Powroty bywają piękne ale i zaskakujące… Chociaż czy może zaskoczyć człowieka własny facet tudzież znane od lat blokowisko? Ano nigdy nie przewidzimy dnia ani godziny i za spokojnie spać jednak nie można 😉
W mieszkaniu na naszym wspaniałym osiedlu już w godzinę od powrotu dało się słyszeć trel blokowego dzięcioła (jeszcze nie “jebanego”, jeszcze na relaksie i spokoju wakacyjnym psychika jedzie) i łupanie młotkiem może zbyt głośne nie było lecz dość obrzydliwie natrętne. No tak, sezon remontów (jebanych) się zaczął.
I od 7-mej rano, tuż po dzwonach kościelnych, które chyba cały Wrocław słyszy, od pierwszego poranka przez następne, wyje sobie jakaś maszyna, która to ucicha delikatnie po szczelnym domknięciu okna. No i przestaje wyć (oczywiście) około południa. Ale jak już człowieka taki hałas rozbudzi i zdenerwuje… Nieee, mnie jeszcze z równowagi nic takiego nie wyprowadziło, 3mam się nadal trzciny i wiem, że niebawem wrócę do raju 🙂
Za to mój mózg zastanawia się i analizuje tak po trosze co może sprzątać facet przez 2 dni w tym, jak się okazało, bez odkurzania i mycia podłogi?
Co co co co ON może tyle czasu sprzątać ???
To pytanie natrętne narzuciło mnie się samo i do łez śmiechu doprowadziło oczy me 🙂 Chociaż w dalszej kolejności prawie z tegoż samego śmiechu popuściłam 🙂
Huuuuczne zapowiedzi jeszcze bardziej hucznego sprzątania przed naszym powrotem słyszałam od dni kilku 🙂 No i zajeżdżam, kontrolerka alergiczka. Facet szczęśliwy, zadowolony z siebie, mieszkanie prezentuje ochoczo:
-popatrz, TU starłem, zobacz w górę, tam TAM gdzie ty nie sięgasz, wszystko wyczyszczone 🙂
Ale oddala się nagle celem zarobkowym i domostwo opuszcza, zostaję więc z dziecięciem rozpakowując dobytek tymczasowy. Nooo i niechcący zupełnie, bez przyglądania się zbytniego odkrywam kolejne niespodzianki męskich porządków 😀 Aha, nie żebym nie doceniła tego co uczynił 😉
Tak więc gdy wrzucam pranie do kosza na brudy pierwsze odkrycie to tona piasku i innych śmieci z piaskownicy jeszcze przez synka miesiąc temu pozostawionych. Idę do kuchni co by herbatkę (ziołową) sobie zrobić iiii… oooo blat koło zlewu do białości wyszorowany, przyznaję, sama w życiu bym tak nie doczyściła, biorę maliny co to za połową drugą mniejszą stoją iii… no tak biały ale tylko do pewnego momentu. Dalej bowiem uroczym kurzydłem przykryty, a nań koszyczek pięknych owoców myląco postawiony (nie mówię, że specjalnie, mogło wyjść przypadkowo). Teraz to już w głowie słyszę duże HA HA HA. Ale dalej synek pudła klocków wyciąga i tu już pył w powietrze idzie bardzo spory, autka wszystkie pozostawione jak, no jak? noo jak miesiąc temu oczywiście 🙂 W związku z każdym kolejnym jego ruchem unoszą się coraz większe tumany.
Mam taki swój własny test, nie na siłę spreparowany lecz od natury dany, że jak kurzu gdzieś za dużo bytuje (i nie dokładnie jest posprzątane) to psikam i prycham jak szalona. I jak zaczęłam, jak wystartowałam to do wieczora przestać nie mogłam 🙂 Ale dobra, widzę braki lecz za radą mamy milczę srogo, doceniam dalej wartości z innych prac płynące jak np. wyczyszczenie obrazków w pokoju dziecka i tu sprawa bardzo ciekawa bo Jezus zabytkowy po prababci w spadku dostany całkiem czysty, teściowej (czyli mamy mojej) zdjęcie, nooo na moje oko jakby dłonią przetarte ale za to jego/pana/faceta fotka w dużą antyramę oprawiona czysta jak nigdy, świecąca z oddali, wybłyszczona i widoczna baaardzo dobrze 🙂 No tak, pucowanie obrazka i blatu może 2 dni pochłonąć 🙂 się nie rzucam 🙂
Na tym nie dość atrakcji bo niechcący zalawszy łazienkę (delikatnie z roztargnienia pranie czyniąc i wąż zahaczając) musiałam do mopa się pochylić. A on ci na wiór zasuszony, wąsy wykrzywione do góry na dół spaść nie mogły, myślałam, że odpadną trzeszcząc, za to prawdę powie i nie oszuka 🙂 Podłoga na bank więc myta ni razu nie była i kwitł sobie taki mopik na wieczne wysuszenie. Wraca ukochany, pytam:
–a Ty podłogę chociaż raz myłeś?
-noo tak, jasne, myłem, przed twoim przyjazdem też 😀
–taaak, a jak? bo mop suchy jak wiór zwykły pospolity?
-noo bo ja myłem i mopem nawet też ale… bez użycia wody 🙂 🙂 🙂
I tu już padłam (ze śmiechu of kors) chociaż męża swego znając rzeczywiście mógł na sucho wyszorować 😉
Staje w progu z gąbką do naczyń z miną bardzo dumną i rzecze:
-tym myłem (nie powiem, zdziwko mię chapło i na momencik zaniku myślenia logicznego dostałam)
na co ja: –całą chatę?
-taaak
-w sypialni też?
Tu wymięka i rechotać się zaczyna. Po chwili już oboje tarzamy się ze śmiechu bo okazało się, że dodatkowo też odkurzał tylko… bez użycia odkurzacza 😀 To jest sztuka!
W ogóle to mój facet jest po prostu magikiem,
sprzątać potrafi fantastycznie, niemalże ekologicznie i bez użycia wody podłogi myje 🙂
Okazało się też na moje szczęście (męża nie) że są już wyprzedaże i nie idzie NIE skorzystać 🙂 To znaczy przypadeczkiem zupełnym całkowitym wybierając się na miasto przeceniłam warunki pogodowe. I ubrałam się za cienko. Gołe nogi (bo ładnie opalone to szkoda ukrywać), krótki rękaw, a w zasadzie jego brak i bosa stópka w nowym lakierze na wolność wystawiona. A tu wiatr, deszcz zacina, zimno się zrobiło, że skóry gęsiej dostałam i naprawdę miałam/chciałam tylko parasol (w Renomie mojej ulubionej co na drodze mnie stanęła) kupić, a wyszłam… w swetrze 🙂 Nie żebym nie była zadowolona… Ja tak, budżet domowy już nie koniecznie.
Jest też akcja (jeszcze bardziej) pozytywna, otóż
mając 2 godziny bez dziecia
co to z tatą gdzieś popląsał nie leżałam, nie sprzątałam i nie gotowałam nawet też (coś te gary mnie nie lubią i ogólnie omijamy się łukiem dość szerokim). Nagle zrywu na bieganie dostałam, stojąc i naczynia myjąc poczułam, że MUSZĘ lecieć. Bo jak nie od razu to kiedy?
Moment chęci łatwo utracić bowiem można,
a pokus dużo, oj dużo bardzo z każdej strony czyhających. Że się wypad na zumbę odwrotnie nieco ułożył to poczucie straty ruchu miałam. Więc w te pędy się ubrałam i zaczynam… Ledwo krok robię, a tu klucze mi od domu dzwonią. No to kombinuję, przekładam, próbuję, cuduję nic. Trochę biegnę, trochę idę w stronę parku aż dochodzę do momentu, że chrzanię to, niech sobie dzwonią (za ambitna na cofanie). Będę udawać, że nie słyszę. I one oczywiście przestają się rzucać więc uff. Już się nawet ucieszyłam ale nagle coś innego podskakuje i lekko pstryka. Znowu prawie do domu się wróciłam ale jakoś dałam radę. Raz się śmiejąc raz przeklinając głośno nawet (matka co to ciągle do dziecka gada wypuszczona sama na wolność nawija dalej ale do siebie). Jakem rytm złapałam to ku końcowi się zbliżałam. Ale warto było i bieganie dobre jednak jest na wszystko (a przynajmniej większość znakomitą). I dupa ruszona to głowa przewietrzona nabiera zaraz innego znaczenia 😀 Jedynie, że do ludzi muszę się przyzwyczaić bo dzikusem z lasu jestem i spojrzenia przechodniów krępują mnie nieco.
Ruszyłam w końcu i do tych niechlubnych złą sławą owianych garów, cóż począć było, ociągając się na maksa
biszkopt i krem maskarpone z truskawkami zrobiłam ale niestety jeden się rozciapał,
a do tego zamrożony celem ratunkowym okazał się nad wyraz przepyszny. I powstać musiał na dzień następny kolejny maszkarponiec (płacz i lament, że za mało, brzuchy nie nażarte, a języki NIC nie poczuły, zwłaszcza ten największy). Zostało odśpiewane drugi raz “sto lat” i kwiaty z koperku też pozostały wręczone więc Dzień Ojca jak się patrzy pełnym ryjem 😀 Za to głodówka mnie nie minie i z facetem własnym dieta żadna nie wychodzi, leży, kwiczy i się śmieje 🙂 Może na wsi uda mnie się jakiś reżim wprowadzić i z grubej rury na post Dąbrowskiej lub chociażby witarianizm przeskoczyć 🙂
Całe chyba osiedle się remontuje, bez litości, razem z drzwiami, balkonami, podłogami, trawnikami, placami zabaw, klatkami schodywymi i innemi, z każdej strony wrrrrr wrrrrr wrrrrr wiertareczka w głowie jeździ. Tylko świadomość ucieczki pozostawia mię przy normalności. Bo jak na chwilę wzięła beatę znowu nienawiść do cukru, tłuszczu, nabiału i glutenu to piec musiała. Tyle się naczytałam o tej całej pszenicy… A idź pan w pyry normalnie z tym wszystkim 😉
Do ZOO to już chyba raczej więcej moja noga nie postanie. Przyjemność dziecku zrobić chciałam bo prosił, sam wybrał miejsce, które chce odwiedzić i koniecznie z obojgiem rodziców. Do człekokształtnych tym razem nie zajrzałam, w stanie nie byłam bo już przy mniejszych małpach ścisnęło mnie w gardle jak łapki przez kraty wyciągały i bardzo smutne oczki miały. Ni w ząb nie rozumiem jak można złapać zwierzęta, pozamykać je i chodzić oglądać… Zapomnijcie o dowodach z Pisma Św. Cytuję ten, na który wielu się powołuje:
Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi». 29 I rzekł Bóg: «Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. 30 A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona».
