Trening wytrzymałości to nie zawsze bieganie w mrozie przez lasy, opływanie jeziora dookoła, 400 brzuszków ani nawet cały dzień samemu spędzony z dzieckiem 😉 Prawdziwy trening wytrzymałości pojawia się kiedy trzeba obcować bezpośrednio z tym, co wyzwala chęć i pragnienie takiego np. skonsumowania. W taki czy inny sposób i w takiej czy innej formie. Najlepiej jak pokusa jest oddalona, nieco na uboczu, nie widać jej gołym okiem i nie ma jej w zasięgu ręki. Wtedy przysłowiowe co z oczu to z serca nabiera odpowiedniego znaczenia.
Niestety nie zawsze można sobie pozwolić na taki luksus, a w stosunku do niektórych bardzo przyziemnych acz ważnych dla ducha i ciała czynności, w ogóle jest to niemożliwe. I postanowienia takie jak dieta (bez kotleta) okazują się jakąś walką z żywiołem, którym to też się osobiście jest. Walka z sobą samym to najtrudniejsza z walk.
Bo podając dziecku gorącego tosta (mamulku moja najkochańsza zrób mi proszę te pyszne tosttini, taaaaaką mam ochotę) z pieczywa prawdziwie tostowego, serem żółtym ciągnącym się idealnie czyli nie za mocno, nie za słabo, chrupiącego i pachnącego można zwariować i język do tej, przepraszam, ale dupy ucieka.
A ty bez nabiału, glutenu, cukru. Mięsa nie liczę bo to przyjemność każdego dnia mnie spotykająca, że nie jem trupów* i wdzięczność za to czuję. Więc najlepiej jak porzucenie czegoś szkodliwego samo przychodzi i niektórzy, podobnie jak ja mięsa, na przykład nie znoszą cukru. Że za słodki 🙂 Więc kwestia indywidualna co kto lubi i jakie żywi przekonania w danym temacie.
*mięso, ponieważ nie żyje, wibruje na bardzo niskiej częstotliwości i nie jest dla nas dobrym pożywieniem. Pomijam emocje zwierząt, które czują i bardzo się boją, a ludzie później ten strach dodatkowy też zjadają karmiąc się jeszcze większym stresem wyzwalając go u siebie… Lepiej wiedzieć co do żołądka wrzucamy i zdawać sobie z tego sprawę.
Mam jednak taki (ambitny, że ho ho) plan spróbować zmienić te nawyki żywieniowe na dłużej i zdetoksykować organizm. Na razie walczę ze swoimi słabościami po kolei metodą eliminacji. A pokusy przechodzą przez moje ręce każdego dnia. I same pchają się do ust 😉
W taką sobotę – urodziny synka koleżanki i… tort pachnący, z ponoć delikatnym śmietanowym kremem, przekładany wiśnią. Jedynie kolor niebieski był wybitnie mnie odstraszający. Jakoś do smerfowych potraw nie mam zaufania. Łatwiej się przekonać było, że nie chcę i ASERTYWNIE odmówiłam ciesząc kontynuacją zdrowego prowadzenia się. Oczywiście odmowa zakosztowania kawałka tortu solenizantki wzbudziła zdziwienie i zachęta wzmożona do nawrócenie mnie – niewiernej – beaty – sałaty w oczach dawcy błysła. Na szczęście nie tylko ja poczyniłam ten zdradziecki krok i jakoś przeszło bokiem.
W domu lody lizane były z apetytem, frytki i inne smakołyki, które to zapewnił tata synowi swemu gdy wybyłam do fryzjera konsumowane ochoczo były. Frykasy o średnim poziomie pożywności zapewnione zostały bez przyglądania się szkodliwości czynu (taki stan rzeczy trwał prawie do poniedziałku, a próby przerwania go wzbudzały domowe zamieszki). Rzeczywiście wyjątkowo długo mnie nie było chociaż czas spędziłam bardzo przyjemnie w towarzystwie fajnych kobiet. Super przedpołudnie, do kawy oczywiście dołączyła nagle wiśnia w czekoladzie, mmm, prawie już wymiękłam bo śniadania nie zdążyłam zjeść a to była pora obiadowa czyli w sam raz na wisienkę. Oblizałam się zatem dumna, że jestem taka silna i… schowałam dla synka 🙂
Tylko jak tu się później nie wkurwiać? By się choć odrobinę pocieszyć zjadłam pół słoiczka papryczek chilli, na co mój mąż czasami patrzeć nie może jak to robię, głowę odwraca i przy 6-ej mówi: ja nie wiem jak ty to możesz jeść w TAKICH ilościach 🙂 Mam tajlandzkie podniebienie 😉 Poza tym zdrowe są i warto po nie czasem sięgać 🙂
Czy ten glut(en) musi być w tym co pyszne i taaakie pociągające? A nabiał… ?
Niestety z nabiałem owym trochę grzeszę i podjadam szpinak z fetą. Nigdy nie lubiłam tejże zieleniny i nadal tylko wersję mego faceta uwielbiam nie mogąc się powstrzymać. Za nic 🙂 Więc jak na razie efekty tylko takie, że nie tyję bo cukru do ust twardo nie wciskam. Na resztę trzęsę się czasami i jak przyrządzam jednemu lub obu chłopakom to niekiedy dosłownie mnie telepie 😉 Dietetycznie często więc nieetycznie wychodzi. A już najlepiej jak wszyscy z tą całą zdrową dietą rodzinnie się przyjaźnią. Szczyt marzeń. A tak weź synkowi nie zrób tosta jak cię prosi, nie pozwól zjeść ciasta na przyjęciu, odmów ciepłej bułeczki w sklepie czy rogala w piekarni. Nie jestem mamą doskonałą i nie mam takiej mocy (chęci) żeby zmuszać ich do AŻ takich wyrzeczeń konsumpcyjnych. Ogólnie wszak prowadzą się dobrze i połowiczny styl fit prowadzą. Półświadomie. Na obu moich facetach stosuję bowiem metody przemytnicze i w niektórych kwestiach upieram się przy swoim. Spożywają mielone siemię lniane czy piją naturalną Wit C w ogóle o tym nie wiedząc i takie tam podobne 🙂 Posuwam się też czasem (kiedy sytuacja tego wymaga) do szantażu, że jak kuchnia nie odpowiada to samemu można sobie ugotować. Nic nie stoi na przeszkodzie. Każdy odpowiada za siebie no i my jako rodzice za dziecko. To rzecz oczywista, każdy wie o szkodliwości cukru i nie będzie protestował. Trzeba się tylko starać i pilnować żeby naprawdę dawać dobry przykład swoją osobą pociesze i wyeliminować pewne zachowania.
A jak się skończy post to zaczynam kombinowanie deserów bez cukru i mąki YO 🙂
Ileż to razy jestem bliska polizania i nażarcia się tego co uwielbiam, a mi nie służy i może przerwać eksperyment zdrowotny. Napycham się wtedy najczęściej bananami, jabłkami, kiwi, figami, orzechami włoskimi, daktylami i warzywami. Tak naprawdę jak się nie ma czasu prawie na nic albo wszystko ustawione z zegarkiem w ręku to przyrządzanie odrębnie dla siebie potraw z cudem niemal graniczy i sporadycznie jeno się udaje. Więc i tak się czasem na noc nawpierdalam ale przynajmniej z obostrzeniami.
A Ty się mężu nie śmiej, bo zobaczymy jak wyjdziemy niebawem na plażę co powiesz 😀 I kto się będzie śmiać 😛
No więc skończyliśmy tak 🙂
W związku z tym zbieramy na nową 😀
Ciesząc się z TEJ chwili kiedy mamy prawie wszystko wyprane 🙂
I nie przejmując tym, co będzie jutro 😉 BRAWO MY 😛
A delfin to piesek york i musiał zobaczyć pralnię samoobsługową bo w tej części miasta jeszcze nie był. Widok najlepszy oczywiście z mojego odzienia 😉 Mina zamyślonego faceta w kolejce sklepowej – bezcenna 😀