kto bywał na wsi ten wie jakie są zwierzaki, brzydko mówiąc hodowlane.

Miałam okazję dorastać ze wsią za pan brat i jedni dziadkowie mieli małe gospodarstwo. Nas szczęście jako dziecku oszczędzili mi nadmiernej wiedzy jak i widoków chociaż chyba instynktownie nigdy za mięsem na wiejskich stołach nie przepadałam. Jeno za sosem z ziemniakami. I pamiętam doskonale mokry nochal cielaczka, świeżo ocielonej krowy, który podchodził i się przytulał. Dlatego wierzę, że płaczą i cierpią. Ty nie musisz ale weź pod uwagę, że to co kupujesz w mięsnym żyło i miało uczucia.

konsumpcjonizm przekracza wszelkie granice…

Weź pod uwagę, że zjadasz jego strach, hormony i kortyzol. Zjadasz cierpienie i ból. One dobrze wiedzą co się z nimi dzieje i mają niesamowitą wolę życia. Walczą do końca.

Jestem wdzięczna każdego dnia, że mam siłę żyć zgodnie ze swoimi uczuciami. Jestem wdzięczna, że nie przyczyniam się do tego i jestem obok. I każdy może, jeżeli naprawdę będzie chciał. Jeżeli będzie podążał za swoimi szczerymi odczuciami.

Synek  już od dawna pyta mnie dlaczego nie jem mięsa.

Skąd się ono bierze? Jak są zabijane zwierzęta? Zaczyna mieć świadomość i nie unikam pytań, a jedynie udzielam odpowiedzi takich, na które jest gotowy. Wierzę, że jak będzie duży dokona swojego wyboru i będzie pamiętał słowa mamy. Nigdy nie oszukiwałam go, że szynka rośnie na drzewie ani że opowiem mu kiedy indziej. Dzieci muszą wiedzieć od nas, rodziców, co jest grane i czują czy kręcimy. Jeżeli pytają to znaczy, że są ciekawe i gotowe do odpowiedzi. Nie unikajmy ich i nie kreujmy zakłamania.

żyć w zgodzie i harmonii z sobą to najlepsze co możemy dla sobie (i innych) zrobić…

Świat może być lepszy jeżeli zaczniemy od siebie i swojej mikro przestrzeni.

Idealistka? Być może ale dobrze mi z tym. Przynajmniej w tej kwestii. A jeszcze lepiej żyć w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Nie z pieprzeniem tylko robieniem. Bo czyny mówią głośniej niż słowa i choć to wyświechtane powiedzonko to jednak nad wyraz trafione.

PEACE&LOVE

I bez urazy proszę, doskonale rozumiem tych, którzy siły nie mają i absolutnie nie oceniam tych co nie chcą… Chciałam tylko wyjaśnić zależność tej ochoty na mięso, a niemożności jego rzucenia 😉 W większości kieruje nami mięsoholizm i tyle. Żadna szczególnie wyższa filozofia. Wszystko jest w nas i wszystkiego możemy dokonać sami osobiście, jeżeli tylko naprawdę chcemy i potrafimy być konsekwentni 🙂

BeaHerba

Bea Herba to ziołowa beata herbata słuchająca siebie, swoich odczuć i snów, czasem słaba, czasem czarna i mocna, bywa też kompletnie zielona i delikatna biała, niekiedy słodka i aromatyczna. Jak życie...

Możesz również polubić…

16 komentarzy

  1. Coraz bardziej Cie lubie moja droga. Jakbym czytala swoje mysli. Zwierzaki kocham. I co, psa utule, a swinke zjem? Jako dziecko uwielbialam mieso, nie mialam swiadomosci, ze krowa, ktora glaskalam w oborze, szla kilka miesiecy pozniej na rzez. Ale przyszla doroslosc i swiadomosc… Zaczelam czytac o cierpieniu zwierzat, o syfie jaki robi masowa produkcja miesa z nasza planeta. I stwierdzilam, ze wole sie do tego cierpienia nie przykladac, a cieciorka, fasola i soczewica tez ma smak.

