Deszcz
może i piękny jest. Może nastrojowy i może ma jakiś tam (nawet) swój urok. Wydzwania o dach te swoje melodie i robi się rzeczywiście klimatycznie. Po mimo ponurości chmur niesie ze sobą magię. Nawet w nocy kiedy człowiek zbudzi się przez szum wiatru i słyszy wielkie krople, a sam leży w ciepłym łóżeczku odczuwa romantyzm chwili. Bardziej słychać go jak uderza o dach domu niż o blokowe szyby. Czasem może niebo płacze ale to wersja bardziej nostalgiczna (dla smutasów).
Tak czy inaczej woda z nieba potrzebna jest każdemu, a już na pewno stepowemu klimatowi Wielkopolski 😉 Na dowód, że ten region Polski właśnie stepowieje leje sobie po prostu kilka dni ciągiem. I wszystko ładnie pięknie ale do pewnego momentu. Bo będąc posiadaczem dziecia czasami można już ogłupieć z “nadmiaru” wrażeń. Trzeba posługiwać się nie lada wyobraźnią i kreatywnością żeby te godziny jakoś zagęścić i zagospodarować. Narzekając na ogólne braki czasowe w dni ulewne nagle okazuje się, że dzień robi się z gumy, flaczeje, a minuta za minutą wolno płyną wyjątkowo.
A dziecko chce atrakcji, zajęć i ile można grać w Angry Birdsy czy Train Station lub inną Piglly. Pomijając nie pedagogiczne udostępnianie swojego laptopa na dłużej niż godzinkę to znudzenie ogarnia i dużego i małego.
Malowanie fajna rzecz i śmiało korzystamy z używania farb wszelakich, kartek, kartonów, arkuszy w domostwie wynalezionych i innych przydatnych wstążek do czynienia prawdziwych dzieł sztuki. Przymusowy odpoczynek nie jest jednak tym co poniektórzy sobie cenią czy lubią w nadmiarze i niemożność biegania, pływania i uprawiania innych grzybów bardzo mierzi, żeby nie powiedzieć dołuje. Cóż bowiem po tym, że chciałoby się jak nie można.
W moim osobistym przypadku zbiegło się dobrze w czasie bo zostałam pokąsana, tudzież oparzona rośliną jadowitą lub innym robalem nieco bardziej toksycznym. Opalając się na brzuchu, na zwykłym moim ogrodzie i jeszcze zwyklejszym kocu, trzymając stopę poza nim nagle poczułam ogromne swędzenie jej wierzchu. Po 10 minutach spuchła niemal jak bania i nie powiem, wystraszyłam się nico (zwłaszcza zakłóconej estetyki). Śladów po ukąszeniu zero, a ona jak szalona się powiększa w oczach. Z racji oddalenia od jakichkolwiek ośrodków medycznych poszedł ocet i propolis. Punkt apteczny kilka kilometrów dalej czynny (aż) do 15, a lekarz to już w ogóle o takiej godzinie w przychodni nie bywa, zresztą ta zamknięta na 10 spustów. Najbardziej ucieszyło się oczywiście dziecko: mamo, jedziemy na pogotowie? no pooowiedz, że jedziemy z tą twoją stopą na pogotowie… ja tak bardzo chcę 🙂 no tak 🙂
EDIT: po skoszeniu trawy okazało się, że niedaleko mojej miejscówki zagnieździły się jakieś dziwne mrówki targające jeszcze dziwniejsze jajeczka, obrzydliwe i zapewne wysoce trujące 🙂 Mężu, to nie wina diety! 😉
Dzieci cieszą się ze wszystkiego i wszystko potrafią obrócić na pozytywne ale może to wynikać z ich nieświadomości. Bo skąd mogą wiedzieć nie bywając w takich miejscach co kogo czeka. Książeczki podsycają ciekawość, wyjące karetki i inne ambulanse stanowią czystą rozrywkę, a środek pojazdu to już w ogóle atrakcja nie do przecenienia: mamo, może jednak wezwiemy prawdziwą karetkę do tej twojej nogi?
Czy my dorośli możemy przejąć coś z tego dziecięcego zachwytu?
Może warto próbować podejść do życia jak do przygody, ciekawej niewiadomej, a nie biadolić i dawać się ponieść swoim lękom i ograniczeniom? We mnie synek rozbudził lęk właśnie pytaniami o szkołę i zerówkę do której w przyszłym roku pójdzie. Nagle dopadły mnie traumatyczne wspomnienia i próbuję przesterować tę swoją głowę, że nie każdy przecież tak miał. Nie chcę opowiadać mu (przynajmniej nie teraz) o różnych koszmarach, które przeżyłam, prześladowaniach przez nauczycieli, rozwodzie rodziców, który w małym miasteczku okazał się polem do wyżywania się na mnie pań nauczycielek bo ojciec nie przychodził już i nie rozmawiał po męsku. A matkę miały za nic (znowu napisałam dosłownie ale tak po prostu jest, że z facetami te piczki liczą się zupełnie inaczej). Nie chcę straszyć go moją wstrętną koleżanką z wystającymi zębami i grubymi okularami, która nienawidziła mnie jak psa, podkładała świnie, buntowała innych bo miałam soczki z Niemiec (ze słomką-co za wydarzenie), które przynosiłam do szkoły i którymi chętnie się dzieliłam z innymi. I za to obrywałam, za to cierpiałam, że miała i dała, że przychodzili do mnie do domu, korzystali z zagranicznych słodyczy, koleżanki pożyczały ciuchy, a później miały jawne pretensje, że ja mam, a one nie. Zębata ciągnęła się za mną do liceum i tam też niestety na nią trafiłam. Prawie mnie wykończyła psychicznie z zazdrości, że grałam w amatorskim teatrze Macochę w Kopciuszku i w zasadzie to moja rola wybiła się na plan pierwszy. Ludzie przychodzili (również do teatru) zobaczyć właśnie mnie 🙂 Ona była Ochmistrzynią. Napisała mi kiedyś w pamiętniku taki wierszyk, który utkwił mi do dziś:
Ja cię ko… ale nogą
Ja cię lu… ale wodą
Ja cię ści… ale drzwiami
taka przyjaźń między nami.
Zabite marzenie
Zabawne, prawda? Ale jednak ona naprawdę kierowała się tą zasadą z czego zdałam sobie sprawę parę lat później. Skoro jednak to zapamiętałam – znaczy wryło się i już. Z liceum musiałam odejść, nastawiała ludzi przeciwko mnie, nauczyciele wtórowali, że jestem aktoreczką i dawali pały za nic. Dlaczego? Nie wiem. Czy ktoś, kto się czymś wyróżnia, np. talentem zawsze obrywa, czy może w większych miastach jest inaczej?
Mam nadzieję, bo aktor z Wrocławia (co za zbieg okoliczności) prowadzący to kółko przygotowywał mnie do zdawania do szkoły teatralnej o czym marzyłam i może nawet bym się dostała. Kto wie? Niemniej jednak zniszczona przez grupę, która to nagle przestała się do mnie odzywać, a niektóre koleżanki trzymając z tamtą smutno się do mnie uśmiechały i widziałam zażenowanie w ich oczach skutecznie zabiły moje marzenie (oczywiście sama to zrobiłam niewiarą w siebie i brakiem odwagi). Aktor też odszedł bo nie miał z kim pracować i nie podobało mu się to co zrobiły. Nie odważyłam się więcej po nie sięgnąć. Nie maiłam siły walczyć z wronami i dałam się pokonać. Poszłam inną drogą, przynajmniej z dala od Zębatej małpy. Paradoksalnie silniejsza. Później spotykałam te same dziewczyny w różnych okolicznościach małego miasta, które zawsze czuły się w moim towarzystwie dziwnie, jakoś tak pytająco na mnie patrzyły ale nie, nigdy nie maiłam do nich żalu. Wiedziałam, że dały się zmanipulować jędzy i nie potrafiły przeciwstawić jej sile przebicia w atakowaniu kogoś kogo sobie upatrzyła. Może bały się, że spotka je to samo? Tylko paru chłopaków trzymało do końca ze mną sztamę i jak się okazuje na facetów zawsze mogłam liczyć 🙂 Ups, padło na mnie. Taki los. Że zawsze w tych szkołach się wyróżniałam na tle innych nie odzywając się nawet i siedząc w przysłowiowym kącie w worku.
Były też dobre wspomnienia, chociażby z handlówki ale one są kompletnie przysłonięte złymi. Przynajmniej teraz. Nagle pojawił się we mnie paniczny lęk, nie jak synek da sobie radę tylko jak JA sobie poradzę. Czuje się jakbym to ja miała iść do szkoły, a nie on. Mam stracha przed nauczycielami i konfrontacją z ludźmi ze szkół. Wiem, że będzie trzeba to przełamać, że potrafię i dam nawet radę.
Może jak minie PMS zacznę bardziej przychylnie patrzeć na swoją przeszłość i skupię na tym co dobre. Na ten moment jednak od (częstych) pytań dziecka o szkołę śnią mi się w te deszczowe noce koszmary. Budzę się i nie mogę spać bo przypomina mi się to wszystko, a synka nieco ściemniam, że szkoła jest super i opowiadam te pozytywne strony. Pełna obaw nie chcę go do niczego zrazić. I powtarzam sobie, że to dopiero za rok, że się przygotuję psychicznie i przeprogramuję umysł. Ale każde pytanie działa na mnie trzęsawką w środku. Wszystko wróciło.
Lęki siedzą czasem głębiej niż się spodziewamy i wychodzą z dużym opóźniaczem. Niby przecież to przepracowałam, niby się uporałam z przeszłością, a jednak nie do końca. Spodziewałam się nawet w jakimś sensie powrotu do tych wspomnień jednak nie sądziłam, że do tego stopnia we mnie siedzą. I to nie on się boi tylko ja. Przeszłość jednak nie istnieje, jest “tylko” tu i teraz co nie zwalnia mnie z odpowiedzialności ze zmierzeniem się z tą marą. Dla niego i przede wszystkim dla swojego wyzwolenia i SIEBIE. Bo nie chcę projektować dziecku swoich negatywnych przeżyć. Dlatego opowiadam mu, że szkoła to wspaniała przygoda i będzie fajnie. Dziwnie się trochę czuję bo chciałabym w to wierzyć.
wybaczam wszystkim i wybaczam sobie OMMM OMMM OMMM
a dzisiaj jest pierwszy dzień reszty mojego życia 🙂
to oczywiście wyrywek z życia herbaty, a takich przeżyć, kolorowych i szarych, a nawet czarnych ma znacznie więcej 😉
W moim konkretnym przypadku niektóre teksty są swego rodzaju katarsis i… tak się stało też tym razem 🙂 Koleżankę nazwałam sobie może mało ładnie, zgadzam się ale nie wszystkie brzydule są w porządku. Kto przeczytał temu dziękuję i pozdrawiam serdecznie 🙂 bea
Bardzo ciekawa strona pozdrawiam i zapraszam do siebie 🙂
Najgorsze lata mojego życia to podstawówka i gimnazjum. Nie miałam bogatych rodziców, ciuchy miałam jakie miałam, a zbuntowana byłam tylko w środku. Ileż ja nocy przepłakałam w poduszkę. Te czasy na szczęście minęły. Sama bym sobie nie poradziła, ale największą satysfakcję odczuwam, że teraz jestem zupełnie innym człowiekiem. Mam życie jakiego pragnęłam i z wielką przyjemnością patrzę tym ludziom w oczy 🙂
Super, to bardzo dobrze, że zostawiłaś przeszłość za sobą. Moja niestety wróciła. Dziękuję Ci za podzielenie się swoją historią, niby inną od mojej ale spore przeżycia emocjonalne jednak bardzo podobne. I wcale, jak się okazuje, nie ma znaczenia stan posiadania. Zresztą ten negowałam i buntowałam się także przeciwko pieniądzom co w konsekwencji też mi na dobre nie wyszło bo zatraciłam poczucie ich wartości. Pozdrawiam ciepło 🙂
Co to roślina, która Cię oparzyła? Jak to trzeba uważać. 😉
Jest w tekście dopisane, że to mrówki, chyba one, bo nic innego w tym miejscu nie było, a ja jestem alergiczką i co prawda nigdy mrówka mi nie poszkodziła ale tym razem widocznie tak 🙂 Szukaliśmy rośliny ale dopiero jak skosiłam trawę to prawda wyszła na jaw 🙂 Pozdrawiam
Może nie będzie źle i Twój synek od razu znajdzie w szkole fajnych kolegów. W moim przypadku tak nie było. Miałam tylko jedną dobrą koleżankę, z którą nadal utrzymuję kontakt, a poza tym mnóstwo obojętnych ludzi. Patrzyli tylko jak mi ktoś dokuczał, bo niestety tacy też się znaleźli, bo im się moje ubranie nie podobało i ja sama też. Podstawówka była najgorsza. W moim przypadku jeszcze nie gimnazjum, ale ostatnie lata podstawówki. Wtedy chyba ludziom hormony do głowy podchodzą i robią się nieznośni. W liceum już było ok.
W każdym razie życzę Ci, żeby Twoje lęki były nieuzasadnione i żeby było Twojemu dziecku w szkole lepiej niż było Tobie.
Dziękuję Ci Aniu, oby Twoje życzenia się spełniły 🙂 Mój mąż nie ma aż takich przeżyć ze szkoły, jedynie jedną uwziętą nauczycielkę z matmy i zastanawiam się czy chłopaki jakoś łatwiej tego etapu nie przechodzą? Twierdzi, że w szkole było super co bardzo mnie cieszy bo jest też optymistyczny akcent edukacyjny w naszej rodzinie 🙂