Zastanawiam się dlaczego ludzie-katolicy powołują się zaledwie na pierwszą część tychże słów, że zwierzęta mają im być poddane… Nigdzie Bóg nie powiedział, że zabijane i zjadane. “Poddane” to słowo oznaczać może wiele ale w kontekście kolejnych chyba jasne i logiczne jest co przykazał jeść… Roślinę przynoszącą ziarno i owoce z drzewa. Czytajmy dokładnie, a nie wyrywkowo i tylko dla usprawiedliwiania mordowania. Bierzmy na klatę to co robimy i do czego się przyczyniamy. To nie Bóg Ci kazał jeść mięso. A jak już jesteśmy TAKIMI katolikami to może zacznijmy właściwie interpretować słowo boże. Tacy sami chrześcijanie jak muzułmanie. Odbieranie życia w imię boga jakiegoś. Dokładnie identyczni. Ale o tym może jeszcze napiszę 🙂
Co poniektóre zwierzole też na ludzi jak na zoo patrzyły i zdziwione, przyglądały się temu tłumowi. Serce moje jednak jest za wrażliwe na takie widoki. Sfotografowałam więc jeno żółwia bo jakoś tak na dość pogodzonego wyglądał 🙂
I tak wygląda moje miasto w skrócie iście telegraficznym i nie tylko nocą 🙂 Bo to co wyprawia Herbata i jej familia cała nie sposób opisać dokładnie 😉
Ręka noga mózg na ścianie jest totalne rozjebanie… Aj hejt garnki i inne narzędzia kuchenne. Słowo “obiad” to wróg numer 1, a pytanie: co dzisiaj na kolację? przyprawia mnie o spazmy… I czy moja miłość do gotowania nie spaliła się razem z ostatnim garnkiem… ?
Też nie przepadam za zoo ale mięsa niestety rzucić nie potrafię chociaż próbowałam. Może kiedyś… Jeżeli chodzi o gotowanie to świetnie ujęta sprawa, pozdrawiam
Ja też jestem przeciwna zoo, niestety nic na to nie poradzimy. 😉
Świetnie piszesz, będę zaglądać częściej! Pozdrawiam.
dziękuję i zapraszam serdecznie na herbaciane wariacje haha pozdrowienia 🙂
Jeśli chodzi o sprzątanie, to prawda, że niektórzy mężczyźni wykazują się kreatywnością, na którą nas, kobiety stać by nie było 🙂
z pewnością mają fantazję 😀
Beata uśmiałam się przy tym poście 😀 Masz naprawdę fajny styl pisania 🙂 Rozbroił mnie Twój facet i mycie podłóg gąbką do naczyń…no genialne to jest! ;))) Liczą się starania 🙂
Bardzo Ci dziękuję, to szalenie miłe co napisałaś 🙂 No starał się, to fakt 🙂 i to bardzo haha
Może czas wyprowadzić się na wieś i odocząć o tego Twojego miasta?
Właśnie o to chodzi, że i wieś i miasto ma swoje zalety 🙂 I jak jestem długo w lesie to brakuje mi miasta 🙂 taka miejska wieśniaczka 😉
Cóż, przyznaję się bez bicia. Sprzątam podobnie jak Twój mąż. Na szczęścia sama nie mieszkam, tylko z mężem i on pomaga albo sobie w bałaganie żyjemy.
Co, do zoo mam podobne spostrzeżenia jak Ty. Mięsa już nie jadam, więc może stąd moja wrażliwość. Mięsożerni lubią się na Biblię powoływać, bo tam mnóstwo cytatów i dla nich i dla tych co nie jedzą. Niestety Biblia nie przedstawia jednoznacznego rozwiązania. Wiem, bo już mam te dyskusje z Biblią w tle za sobą. Teraz stwierdzam: guzik mnie obchodzi, co Biblia mówi i kościół. Wiem, co czuję, a dla mnie jedzenie mięsa nie tak zupełnie w porządku jest i już.
Poza tym powroty do miasta są zawsze trudne. U mnie też wiercą i hałasują ile się jakby myśleli, że można zwykłe mieszkanie w bloku w pałac zamienić.
Podoba mi się Twój styl pisania i nadal zaglądać będę.