    1. BeaHerba says:

      Bardzo mi miło i z wzajemnością 🙂 Właśnie, mam podobne odczucia, że pies to super, a inne zjeść. Nie bardzo pasuje to do mojego światopoglądu. Uwielbiam soczewicę, zwłaszcza czerwoną i cieciorę, hummus, och jest tyle pysznych dań bez mięsa, pasty ze słonecznika, mmm … dobra bo się rozmarzyłam haha ślę uściski 🙂

  2. Mariusz T. says:

    Wow, ciężki temat Pani poruszyła… Niestety wielu nie będzie chciało się z nim zmierzyć. Sam wiem po sobie, że prawda w oczy bardzo kole.

  3. Nie mam problemu ze zjedzeniem miesa chociaz nie jestem jego fanka. Starczy ze zjem kawaleczek. Zabijanie hmm wiem jak to wyglada i pewnei gdybym mieszkala na wsi i musiala zabic by miec pyszny rosol to zorbilaby to. Z bolem serca.

    1. BeaHerba says:

      Przynajmniej szczerze…

  4. Zgadzam się z Tobą. Ja też dość długo siebie oszukiwałam, całe dzieciństwo i część młodości, chociaż na wsi często byłam i nie chciałam jeść hodowanych tam zwierząt. Tam nie, ale już ze sklepu były ok. Dlatego mnie oszukiwano i ciocia zawsze mówiła ten kurczaczek ze sklepu i to mięsko też. Pamiętam zabijanie świni. Chciałbym zapomnieć, ale pamiętam. Straszne to było i czasem mnie prześladuje ten widok okrutny. Pamiętam też jak ciocia goniła kury, które kończyły swój żywot na pieńku bez głowy. Koszmar. Wybacz, że o tym wspominam. W końcu na studiach rzuciłam mięso. Najpierw mięsne obiadki, potem śniadania i kolacje. Łatwo wtedy nie było, ale się udało. Na szczęście mama, z którą mieszkałam zaakceptowała mój wybór. Tata i babcia się śmiali. Wytrwałam w swoim postanowieniu i do mięsa mnie nie ciągnie. Nie jem go prawie 20 lat. Można? Można.

    1. BeaHerba says:

      Super Aniu, jestem pod wrażeniem i dziękuję Ci, że podzieliłaś się swoim przypadkiem i doświadczeniem 🙂

  5. Ciężki temat. Myślę, że każdy ma prawo wyboru. 🙂

    1. BeaHerba says:

      Tak, to prawda 🙂 Ale warto zdawać sobie sprawę z tego co jemy i próbować nad tym zapanować, np. ograniczając 🙂

      1. Może i tak, dobrze, że uświadamiasz innych w tym temacie, jednak myślę, że to trochę walka z wiatrakami, bo jak ktoś nie ma wewnętrznej potrzeby niejedzenia mięsa, to i tak będzie jadł. 🙂 Mimo to, świetny tekst. Super się czytało. 🙂

        1. BeaHerba says:

          Dziękuję 🙂 Może pomoże komuś, kto próbuje przestać, a mu nie wychodzi? To wcale nie jest taka prosta sprawa rzucić mięso i zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest w stanie… Moja droga długa była zanim mi się udało i prób miałam bardzo dużo 🙂

  6. Ja jadam mięso – niewiele , ale jednak. Nie umiałabym chyba zastąpić go równie wartościowymi produktami innego, niezwierzęcego pochodzenia.

    1. BeaHerba says:

      Niektórzy po prostu tak je lubią i już 🙂 Warto chociaż trochę ograniczać 🙂

  7. Mam akurat szczęście, że mięsa po prostu nie lubię i jem je bardzo rzadko. Jak dla mnie jedzenie mięsa to jak za karę, ale gdy jestem u rodziny, to po prostu nie wypada odmawiać i wtedy dopasowuję się do reszty 🙂

  8. No tak, tu chodzi chyba o stan umysłu. Ja od zawsze jadłam mięso, ale teraz pałaszuję go znacznie mniej. Czekam na moment, kiedy wyraźnie czuję, że mój organizm domaga się czegoś mięsnego – zawsze nadchodzi taki dzień. Więc chyba jednak jestem mięsożercą 😉 Ale coraz bardziej umiarkowanym…

    1. BeaHerba says:

      Jak się zastępuje białko zwierzęce białkiem roślinnym to przechodzi nań ochota 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *